• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

o czym myślę jadąc na rowerze

Życie czasem potrafi przytłoczyć swymi problemami. Jazda rowerem ułatwia utrzymanie równowagi ....psychicznej. W poniższym blogu postaram się pokazać świat, który widzę z wysokości siodełka.

Strony

  • Strona główna
  • Batory i Jagiellonka
  • Olek i Helenka
  • Pan Twardowski
  • Sobieszczak i wiedenski torcik
  • wesola historia Augusta
  • Księga gości

Kategorie postów

  • opowieści edka poloneza (17)
  • osobiste przemyslenia (14)
  • pamiątki po Żydach (6)
  • turystyka rowerowa (55)

Linki

  • profil
    • moje rowerowe trasy
    • traseo czyli gdzie byłem
    • więcej informacji o mnie..

Kategoria

Pamiątki po Żydach

Miłość (do roweru) w czasach zarazy część...

 

Czyli jak żyć i nie zwariować

 

 

 

 

-Czy dziś wybierasz się gdzieś? padło niezręczne pytanie zaraz po przebudzeniu i zadała je moja rodzona żona.

-Chciałbym, czy będziesz coś miała przeciwko Aniu?

-Nie, tylko nie jedźcie daleko. Pokręćcie się w pobliżu domu. Pamiętaj, obiad mamy o 14 i nie będę z nim czekała!!!

 

Czas epidemi, ograniczony czas a Jacuś wykombinował, że pojedziemy na jakieś 200km. Aha...jakby było tego mało to wyjedźmy około 10-10,30 bo będzie wtedy ciepło. Po długej i tajnej wymianie wiadomości (tak żeby Ania nie zorientowała się w moim knowaniu) ustaliliśmy. Wyjazd o 8 rano a powrót o 14. W nocy zmienili czas więc wyjeżdżaliśmy o 7 na stary czas i o dziwo Jacek był nawet przed czasem. O przygłupach, którzy chciali nas rozjechać tylko dlatego, że jechaliśmy ulicą a nie ścieżką rowerową nie będę pisał a jedynie odnotuję sam fakt. DEBILIZM.

 

Gdzie jedziemy? Ostatnio chyba SKS nas już dopadl, sks i wygodnictwo, bo zaczęliśmy ustawiac tak trasy, żeby wracać z wiatrem. Od południa wiatr miał sie wzmagać i wiać z północy, więc Jacek wymyślił, że pojedziemy do Radziłowa. Znam trasę, nad Narwią i Biebrzą. Spokojna, mało uczęszczana i jeśli pogoda sprzyja to można naprawdę odetchnąć pełną piersią. Wielu kręciło by nosem, że płasko, że monotonnie. Jeśli co chwila nad głową przelatuja klucze gęsi, z pól słychać krzyki żurawi to na dobrą sprawe brak tylko spacerujących drogą łosi lub żubrów. Gdy pomykam tymi drogami to głowa niczym radar obraca się i wypatruję. Tu sarny przemykają. Tam w oddali nie wiem czy to jakieś krzaki czy może jakiś zwierz leży na polu. Jacek próbuje sfotografowac żurawie, ale wiem z własnego doświadczenia, że to trudna sprawa.

 

Pierwszy postój zrobiliśmy w Sieburczynie. Niczym nie wyróżniająca sie wieś, poza tym, że przy drodze stoi wiata z jakąś tablicą. Okazało się, że w 1863 roku w okolicach tej wsi stoczono jedną z ostatnich bitew powstańczych na ziemi łomżyńskiej. Oddziały Wawra podjęły nierówną walke z oddziałami pościgowymi wysłanymi z Łomży oraz Szczuczyna. Powstańcy przedzierali się przez bagna a ci, którzy nie mieli już sił ginęli od ciosów kozaków idących ich śladem. Po tej bitwie na jakiś czas Wawer rozpuścił swój oddział w celu leczenia ran. Ponowna próba zebrania i włączenia się do walki w 1864 roku w kompleksie leśnym Czerwony Bór skończyła się ponowną klęską.

