Czas ruszać na wschód, lecz Jacuś smacznie śpi. Więc jest czas żeby zwiedzić Białowieżę
Pobudka po 4 w maju nie jest może najfajniejszą sprawą. Tym bardziej, że mam problemy ze snem na nowym miejscu. Jackowi to nie przeszkadzało i pochrapywał sobie. Ja miałem okazje słuchać budzącej się przyrody oraz cichego krzątania się Valeriia, który postanowił o poranku wyruszyć na zwiedzanie Podlasia. Po porannej kawie postanowiłem objechać pogrążoną jeszcze we śnie Białowieżę.
(Białowieża Pałac. Odbudowana stacja kolejowa. Niestety, żeby do niej wejść trzeba kupić bilet a w moim wypadku gdy byłem przy niej o świcie, oglądać zza parkanu)
Jeśli nie jestem fanem tłumów to znaczy, że jestem introwertykiem? Być może, ale lubie te wszystkie turystyczne czy mniej turystyczne miejsca o poranku. Białowieża jest cicha, prawdopodobnie taka jest przez 5 dni w tygodniu gdy nie ma tu weekendowych gości spragnionych rozrywki i kontaktu z naturą. Nie ma co się mądrzyć, w końcu też jestem weekendowcem, który tu zawitał.
(Rzeka Narewka o poranku)
Białowieża o czym niewielu moich znajomych wie, jest miejsce silnie związanym z moją rodziną. Tu przez 4 lata w technikum leśnym uczył się moj starszy brat. Co prawda później porzucił zawód leśnika, ale do dziś pamiętam jego opowieści o puszczy, o nauczycielach i życiu w internacie. Dzięki nielicznym książkom, które gdzieś mu się zawieruszyły mogłem zgłebiać wiedzę o przyrodzie. Dzisiejsza Białowieża bardz się zmnieniła przez te kilkadziesiąt lat. Ja pamiętam Bialowieżę przez pryzmat szkolnych i kolonijnych wycieczek, które były stałym punktem. Wypłowiałe żwierzaki, jakieś żubry w rezerwacie i spacer po lesie. Jaka jest dziś Białowieża? Nie wiem. Co mogę powiedzieć o miejscu, którę odwiedzam raz na rok na godzinę może dwie. Nie ma apteki. Nie ma nocnego sklepu. Stacje paliw zamykaja chyba o 22 i otwierają o 7 rano. Jeśli chcesz komuś zainponować to możesz zaprosić na obiad do reustauracji "Carskiej" mieszczącej się na dawnym dworcu kolejowym Białowieża Towarowa.
(Restauracja Carska w dawnym dworcu kolejowym Białowieża Towarowa)
Tylko uważajcie...nie wybierajcie się tam, żeby najeść się do syta i nie wyrywajcie się z płacaniem za cała ekipę. Ceny mogą Was zaskoczyć.
(Wnętrze restauracji. W okresie letnim można spożywać posiłki siedząc przy stolikach ustawionych na torowisku)
No dobra....sprawy kulinarne załatwione więc pora pokazać jeszcze kilka miejsc z Białowieży.
(Stawy przy rzece Narewce spowite poranną mgłą)
W głebi jak dobrze się wpatrzycie to zauważycie ....
(Pałacyk-Dworek Gubernatora Grodzieńskiego)
Dawny Pałac Gubernatora i dawną siedzibę dyrekcji Białowieskiego Parku Narodowego. Widziałem,że ostatnio przeszedł on renowację i zmienił trochę kolor. Więc mam nadzieję, że będziecie zadowoloni gdy zobaczycie go odnowionym, bo jest naprawdę piekny.
(Brama do Białowieskiego Parku Narodowego)
A jeśli już mowa o BPN to jak tu być w Białowieży i nie wstąpić? Jackowi akurat to się udało . On spał a ja nadal kręciłem się i zwiedzałem Białowieżę na swym wiernym rumaku.
(rzadko spotykana cerkiew z czerwonej cegły nie tynkowana. Cerkiew pw. św Mikołaja. Podobno w śrudku jest piękny inkonostas. Niestety nigdy nie miałem możliwości wejścia do środka)
Jeszcze ostatni rzut oka na piękną cerkiew i wracam budzić spiocha. Wiem...wiem...wiem...mamy czas, w końcu granicę otwierają dopiero o 8. Ale jak znam Jacusia potrafi się guzdrać więc trzeba go trochę pośpieszyć.
