Losy Olka i Helenki czyli jak tu żyć z narwanym teściem i zołzowatą teściową.
(Okazuje się, że trafiłeś do Mielnika nad Bugiem i masz przed sobą a właściwie pod sobą ciekawą postać...wbrew pozorom, proszę się nie sugerować tytułem opowieści. To nie Olek i Helena)
Mielnik nad Bugiem to również opowieść o pewnym zapomnianym królu. Jeśli macie czas i ochotę to posłuchajcie a właściwie to przeczytajcie. Nie będzie to na zasadzie...urodził się....umarł...za jego panowania...ble ble ble... a troszkę w innej konwencji. Gotowi? Więc zaczynamy ......
(Ruiny kościoła w Mielniku)
Losy Olka i Helenki czyli jak tu żyć z narwanym teściem i zołzowatą teściową.
Olek urodził się, można rzec w rodzinie na dzisiejsze czasy w patologicznej. Nie dość, że ojciec Kazek co rusz brał sobie nową żonę, nie mówiąc już, że miał po boku kilka kochanek to jeszcze rzadko bywał w domu. Prawie jak przedstawiciel handlowy krążył po swoim kraju, a że kraj miał rozległy bo sięgał po Morze Czarne a nad Bałtyk nie mógł rodziny zabrać bo mu Krzyżaki drogi zakluczyli więc co rusz wdawał się w awantury z nimi. Co wrócił do domu, spodnie na tylik łózka rzucił to za kilka niedziel żona mu marudziła, że mgłości poranne ma. Więc dyplomatycznie sugerując, że po lody i kiszone ogórki za róg wyskoczy wybywał na kilka miesięcy co by z koleżkami pohulać i powojować jak nie braćmi zakonnymi zakutymi w żelazo to z tatarzynami co to na gościnne występy się wybrali. Co wrócił to już inna żona na niego czekała...i od nowa próbowała na go do pionu ustawić.
(cerkiew na wzgórzu)
Dopiero za czwartym podejściem wyswatali mu taką co chłopaków na świat wydała, bo jak do tej pory to same dziewuchy mu się rodziły. Elka ją zwali, choć z niemieckiego domu bardziej jej Elsa pasowało. Niezłą okazała się zołzą przy tym brzydką jak listopadowa szaruga. Mała, gruba z koślawymi nogami to jeszcze non stop kaszlała. Ale jak to mówią dobrzy ludzie młodo umierają a choler nie chcą wziąć nawet do piekła tak i Elza przeżyła Kazka i kilku swoich synów. Gdy chłopaki podrośli a ojciec akurat do domu zjechał wszyscy na łeb mu siadali i skarżyli się jakie to niedobre z nich urwisy. Po Wawelu biegają i z procy strzelają, szyby w witrażach wybijają. Dziewkom pod spódnice zaglądają a siostrom warkocze mieczami próbują przyciąć. Nauczyciela, którego wynajeli na korki podobno ryżem z fifek po kryjomu ostrzeliwują i do nauki się nie garną. Siadła więc Elsa na łbie Kazkowi i rzecze mu....Mein Kasimir..thy czosz żhróp sztą der Trupp...tu życz szę nie da... Tak mu kołki na łbie ciosała...tak mu marudziła, że postanowił ułożyć dzieciakom przyszłość. Dziewczynom posag sprawił i po dworach koleżków od bijatyk i kielicha usadził. Ale z chłopakami było już gorzej. W kupie ich trzymać nie dało rady. Jak jednemu hulajnogę sprawił to następny rower już chciał a trzeci zegarek...Olek jako najmłodszy zawsze po starszych musiał nie dość, że gacie nosić i kubraki to i rozwalające się zabawki dostawał.
(Kościół w Mielniku)
Tak więc Kazek poruszył znajomości i najstarszego wyprawił do Czech. Ty ponury Władek jesteś nie będzie cię ich język śmieszył. Zygmunt na starego wyglądasz, na Śląsk pójdziesz. Tam w tym dymie i tak nie zauważy, żeś małolat w rzeczywistości. Najukochańszego synusia Elsy, którego na cześć swego tatusia Olbrechem nazwała Kazek postanowił zostawić przy sobie bo nie dość, że charakterek po mamie odziedziczył to jeszcze narwany i do braci z łapami skakał. Olek tyś lekko gamoniowaty więc jedź sobie na Litwę, tam nikt Ci nie będzie do talerza zaglądał a i z dala od braciszka hulaki będziesz z daleka. Co prawda później jeszcze Fredek na stare lata przytrafił mu się, ale tego na plebanie wysłał do Gniezna.
(stara plebania u stóp góry zamkowej)
Zadomowił się Olek w Wilnie z dala od starych i całkiem nieźle sobie tam radził. Tyle, że zamiast co jakiś czas dostawać w ucho od starszego brata teraz musiał szarpać się z narwanym Iwanem, co to miał fantazję na popijawę z tłumem koleżków z Moskwy do Wilna lub Kijowa wpaść na dłużej. Obiecanej przez brata ochlajmordę pomocy nie otrzymawszy postanowił Olek wziąć sąsiada pieniacza na sposób. Rozkochać w sobie jedynaczkę jego, zmajstrować jakiegoś berbecia i porzucić szantrapę. No cóż okazało się, że Helenka jest przeciwieństwem jego mamuśki Elsy, bo mimo kresowego akcentu całkiem ładnie i słodko śpiewa...gładka na buzi i niczego sobie. Wysłał więc do Iwana poselstwo, że gotów ją wziąć bez posagu...tylko żeby mu przyszły teść nie robił najazdów na chatę. Chytrusek Iwan wykombinował, że postawi takie warunki, że chłystek da sobie spokój a jeśli nie on to jego wredna mamuśka. Poszło o lekcje religii, a właściwie o to,że Helenka przy swojej prawosławnej wierze pozostanie. Olkowi tak się śpieszyło, że na wszystko się godził i nawet obiecał przy kościele cerkiew postawić co by razem mogli z domu wychodzić na mszę w niedzielę.