Jak widać nawet tak krótki postój pozwolił na poszerzenie wiedzy o okolicy.

 

Radziłów cel naszego wypadu.

 

Jedwabne każdy zapewne zna. Za sprawą głośnej ksiązki "Sąsiedzi" Jana T. Grossa ukazującej tragiczne wydarzenia z 10 lipca 1941 roku. Ale czy ktoś słyszał o Radziłowie? O Wąsoszu? Nawet jeśli to wypieramy ze świadomości te informację i udajemy, że nic tu takiego się nie wydarzyło. A wydarzyło się i trzeba pamiętać. Za wszelką cene nie dopuścić do powtórzenia się takich tragedii.

 

 

Samo miasteczko jest senne. Ryneczek z pomnikiem upamiętniającym bohaterskich mieszkańców walczących w obronie Ojczyzny w latach 1918-1920. Stare domki wokół ryneczku, które pewnie pamiętają lata sprzed II Wojny Światowej. Całość robi przyjemne wrażenie, bo jest czysto i schludnie. Charakterystycznym punktem jest wieża kościelna. Okala ją wieniec, ni to korona, ni płomienie. W każdym razie, dla strudzonego wędrowca jakim my byliśmy ze względu na silny przeciwny wiatr, to charakterystyczny punkt w krajobrazie. Z daleka go widać i dzięki temu można wykrzesać jeszcze resztki sił, żeby dojechac i odpocząć na ławeczce.

 

Niby miało wiać w plecy w drodze powrotnej, ale odniosłem wrażenie, że mimo wszystko jadę chwilami pod silny wiatr. Sprawa była prosta, boczny wiatr równie mocno utrudniał jazdę i wysysał siły z każdym kilometrem. Do tego okazało się, że teren jest silnie pofałdowany a od Jedwabnego do Wizny droga to istny koszmar. Dziury i wyboje. Na szczęście tym razem obyło się bez gum, na co chyba liczył Jacuś dokuczając mi, że nie wyrobię się na 14 do domu. 

 

 

 

Co prawda uprzedziłem Anię, że mogę spóźnić sie jakieś 20 min, więc nie wyprowadzałem go z przekonania, że czeka na mnie zimny obiad. Pewnie na dobrą sprawę byśmy się wyrobili, lecz w pewnym momencie poczułem, że wiatr i podjazdy dały znać o sobie. Czułem się osłabiony i musiałem chwilę odpocząć. Po Jacku oczywiście nei było widać zmęczenia, ale ja musiałem odpocząć i coś zjeść.

 

14.28 dumnie wkroczyłęm do domu z okrzykiem....WRÓCIŁEM!!! Na co Ania, no to musisz coś przegryźć, bo obiad na wszelki wypadek przygotowałam na 15. Hehehehehe...to mogłem sie nie spinać i pędzić. W każdym razie kilometry wykręcone, kilka ciekawych informacji przyswojone a i ciepły obiad też zjedzony.

 

 

 

 

 

 

30 marca 2020   Dodaj komentarz
turystyka rowerowa   pamiątki po Żydach   koronawirus   kwarantanna   normalne życie   wiosna   pamiątki po Żydach  

Złoty Parostatek

 

Kolejna opowieść Edka Poloneza

 

 

 

Pamiętacie może historię zaginionego „Złotego Pociągu”, który miał się skrywać w podziemiach zamku Książ pod Wałbrzychem? Sprawa obiegła głośnym echem cały świat i co? Nic. Promocję Wałbrzych miał darmową a mnie się przy okazji po uszach dostało. Spytacie od kogo? Podpowiem...od gawędziarza i barwnej postaci jaką to jest pan Edek Polonez. Miałem te nieszczęście zaczytać się w pewnym artykule o wspomnianym to pociągu i nie zauważyć nadchodzącego niebezpieczeństwa.