(Halinówka. Wspólna kuchnia i łazienka. Czysto i cicho. Ceny przystępne. Z poprzednich wypraw zaoamiętałem jednak gościnną panię Zenię z "Domku pod Żubrem" i trochę żal, że tym razem miała komplet i nie mogliśmy się u niej zatrzymać)
Księżniczek Jacunia raczył otworzyć swe ślepka, zjeść jakieś śniadanie....jejku...ależ on może pojeść. Nie dziw, że później ma tyle sił. Przy nim i ja zmusiłem się na jakieś śniadanie. Ostatnie pakowanie, zwrot butelek po zupie do sklepu i ... no i mała niedyskrecja. Nie bieżcie ze sobą piwa. Dlaczego zaraz się dowiedziecie. Jak już wspominałem przejście graniczne w Grudkach zaczyna pracę od 8. Warto być wcześniej bo późniejtworzy się kolejka, szczególnie po białoruskiej stronie. Polska strona sprawdza jedynie ważność paszportu za to białoruscy pogranicznicy są jednocześnie strażą graniczną i celnikami. Paszporty, przepustki, ubezpieczenia. Okazało się, że mamy przepustkę grupową więc musimy wjechać we dwóch i we dwóch wrócić. Jest więc nadzieja, że Jacek nie sprzeda mnie w jakiś jasyr. Okazało się, że strona białoruska byla poinformowana o naszym powrocie przez Połowce tyle, że tydzień wcześniej. Jacek błysnął swoim rosyjskim i stwierdził, patamu szto była płocha pogoda....
Białoruś
(carskie orły z literą A III czyli chodzi o Aleksandra III Romanowa)
No to teraz pokażcie swoje sumki...nie chodziło o kasę a nasz bagaż. Jak widać na zdjęciach raczej nie były zbyt wielkie. Niestety, okazało się, że piwo, które wzieliśmy ze sobą jest nielegalne. Nie można jego wwieżć, wyrzucić czy nie daj Boże wypić. Trzeba odnieść na polską stronę, wcześniej anulując mi wizę i przejśc na nowo odprawę. W międzyczasie przyszło parę osób i odprawa przeciągnęła się do godziny.
(brama do Białowieskiej Puszczy)
Jeśli myślicie, że to już koniec odprawy-przeprawy do niemile was zaskoczę. Gdy nabieraliśmy już rozpędu i mijaliśmy punkt informacji turystycznej po białoruskiej stronie, wychylił się ktoś i nas zawrócił. Okazało się, że nie mamy biletów na zwiedzanie Puszczy Białowieskiej i w związku z tym musimy zapłacić po 14 rubli od łebka za tzw tranzyt. Jełi nie na tamtym punkcie to pewnie na tej bramie i tak by nas skasowali.
(tuż za bramą)
Droga przez puszczę to średnio dobry asfalt. Nie wiem czy "szczotkowany" czy może czynniki atmosferyczny podrapły go. W każdym razie jak to mówią rowerzyści, jest wyjątkowo tępy ale nie ma dziur czy jakiś innych niespodzianek. Warto zatrzymać się na chwilę prz pięknych orłach carskich, które są umieszczone na mostkach. Są autentyczne i pochodzą z początku XX wieku. Za bramą zaczyną się Białoruś jaką sobie pewnie wyobrażacie. Drewniane domki. Wiele z nich opuszczone i popadające w riunę. Po kilku kilometrach zaczyna się już jazda normalną drogą krajową.
(P98 kierunek na północ. Margines gładki, bez dziur i fałd. Ruch samochodowy minimalny więc czuliśm się jak w rowerowym raju)
Ruch na niej niewielki. Może tak jest w weekend a może ogólnie jest drogą o małym natężeniu ruchu. Przez ok 50km wyminęło nas może ze 20 samochodów. Wyprzedzały nas z bardzo dużym zapasem, nikt nie trąbił, a jeśli już to pozdrawiając gdy nas mijał z naprzeciwka. Trasa omija wszelkie wioski i miasteczka. Wszystkie zjazdy do nich to na ogół 5 metrów asfaltu a dalej piaszysta droga. Zero stacji paliw. Nie ma też żadnego baru. W związku z tym, że nie mieliśmy zbyt dużych zapasów napojów a słonko zaczynało nieźle przygrzewać, pojawił się pewien dyskonfort. Zawsze tak jest, że możesz nie chcieć pić do momentu gdy masz pełen bidon. Niech tylko zabraknie w nim to wtedy pragnienie jak u wielbłąda po tygodniu na pustyni. Nie ma też jakiś parkingów, gdzi emożna by było usiąść i coś zjeść.
