Między kotem a piwem...czyli o carskich roszadach
(Ostrołęka i jeden z bohaterów Powstania Listopadowego, generał Józef Bem. Dla pewności to ten z tyłu)
Jak to zwykło ostatnio bywać natknąłem się na Pana Edka siedzącego w parku. Tym razem miał na sobie kaszkiet w czerwoną kratę oraz jesionkę z lekka zalatującą naftaliną. Cerę miał lekko sinawą, lecz to chyba ze względu na dojmujące zimno a nie rodzaj trunków przez niego spożywanych.
(kawalkada huzarów dotarła do granic Ostrołęki)
- Panie Edku kochany jakże pan źle wygląda. Siny i co tu dużo katafalkiem od pana zajeżdża. Idz pan może do jakiegoś lekarza. Doradzam tak z dobrego mego serca
- A ciąg, że pan sam do tych łapiduchów co to na wszystko tylko pigułki serwują. A poza tym wolę naturalne metody lecznicze stosować, choćby bańki czy też nacieranie butelką po piersi
- Jak Pan sobie życzysz nie będę namawiał, ale jeśli pan pozwolisz to od zawietrznej stanę bo dziś wyjątkowo Pan jakoś nieświeży
(Ostrołęka. Dowód obecności wojsk rosyjskich. Cerkiew pw św.św. Apostołów Piotra i Pawła z końca XIXw)
- A bo to wszystko przez te dary po dziadku. Dali mi jesionkę co od moli naftaliną napaśli. Chyba musiało ich tam być całe stado bo niemożliwie capi aż mnie mgli okropnie
- A to stąd ta siność na pańskim obliczu, a już się martwiłem, żeś Pan nieświeży ankohol spożywał
- Nie żartuj se pan z poważnej to sprawy. Nikt przez ten podarunek nie chce mnie zaprosić na jakaś libację. Musze przez to siedzieć na tej to ławeczce i temi ptaszyskami se gadać
- Możesz pan i ze mną pogaworzyć. Nic nie kosztuje a czas jakoś tak milej upłynie. Może coś jest panu na przykład wiadome o czymś ciekawym na Zambrowa temat?
(Ostrołęka. Pomnik Orła upamiętniający ofiary komunistcznego terroru)
- Znam, znam wiele. Chociażby o tem jak za sprawą zambrowskiego piwa o mały włos nie wygralim bym Listopadowego Powstania.
- Zamieniam się w słuch i bardzo mnie to ciekawi. Co ma wspólnego złocisty trunek z historią naszego zrywu wolnościowego?
- Słuchaj więc pan z uwagą bo nie będę tego drugi raz powtarzał. Wspominałem już kiedyś o najlepszej knajpie w naszej okolicy, którą zwali u Żyda. Zacny był to przybytek i często przez znanych podróżnych nawiedzany. Na zimowy popas stanął w tamtych czasach sam feldmarszałek Dybicz. Jako, że armię miał całkiem sporą to po okolicy rozesłał oddziały a sam ze sztabem tu się zamelinował.
- Siadał on za stołem i od kwarty pszenicznego raczył zaczynać obrady. Kto z alteryją w pole postrzelać pojedzie a kto kozaków w tem czasie muszrty uczyć będzie. Sam Dybicz czysty chłop był trzeba przyznać lecz reszta chołoty to mój paltoczek nic przy ich zaduchu.. Smród, bród i gangrena. Dziw, że ich jakaś cholera, par dom za słownictwo nie wzięła. A właściwie o to idzie, że właśnie ich wzięła. Ale po kolei.
(Dąbrówka. Zabytkowy kościół. Warto zapuścić się na Kurpie choćby dla takiej architektury)
- Wpadł jakoś do Dybicza książę Orłow z niezapowiedzianą wizytą i dawaj mu ciskać, że sobie leżakuje gdy polskie wojsko pierze im tyłki. Francuszczyzną sypie, i nosek chustką przysłania. Siadaj żmijo czarna na czterech literach i nie mądrzyj się zanadto bo karzę kozakom w cyrkule Cię zamknąć. Lepie to powiedz co na dworze słychować bom od miesięcy przez tych cholerników żadnej informacji nie dostał.
- A wszystko w najlepszym porządku jeno kot księcia Konstantego bardzo zaniemógł, przez to cały dwór w żałobie.