 

 

  

 (Bug. W okolicy wsi Bojany można poszukać zatopionego parostatku)

 

-KHE KHE KHE . Usłyszałem nad głową teatralny kaszel. Gdy podniosłem wzrok znad gazety ukazałem mi się widok jak z horroru. Stał nade mną wielki truteń bo raczej nie pszczółka Maja. Nie wiedziałem o co mu chodzi, ale kaszel się powtórzył.

 

 

 

-Może weźmie Szanowny Pan ode mnie zaproszenie na Miododajne Spotkanie? Odezwała się do mnie ta koszmarna ni to pszczółka ni szerszenia mutant. Już miałem spławić natręta niezbyt miłymi słowami, lecz głos jakby znajomo brzmiący.

 

 

 

 (Gdy Cyganka przepowie Ci, że widzi Cie w lutym w Maroko...Cyganka prawdę Ci powie. 02.02.2020r)

 

 

-Od kiedy to Pan, Panie Edku w branży rozrywkowej robi? Czyżby nowe odcinki „Roju” w naszym mieście mieli kręcić? Bo mimo wszystko ubiór mnie nie zmylił i rozpoznałem w tym natręcie znaną mi osobę. Rozejrzał się na boki i zdjął wielką glowę z czółkami jak peryskopy z ubota jakiegoś.

 

 

 

-A żeby ich wszystkich, jasna i nieprzymuszona biegaczka dopadła. Żeby im się papier skończył i nie było komu im...hmmmmszklanki wody podać. A żeby....

 

 

 

-Ej Panie Edku, kto Panu tak za skórę zalazł, żeś Pan tak mu dobrze życzysz?

 

 

 (Kirkut w Broku. Pierwszy to nagrobek Tzvi Dov syna Abrahama zm. 15.05.1900, kolejny to nagrobek Yaakov Matatia zm. 23.05.1875r)

 

 

-Mojej damie serca, znaczy się tej wesołej wdówce, co to wnusia ma agenta artystycznego. Patrz pa, jak mnie urządził. Będziesz pan, gwiazdą, kasę będziesz kosił, tak mówił ustami swojej babki. Jakobym miał mieć wyjątkowy artystyczny talent, Hollywood przede mną miało klękać, tylko żebym umowę z nim podpisał. Niby miałem w nowych „Gwiezdnych Wrotach” Spilberga grać jakowoś rolę.

 

 

 

-UUUUUUUUUUUU. Panie Edku, gratuluję. Podejrzewałem, że ma Pan artystyczny talent, ale,że aż z Hollywood odezwą się do Pana? Fiu fiu fiu...

 

 

 

-Jeszcze słowo, a użyję całego bagażu mojego słownictwa, którego się nadobyłem służąc w marynarce. To nie było filmowa stolica a jakaś miodowa składnica. Babka głucha i nie zrozumiała niuansów murzyńskiej mowy. Przez co dziś paraduję w tym stroju i roznoszę zaproszenia na otwarcie tego czegoś.

 

 

 

 

 (Kompleks hotelowy Binduga. Trochę folkloru)

 

-Nie bądź Pan taki nabzdyczony Panie Majka, że tak powiem jak to lubi się Pan do mnie zwracać Panie Edku. Praca dobra jak każda. Pociesz się Pan tym, że gdyby faktycznie Pan pojechał do tego przybytku zła i zepsucia jakim jest Kalifornia, zaraz by Pana po Oskarach zaczęli ciągać. Gorzała, panienki, artykuły w brukowej prasie, Mogło by to nadszarpnąć pańską reputacje.

 

 

 

-Patrz Pan, z mądrym to i dobrze czasem postać przez chwilę. Może faktycznie nie ma co rozpaczać, tylko czy mógłbyś mnie Pan po plecach podrapać bo chyba o pniak będę się zaraz cochał. A jak nie to daj mi jaką gałąź, żebym mógł się pod tym futrem podrapać.

 

-Może wystarczy usiąść na ławeczce. O tu nie daleko, tylko na te żądło uważaj bo śmiesznie się Panu podwinęło i szkolną dziatwę i starsze kobiety może okropnie zniesmaczyć.

 

 

 

 

-Więc postoję sobie przez chwilę i może futro przewietrze w przeciągu. A co Pan tak zawzięcie czytasz, że nawet mnie nie zauważył?