(pomnik króla Aleksandra Jagiellończyka, to ten za mna )
Na wesele koleżków Iwana w większej grupie nie wpuścił czym sobie u teścia nagrabił. Nie darował mu tego afrontu i po jakimś czasie zaczął robić zadymy. Elsa już jako wdowa, non stop swoim zwyczajem dziamgała i dokuczała Helce. A to, o męża nie dba, a to zamiast z nią koronkę odmawiać to księgi czyta. No i non stop rzucała teksty, że pewnie syna jej nie kocha, bo jeszcze mu dziedzica nie dała. Helena cierpliwie jej fochy znosiła, ledwie czasem Olkowi na ucho szepnęła, że teściowa mogłaby wreszcie do Krakowa wrócić. W końcu gdy Olek pojechał pojechał na jakąś wojenkę nie wytrzymała i rzekła do Elsy...Ty za wieczną ondulację tarpana w tą i nazad...albo spadasz do siebie, albo cię tak urządzę, że przez lejek do trumienki cię wleją. Teściowa nadąsała się i w te pędy do siebie pojechała. Podobno nawet szlafmycy i szlafroka nie spakowawszy. Olek wrócił zdziwiony, że mamuśki nie widać i nie słychać z oddali, ale Helenka w skowronka i samej podwiązce go przywitała więc nie wnikał za bardzo co się z mamą stało.
(ulica Biała w Mielniku. Ciekawe skąd pomysł na taka nazwę )
Można by powiedzieć, że żyli wesoło i spokojnie z dala od rodziców, ale...braciszek ochlajmorda na marskość wątroby przekręcił się i trzeba było urząd króla po nim przejąć. Ruszył więc Olek do kraju bo pamietać trzeba, że Litwa i Polska w szengen wtedy nie leżały i granice były. Zatrzymał się on w Mielniku nad Bugiem gdzie szlachta miała swoje spotkanie. Tak dali w pałę, że rano obudził się u boku jakieś dziewki...podobno do niczego nie doszło jak mu mówiła to się później okazało, że nie dość że mendy miała to i francą go zaraziła. Gdy szlachcice zastukali do niego z pytaniem czy na klina się z nimi wybiera, odpowiedział im na odczepnego, że nihil nobis...co później mu się czkawką odbiło. Tak sobie wzięli szlachciory te słowa do głowy, że już mu tego nie darowali i dawaj co sejmik głowę mu tym suszyć.
Gdy w końcu przyszło mu koronę założyć i wspólnie z piękną Heleną na tronie zasiąść, mamuśka dala o sobie znać i powiedziała, że „miotłą chrzczonej” do domu swego nie wpuści. Tak dzioba darła na Kraków cały, magnaterii i księżulom żale wylewała, że Helcia dla świętego spokoju rzekła...a weź sobie wywłoko ten rondel i pranie na nim wieszaj. Kiecą zamiotła i do siebie wróciła. Olek jako, że bez żony czuł się samotny za nią w te pęndy do Wilna poleciał. Wstydliwa choroba powoli a skutecznie zaczęła mu doskwierać. Padło mu na nogi i na płuca, jedynie głowa jeszcze mu została zdrowa. Jako, że nie miał dziedzica postanowił, przed wyjazdem spisać swą ostatnią wolę i Zygę upoważnić do rządzenia w jego imieniu gdyby i na głowę mu padło. Krótko nam panował Olek. W Mielniku do tej pory legendy krążą o tamtej imprezie. Podobno tylko ruiny po niej zostały. Mimo wszystko rajcowie postanowili mu pomnik postawić.
(przeprawa promowa przez rzekę Bug Mielnik - Zabuże)
Helka niestety po śmierci kochanego mężusia wiodła żywot samotny. Co prawda doczekała się „szczęśliwego rozwiązania” teściowej, ale za to Zyga zwany Starym zaczął ją podejrzewać o przekazywanie w parówkach ojcu tajnych informacji oraz sadzenie brzóz na drodze karawan. Podobno przez nieuwagę wypiła jakąś trutkę na szczury i to kilkakrotnie.
(jedna z ładniejszych kapliczek w regionie)
Nigdy nie wrócił Olek już do Krakowa, pochowali do w jego Wilnie a wraz z nim Helenę, która go kochała.
(widok z Góry Zamkowej na cerkiew)
Tak mniej więcej by wyglądała opowieść o królu Aleksandrze Jagiellończyku i Helenie Moskwiczance w wykonaniu pana Piecyka. Dla młodszej gawiedzi podpowiadam i odsyłam do książki Helena w stroju niedbałym autorstwa nieżyjącego Wiecha Wiecheckiego.
Wszystkim, którzy dotrwali do końca życzę miłego weekenda i wiele uśmiechu.
Do usłyszenia za jakiś czas gdy może znajdę jakąś ciekawostkę i zechcecie o niej przeczytać
Dodaj komentarz