- Po kocie żałoba? Raczysz żartować książę. Wypij może tego zacnego trunku i mów bardziej składnie.
- A no bo kot Konstantego to wielce ważna persona. Miał własny pokój, lokajów i dziewki do drapania po plecach. Wiec kiedy to wyskoczył przez okno podczas takiego drapania ….
- Zginął? Kark skręcił i stąd ta żałoba?
(Łyse to przede wszystkim konkurs palm wielkanocnych odbywający się w Niedzielę Palmową)
- Ależ skąd że hrabio...spad jak to kot na cztery łapy, ale tylko trochę pechowo...a nalej mi tego piwa bo faktycznie zacne. A skąd masz wasza ekscelencja tak doby napitek? Z Prus może bo bardzo mi ono smakuję choć wolę reński wino.
- Nie z Prusów a tutaj zza ściany waży to właściciel przez okoliczny Żydem nazwany. Z Saksonii podobno pochodzi i zwie się Diwal czy jakoś podobno. Ale wróćmy może do tego nieszczęsnego pchlarza jak mu tam było
- Ramonedes go zwali. Więc tak pechowo wyskoczył, że spadł na kapitana Rżanowa co to nagusi stał na gzymsie witebskiego pałacu.
- A czemóż to nagusi Rżanow tam wystawał? Wietrzył się zamiast umyć swe klejnoty?
- Śmieszne, he he he … niezbyt wesoło się zaśmiał z dowcipu Dybicza książę Orłow.
(Dylewo. Kapliczka Matki Boskiej Ostrobramskiej. Wybudowano ją na kszałt sanktuarium w Wilnie w 1957 by upamiętnić 1000 lecie chrztu Polski)
- Otóż został nakryty infegalris z księżną Konstancją. Szafa się zacięła, pod łożem trzymał skarpetki więc nie ryzykował tam skrycia się przed intruzem, który to to drzwi łomotał. Wylazł na parapet tak jak Bóg go stworzył jeno peruką dzyndzle przykryć próbował. I jak mu kot spadł na łeb to się kapitan wziął i puścił framugi. Wziął i spadł z kotem.
- Przygniótł i zamordował ukochanego kocura wielkiej księżny Joanny?
- Gdzie tam. Niczym kot tak i Rżanow spadł na cztery łapy. Złapał kota za futro i gołe plecy ...te niższe nim zasłonił a na przyrodzeniu dalej peruka dyndała i w ten sposób dalej kryć się po krzakach.
- Smród zadusił kota? HA HA HA HA
- Nie. Chociaż faktycznie musiał być on okropny. Lecz nic się kotu nie stało. Na razie. Otóż wartę pełnił oddział kozaków. Któryś z nich słysząc rozgardiasz spytał podchwytliwie po kozacku, a szto za sabaka ujada? Na co ten przygłup odpowiedział, że kot księcia Aleksandra.
(Śniadowo. XIX wieczny drewniany dom tuż przy rynku)
-Ot głupek. Kot ujada. Toż kot miałczy faktycznie głupi ten Rżanow. I co dalej. Ale może już starczy tego piwa. Bo ostatnią już beczkę waść już napoczywasz.
- A bo faktycznie zaaaaaaaacne i jeśli można to chętnie wezmę ze sobą tego piwowar. A co do kota i Rżanowa. Kozak w ciemię nie bity w odróżnieniu od kapitana i wyciągł rusznicę i z niej wypalił.
- Zabił kota!!! Kota księcia Aleksandra. Zgroza i skaranie boskie.
- A gdzie by tam. Nie trafił. Ale tak scelował, że prochownię trafił. Je.... no wybuchło. Pałac w ogniu stanął. Krzyk męski z szaf damskich się podniósł, żeby meble ratować w pierwszej kolejności. Cały dwór z dymem poszedł.
- I kot wraz z nim spłonął?
- A gdzież by. Uciekł Rżanowowi.
(Szumowo. XIX wieczna synagoga, która pierwotnie stała w Śnidowie a po II WŚ trafiła do Szumowa)
- To co pan gadasz o żałobie kiedy kot przeżył jedynie pałac spłonął
- A bo jak zaczęli gasić i damy ratować Rżanow z krzaka wyskoczył naprzeciw starej matrony. Ta myśląc, że to jaki diabeł butelką w niego rzuciła. Lecz tak się na tą perułkę zapatrzyła, że dwa łokcie w bok od niego trafiła.
- W kota?