(przystanki autobusowe oznaczone symbolami zwierzaków. Mijaliśmy zajączki, wilki, łosie i wiewiórki) Jak widać nie pomazane i nie oblepione plakatami wyborczymi)
Nagle....puufffffff....gładki asfalt, zero dziur, szkła czy progu i opona mi strzliła. Nie wiem do końca co było przyczyną. Wada materiału, bo na krótko przed "strzałem" czułem lekkie bicie opony, czy może gdzieś wcześniej najechałem na jakieś szkło i dopiero po czasie uległą uszkodzeniu. Dobrze, że Jacek w myśl, że przezorny zawsze zabezpieczony i wziął ze sobą zapasową oponę. Ja oczywiście patrzyłem się przed wyjazdem na swoję, ale nie spakowałem żadnej. Co prawda miałem dętki, ale o oponie nie pomyślałem.
Łysków
(cerkiew pw Narodzenia Bogórodzicy w Łyskowie. Widać, że krzyże są niedawno postawione)
(w centralnym punkcie wsi stoi pomnik gierojów a za nim widać ruiny kościoła i budynek dawnego klasztoru)
Wymiana poszła w miarę sprawnie i mogliśmy dojechać do Łyskowa. To niewielka wieś, w której mieliśmy zaplanowany postój oraz obiad w tamtejszej tawernie. Na wjeżdzie wita nas widok niebieskiej cerkwi oraz ruin kościóła na drugim końcu wsi. Przed wojną należał on on oraz budynek klasztorny do ojców misjonarzy. Później klasztor skasowano, a kościół popadł w ruinę.
(wnętrze ruin kościoła)
Oczywiście nie można wejść dośrodka bo.... ale wiadomo jak to z nami jest. Gdy ja sobie jadłem jakąś kanapeczkę na przystanku, Jacuś buszował wewnątrz. Dopiero potem ja odważyłem się tam wejść.
(wnętrze ruin kościoła)
Jak widać zostało trochę fresków na ścianach. Niestety smutno to widok. W pobliżu kościoła jest grób ostatniego przełożonego domu zakonnego w Łyskowie księdza Alojzego Zieleżnika oraz grób poety Franciszka Karpińskiego.
(Grób ostatniego przełożonego klasztoru misjonarzy i jednocześnie proboszcza w Łyskowie)
Twórcy pięśni "Kiedy wstają ranne zorze" ... kojarzycie? Ja się przyznam bez bicia, że nie bardzo.
(Grób Franciszka Karpińskiego)
Kiedy ranne wstają zorze
Tobie ziemia, tobie morze
Tobie śpiewa żywioł wszelki
Bądź pochwalon Boże wielki
A człowiek który bez miary,
Obsypany twémi dary,
Coś go stworzył i ocalił,
A czemużby Cię nie chwalił!
Ledwie oczy przetrzeć zdołam
Wnet do mego Pana wołam
Do mego Boga na Niebie
Y szukam go koło ciebie
Wielu snem śmierci upadli
Co się wczora spać pokładli
My się jeszcze obudzili
Byśmy Cię, Boże, chwalili
Boże,w Trójcy niepojęty,
Ojcze, Synu, Duchu święty,
Tobie chwałę oddajemy,
Byś nas poświęcił prosimy.
(jest i taka zwrotka)
A za nocki dziękujemy
O szczęśliwy dzień prosimy,
Byś nam zawsze błogosławił
A po śmierci duszę zbawił
(takie jest życie rowerzystów, czasem trzeba posiłki spożywać na ponadrowiu)
(może aż nie tak dużo, ale jednak polskie produkty są widoczne na półkach nawet w małych wiejskich sklepikach)
Wspominałem już o obiedzie w tawernie? Niestety okazało się, że lokal jest, ale impreza zamknięta i nie mogą nas obsłużyć. Co było robić, Jacek poszedł po prowiant i wrócił z cała reklamówka grubo pokrojonego chleba i równie grubo pokrojonej kiełbasy. Warto zauważyć, że nawet w takim gesesowskim sklepiku nie było problemów z opłaceniem kartą.
- Musi być bardzo dobra bo to pierwyj sort. Kremlowskaja ...
Nie wiem, nie próbowałem. Pozostałem przy słodkich bułkach kupionych jeszcze wczoraj w Hajnówce.