 

  

(Kościół i ratusz w Broku)

 

 

-O „Złotym Pociągu” czytam.

 

-E tam bujda na podwójnych resorach. Nie było tam żadnego pociągu, chyba, że do jakiegoś ankoholu. Jakiś redaktorzyna wpadł w ciąg i tak poszło po szynach. To już ja mam lepszą kryminalną historię.

 

-Posuń się Waszmość, to usiądę i niech ten ogon sterczy, może żaden stójkowy mandatu za obsceniczność nam nie wlepi.

 

-Jaka to historia? Pobudzasz Panie Edku mą ciekawość.

 

-A nie masz Pan jakiegoś napoju? Może być miodowego koloru, ale niezbyt słodkie, bo już mnie zgaga męczy od samego myślenia o tej parszywej robocie.

 

-Mam jedynie butelkę czystej...czystej , gazowanej wody.

 

-Czyż ja na bydlę boże wyglądam, żeby wodę chłeptać? No cóż, dobre i to, daj Pan się napić, może nie zejdę z tego świata.

 

-Opowiadaj Pan tą historię a jak się dobrze sprawisz to może pomyśle o jakimś „chmielaku”.

 

Przyssał się do butelki, oczy łzami zaszły, grdyka głośno zagrała i po zawartości butelki można było zapomnieć.

 

-Nie wiedziałem, że tak smaczna może być zwykła komunalka. Co prawda już czuję w żołądku stado żab się lęgnie, upssssss. Aż mi się uszami odbiło. Nie wiem jak długo pociągnę na tym cienkim napitku, ale niech mi będzie i w kilku słowach o „Złotym Parostatku” Panu opowiem.

 

Jak już wspominałem mam za sobą długą marynarską karierę. Na promie po Bugu przez długie lata służyłem i stopnia nawigatora nawet się dorobiłem. Sam prezydent chciał mnie na admirała awansować, lecz mu grzecznie odmówiłem.

 

-Panie Edku, niech już Panu ten holiłódzki szpan opadnie. Admirał na promie i do tego na Bugu?

 

-A bo się nie znasz i czepiasz za słówka. To był skrót myślowy. Jak będziesz Pan przerywał to nie poznasz fascynującej historii.

 

-Już się w cichą pszczółkę zamieniam a Pan śmiało zaczynaj opowieść.

 

 

 

 

-Jak to bywa w marynarskiej braci, czasem się to i owo w tawernie usłyszy. Był swego czasu na Bugu taki statek. Dwa koła po bokach, pokład kryty i orkiestra rżnęła. Pływał on w letnie dni od Modlina aż po Zawichoście. Kilka dni taki tour się ciągnął, lecz zabawa przednia. Tu zeszli na brzeg, tam zawinęli. Nikt tam się nudził a wręcz na sen czasu brakowało. Bar najlepsze trunki i zakąski przez dwadzieścia cztery godziny serwował. Tańce, hulanki i z szablami taniec. Istna rozpusta, dla tak zwanego wyrobionego podniebienia. Wpadł właściciel tej łajby na pomysł, żeby zrobić na nim mistrzostwa gdy w bakaraka na pieniądze. Wpisowe było w złotych rublówkach z wizerunkiem, cara Mikołaja. Nie jakieś papierzane a krugerandy najprawdziwsze panie szanowny. Wieść się rozniosła lotem ptaka po całej nie tylko guberni, ale i za jej granicami. Wielu miało smaka a taką wygraną, bo wpisowe wynosiło 100 rubli w złocie. Na ten czas kwota niewyobrażalna. Lecz kto bogatemu zabroni. Żeby nie było przekrętów i oszustw przy stole, wynajęto specagentów. Mieli oni obcinać, kto kantuje i za burtę takich szulerów odstawiać. Wbrew pozorom, wielu krezusów się zjawiło z pełnymi sakiewkami. Trzeba było nawet dwa dodatkowe statki na pływające hotele wynająć. Płynęli i grali, grali i kasę przegrywali. Jeden się z rozpaczy rzucił w nurt brunatnej rzeki. Kilku wyrzucili za szulerkę podłą. Pieniądz się lubi czasem się zapodziać, więc główny armator wielki sejf tam wstawił na pokład Bociana. Nikt poza kapitanem, nie znał szyfru, który mógłby otworzyć skarbiec Alladyna. A trzeba pamiętać, że nie tylko z kart tam żyli, ale również z innych imprez tak zwanych towarzyszących. Drzwi do sejfu, trza było kolanem dociskać tyle tam się tego dobra zgromadziło.