- A gdzie tam. W księcia Aleksandra trafiła. Ten wziął i fiknął kozła i do studni wpadłszy kota za sobą pociągnął.
- Kot utonął? Przykra sprawa.
- A gdzie by tam. Kot przeżył, lecz książę utonął.
- Nie mogłeś pan tak powiedzieć od razu, że książę nie żyje?
(Troszyn. Kościół o dość ciekawym wyglądzie)
-No to po prawdzie tylko część wiadomości bo car Mikołaj wysyła wam tego to oto kota Ramonadesa w dowód pochwały za twe udane wojenki z Polakami.
- A dziękuj bardzo, kotów u nas jest dostatek i tego wezmę z radością. Mam tylko nadzieję, że Rżanowa nie dacie mi na adiutanta?
- Nie bo się gad ulotnił niczym te piwo ze stołu.
- No dobra, ale co wspólnego z ewentualnym zwycięstwem miała wspólnego rozmowa Ruskich w zambrowskiej knajpie. Bo mimo wszystko ciekawie to brzmiało to nie załapałem do końca o co w tym chodziło?
- Po wyjeździe Orłowa pech dopadł Dybicza, któren tylko cudem przed polskim wojskiem czmychnął pod Ostrołękę. Tam też kot nawywijął i feldmarszałek w drewnianej jesionce pochowan. Gdyby zaś go w Zambrowie natenczas załatwił to byśmy te całe powstanie wygrali. Na miejsce Dybicza Paskiewicza wysłali. Ten niestety kota się pozbył a Skrzyneckiego i resztę polskich wojsk rozgromił. Mało brakowało i była okazja zapisać się w nowożytnej historii. Tak kot feldmarszałka gdzie indziej ucapił, Zambrowa zaś pozbawiono piwowara, który swą ważelnie wywiózł przez Prusy na zachód. Teraz można co prawda znaleźć piwo Duval, ale nikt nie kojarzy go z Zambrowem.
(Tym razem piwo z Podborza. Smaczne lecz nie tak dobre jak Duval)
Podsumowując dzisiejszą opowieść Pana Edka. W maju 1831 roku w okolicach Śniadowa pojawiła się niespotykana okazja rozbicia carskiej armii. Niestety zaniechanie ze strony Wodza Naczelnego Powstania gen. Jana Skrzyneckiego w rozpoczęciu ataku, ogólna niechęć i tarcia między poszczególnymi dowódcami oraz otwarty konflikt z Rządem Narodowym spowodował, że przepadła sposobność na odwrócenie biegu powstania. Co prawda po kilku dniach wojsko polskie ruszyło w pościg i dotarlo do dobrze bronionego Tykocina oraz drogi na Litwę by za chwilę uciekać w popłochu do Warszawy.
(Kopna Góra. Mauzoleum poświęcone poległym 46 powstańcom płk. Zaliwski z 1831 roku w bitwie pod Sokołdą. Kolejna fatalnie dowodzona wyprawa)
Po nierozstrzygniętej bitwie pod Olszynką Grochowska i przegranej bitwie pod Iganiami wojska carskie wycofały się za Narew i rozlokowała się na linii Łomża, Zambrów, Andrzejewo, Wysokie Mazowieckie. W Zambrowie stacjonował sztab. Czy był tu Dybicz, czy odwiedził go tu książe Orłow, tego nie wiem. W każdym razie krótko po spotkaniu między nimi feldmarszałek Iwan Dybicz zmarł jakoby na cholerę. Wiele jednak wskazuje, że podzielił on podobny los co i Wielki Książę Konstanty Romanow, który został otruty przez Orłowa. Trucizna została podana w poziomkach ze śmietaną. Więc uwaga...porzeczki i śmietana to trucizna, nie idźcie tą drogą jak mówił wieszcz.
(Andrzejewo. Jedna z licznych kapliczek upamiętniających epidemię cholery, którą przywlekła ze sobą armia carska)
Śmierć Dybicza i zastąpienie go Paskiewiczem okazało się gwoździem do trumny Powstania Listopadowego. Inną pamiątką po wojskach carskich pacyfikujących powstanie była cholera, którą przywlekli z Bałkanów na nasze ziemie, czego częstym dowodem są tzw. choleryczne kapliczki.
Niby tak bezbarna okolica a tyle ciekawych miejsc można napotkać. Pozdrawiam i życze miłego szukania historii