Droga z Łyskowa do Różany
(skromnie a nawet chwilami biednie wyglądały domki na białoruskich wsiach)
Planując trasę zadałem pytanie o stan nawieżchni dróg na Białorusi. Dostałem informację, że między Łyskowem a Różana jest asfalt. Ufffff...fajnie. Niech będzie hakikolwiek, by był. Pierwsze 3-4 km to taki wytłuczony, popękany...niespecjalny jednym słowy, ale był. Widok wiosek niewiele się różnił od tych przy Puszczy Białowieskiej. Większość drewnianych krytych jeszcze eternitem. Od czasu do czasu trafialiśmy na walące się chałupinki, ale ogólnie w miarę czysto i schludnie.
(X wieczny kurhan a na nim kapliczka-pomnik poświęcony Kostce Kalinowskiemu)
Przy drodze natrafiliśmy na pozostałości kurhanu z X wieku oraz kapliczki upamiętniającej bohatera Polski i Białorusi Kostki Kalinowskiego. Był to jeden z przywódców powstania styczniowego na grodzieńszczyźnie i został stracony w Wilnie. Niestety nie wiedziałe, że ktoś taki żył, walczył i zginął za Polskę. Ale dzięki takim wyjazdom mogłem dokopać się do informacji chociażby w wiki.
(Osoczniki)
Nagle stary asfalt skończył się i przed nami rozciągała się czarna wstęga nowiótkiego asfaltu. Ależ mieliśmy radość. Nówka nie śmigana. Gładki jak pupcia niemowlęcia i.... no jak nagle się zaczął tak jeszcze naglej się skończył. Pozostało przed nami ponad 15 km szutrowej drogi. Jak mogło się skończyć? Nie będę was trzymał w niewiedzy, oczywiście gumą. Z tym, że zakładanie nowej dętki na takie kamienie to na dobrą sprawę wyrzucenie jej na zmarnowanie. Nie wiem jak to robi Jacek, ale on nigdy nie złapał kapcia na szutrze a ja za każdym razem. Co było robić? Musiałem przez 6 kilometry prowadzić rower do Różany.
(fotka nie oddaje mojego cierpienia na tej drodze)
Różana
(wjazd do Różany)
Po kolejnej wymianie gumy można poszukać naszego głownego celu wycieczki, czyli ruin pałacu Sapiehów.
(widok pałacu Sapiehów w XIXwieku wg grafiki Napoleona Ordy)
Ród Sapiehów za panowania Batorego zaczął rosnąć w siłe aż swe apogeum wpływów osiągnął w czasach Jana III Sobieskiego. Różana była siedzibą mniej znaczącek linii rodowej. Należy nadmienić, że do najbardziej znaczącej należała ta tzw Kodeńska. Część ziem obecnego województwa podlaskiego również należała do Sapiehów, którzy często najeżdżali sąsiadów i wszczynali spory sąsiedzkie. Obszary Teletycz, Śnieżek, Dubna oraz Mielnika były ich włościami. Więc jeżdżąc po Podlasiu można rzec, że przemieszczamy się przez dawne ich ziemie.
(stan obecny pałacu a właśćiwe jego ruin. Wewnątrz wygląda na dość małe pomieszczenia)
Po Powstaniu Styczniowym pałac w Różanie został skonfiskowany na rzecz cara. Były to restrykcje, które dotknęły powstańców oraz rody szlacheckie, które sprzyjały powstańcom.W przejętych dobrach otwarto fabrykę włókienniczą. Okres I Wojńy Światowej zakończył praktycznie istnienie pałacu. Został on zniszczony a po rewolucji popadł w zapomnienie i stał się dawcą budulca dla pobliskiego miasteczka.
(Widok na kordegardę poprzez arkady otaczające przestrzeń dawnego pałacu)
(wnętrze pałacu)
Pałac wrócił do Sapiehów na krótko po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1920 roku. By bezpowrotnie być utraconym po wcieleniu grodzieńszczyzny do Rosji Sowieckiej w 1945r. Obecnie odbudowano bramę wjazdową oraz kordegardę, w której znajduje się muzeum odwiedzane przez wycieczki z całej Białorusi. Mieliśmy okazje służyć za tzw białe misie z Krupówek grupie z Mińska. A niech mają i się cieszą.
( na tle głownej bramy oraz kordegardy)
(tzw latawiec czyli ja we własnej osobie...proszę nie regulować ostrości...ja tak naprawdę wyglądam)
(brama wjazdowo-wyjazdowa zwięczona medalionem z herbami Sapiehów)
Droga z Różany do Prużany P85
Na tym zakończyliśmy zwiedzanie i pora ruszyć do Prużany. Droga krajowa wiodła w kierunku Brześcia co powodowało większy ruch samochodów, ale mililiśmy wioski a w nich można było już znaleźć jakiś sklep.