 

 

 

-Może masz Pan jeszcze jakąś wodę, choć już czuję jak mnie żaba swymi płetwami po żołądku łaskocze. Przerwał na chwilę i futrzaną łapą spocone czoło otarł. -Jak tak dalej pójdzie to wodobrzusza jeszcze przyjdzie mi się nabawić.

 

 

 

 

(Kościół w Broku. W głębi ciekawa dzwonnica)

 

-Czy ja wyglądam, na takiego co to wiadro wody ze sobą by ciągał? Jak się Pan uporasz to do sklepu skoczę bo Pana w tym stroju to pewnie nie wpuszczą.

 

 

 

-No więc, żeby nie uschnąć do cna, ściaśniać będę swą opowieść. Zły król umarł a oni żyli długo i mieli zielone dzieci. Już skończyłem leć Pan po ten napój złocisty.

 

-Ale tak się nie godzi.

 

-Się godzi to między mężem i żoną, leć Pan tuż za rogiem jest sklepik zaczarowany, co wodę ze źródła wiedzy i konwersacji po 3,50 sprzedają a „Laleczki” się nazywają.

 

Co było robić, musiałem iść i kupić ze dwie puszki regionalnego, najtańszego napoju.

 

 

  

 (Ruiny pałacu biskupó płockich w Broku. Obecnie teren prywatny)

 

-Nooooooooo. Teraz możemy wracać do tematu. Co prawda nie ma odpowiedniej temperatury, ale sam fakt poświęcenia się jest mile widziany. Siadaj Pan, bo się ludzie głupia na patrzą jak tak trącasz ten mój odwłok między kolanami.

 

 

 

Nie ukrywam, że faktycznie barwną przedstawialiśmy parę w zambrowskim parku. Usiadłem i słuchałem co tym razem zmyśli mój ulubiony gawędziarz.

 

 

 

-Na czym to skończyłem? A no tak, na sejfie co już nie mieścił utargów. Więc gdy w drodze powrotnej leniwie łopaty wody Bugu szarpały, gdy walce i walczyki w najlepsze orkiestra przygrywała, nagle BUCHHHHH. Jakaś dama zemdlała, inna krzyczy góra lodowa. Gdzie góra lodowa w czerwcu na Bugu idiotko? Inna zaś w samych podwiązkach z pokoju wypadła i drze się, żeby kobiety ratować. Istna gamela niestworzona. Tu skaczą, tam trunki z bufetu ratują. Takie zrobiło się wielkie zamieszanie, że nikt nie zauważył braku kapitana. Statek zaczął nabierać wody pod swój pokład. Ci co skoczyli na piechotę do brzegu dopadli. Nikt nie myślał o temże wyjątkowo płytko lecz, że życie los pozwolił ratować. Poszedł na dno statek, nitk nie ucierpiał nie licząc armatora i graczy liczących na wielką wygraną. Sejf poszedł na dno, kapitan się zgubił. Nikt nie wi do końca czy to był wypadek czy też przekręt śmiały.

 

-Gdzie to było, Panie Edku? Może warto by było zrobić jakąś ekspedycję naukową?