(z Jackiem nazywaliśmy te wsie kołchoźnianymi. Czyste i estetyczne domki wg jednego projektu. Tak było w kilku miejscach obwodu brzeskiego)
Wiele wsi jest powiązana z sowchozami. Po czym można je rozpoznać? Otóż wyglądają jak osiedla domków jednorodzinnych z jednego projektu. Poszczególne kwartały różnią się między sobą jedynie kolorem elewacji i blachodachówek. Pozostałe wsie to jak widzieliście wcześniej, drewniane domki z dachami krytymi eternitem.
(srebrny pomnik i tablice bohaterów, którzy zgineli na wojnie a pochodzili z tej wsi)
Większość wsi ma jakąś pamiątke z czasów II Wojny Światowej a Rosji Sowieckiej nazywanej Wielka Wojną Ojczyźnianą. Czci się bohaterów tych czasów. Pomniki, mauzolea czy coś na wzór "kapliczek". Jak widać niedawno odbywały się uroczystości bo we wszystkich tych miejscach były więce.
Prużana
( wódz zawsze żywy...niestety)
W Prużanie Jacek zarezerwował nocleg. Po sprawach meldunkowych i zakwaterowaniu, okazało się, że mamy na tyle dość czasu żeby jeszcze wyskoczyć do oddalonego o 20km Szereszewa. Jechaliśmy z duszą na ramieniu. A jeśli okaże się, że do wsi prowadzi szutrowa droga? Pojedziemy?
(Pewne rozwiązanie...zwróćcie uwagę na kratkę ściekową)
Szereszów
(kościół pw. św. Trójcy)
Na szczęście okazało się, że do wioski prowadzi całkiem dobry asfalt. I na rozwidleniu witał nas widok tak często spotykany na Podlasiu. Kościół na przeciw cerkwi. Kościół jest, był polski. Na cmentarzy znajdują się nagrobki ludzi pochowanych jeszcze nie tak dawno a inskrypcje na grobach są w języku polskim. Niestety już niewielu z mieszkańców porozumiewa się po polsku. Przed wojną wsie mówiły swoim "hechłackim" dialektem, a teraz z urzedu rosyjskim bo białoruski wbrew pozorom nie jest zbyt popularny.
(zachód słońca nad Szereszowem oraz cerkiew Свято-Николаевская церковь)
Nasz przejazd przez wieś wzbudził wielką ciekawość. Dzieciaki długo nam towarzyszyły i dopytywały się skąd jesteśm i po co tu przyjechaliśmy.
(główna ulica biegnąca przez wieś. Kolorowe domki ustawione szczytami do ulicy)
Na dobrą sprawę to chyba po to,żeby zobaczyć wioskę z jej tradycyjną zabudową oraż zabytkową dzwonnicę.
Jak widać XVII wieczny zabytek został przyklejony do "pudełka" bloku mieszkalnego. Jeśli zobaczyćie jakiś ładniejszy budyneczek to będzie to najpewniej jakiś bank. Nawet na wsi wyróżnia się on schludnym wyglądem.
(Беларусбанк)
Powrót do Prużany na nocleg. Po drodze zajrzeliśmy do piekarni gdzie kupiliśmy ciepłe bułki, chleb i oczywiście piwo :). W końcu należy się nam uzupełnienie elektrolitów. Jakie było nasze zaskoczenie gdy jako pakiet barkowy w pokoju znależliśmy 0,5l czystej wódki i mała butelkę wody mineralnej :). Nie pamiętam juz ceny, ale nie była powalająca. Co do internetu to trzeba było wykupić dostę. Niestety chodził po dziadowsku i nie było sensu go wykupywać. Więc jeśli nie musicie to nie kupujcie. Jeszcze jedna ważna informacja....przed przekrczeniem granicy lub jeśli nawet zbiżacie się do granicy białoruskiej to warto wyłączyć przesył danych komórkowych. Rachunek może was zaskoczyć. To samo tyczy się rozmów z krajem. Krótko i na temat.
(nasz nocleg w Prużanie)
Na tym kończy się kolejny dzień naszej podróży, pierwszy na białoruskiej ziemi. Jak było...fajnie, trochę dziko, ale ludzie przyjemni, przyjaźni a na drogach naprawdę bezpiecznie. Niestety gdzieś po drodze zgubiłem flagę Zambrowa.