 

(Brok. Wiele domów pochodzi z przełomu XiX i XX wieku)

 

-A to tu nie daleko, tuż za naszym Brokiem. W odmętach rzeki spoczywa gdzieś sejf i wrak „Złotego Parostatku”. Lecz czy jest co ratować? Mała na to szansa bo już od lat kilkudziesięciu co rusz ktoś tam łowi i szuka namiarów. Lecz gdy woda opada widać szczątki wraku więc nie mówię, że nie po nim śladu. Jest lecz czy jest jeszcze na nim złoto, tego już nikt nam nie zdradzi Szanowny Panie Dobroczyńco. To co, przyjdziesz Pan na te sklepu otwarcie? Miodowa Dolina ma się on nazywać lub jakoś z murzyńska lecz już nie pamiętam. Idę dalej klientów naganiać. Żegnam i z tym skarbem Pana tu zostawiam. Puszeczkę oczywiście zabiorę co by Panu nie ciążyła jak ten sejf na statku.

 

 

 

 

 

 

 

 Jak to mówią w radiu...lokowany produkt. Mnie bardziej od reklamy chodzi o pokazanie małego miasteczka o bardzo ciekawej historii. Oczywiście sam Brok zbyt wiele czasu nie zajmie Wam w zwiedzaniu, ale może stanowić fajną bazę wypadową, przystanek na odpoczynek. Szczególnie polecam Smażalnie ryb Pod Mintajem. Jak również odwiedzenie okolic Broku. Treblinki i Zuzeli. Ale o tym może w kolejnych wpisach

 

 

03 lutego 2020   Dodaj komentarz
opowieści edka poloneza   turystyka rowerowa   pamiątki po Żydach   Brok   Złoty Parostatek   bug  

Pan Edek w drodze na balety

 

Krótka opowieść o Zamku Kiszków

 


 

                     (atrakcje Ciechanowca)

 

 

 

Lekki dyskomfort psychiczny poczułem, gdy czyjaś dłoń na mym ramieniu spoczęła. Spiołem się, przygotowany na jakiś atak...

 

-Mistrzu, a gdzież to twój rumak się podział? Głos zniszczony życiem i ten naftalinowy odorek. Którz to mógł być jeśli nie mój namolny znajomy, pan Edek Polonez we własnej osobie. Tym razem beret z antenką szarmancko na czółko obsunął, pet w kąciku ust sterczał jak u pewnej z kreskówek postaci. Pod paltoczkiem cherlawą klatkę piersiową okrywało coś na kształt hawajskiej koszuli w różu majtkowej tonacji. Spodnie za to w wyraczastą seledynową kratę, o całą dłoń nad kostki kończące się dzwony.

 

-Ależ pan....szykowny powiedzieć wypada. Jeszcze jaki łańcuch na szyję i fingiel na palec. Panie Edku a gdzież to tak alegancko ubrany pan się udajesz? Żenić czy za mąż wydajesz? Szyk pan zadajesz większy bym rzekł niż chan krymski na biskupiej audiencji.

 

-A gdzie tam, na tańce się udaję. Pewna panna wdówka, znaczy stanu wolnego za to dość majętna, zabrać mnie postanowiła na rauty do domu spokojnej starości. Podobno balety są niemiłosierne.

 

 

 

    

 (Zamek Kiszków oraz Modrzewiowy Dworek w rysunkach Pana Wilka)

 

 (Tyle pozostało po murze okalającym zamek a później dworek. Po prawej miejsce w którym stały)

 

 

 

-Słyszałem, słyszałem. Rzekłbym nawet, że cudowne. Z balkonikami lub o kulach na parkiet ci suną, na dźwięk pierwszych dźwięków w takie wygibasy idą, że w podskokach bez niczyjej pomocy sfruwają z parkietu. Cud udokumentowany w księgach parafialnych. Całe szczęście, że zusowskich konowałów tam nie ma, bo emerytury i renty w lot by im zabrali.

 

-Ha ha ha. Nie był to jednak śmiech radosny a raczej jego przeciwieństwo.

 

-Coś nie tak Panie Edku?

 

-Raczysz pan żartować? Ja się nastawiałem na spokojne kortedanse. Jakiś walc, ewentualnie tango lub może polonez. A Pan mi powiadasz, że tam jakoweś murzyńskie podrygi?

 

 

 

 

 (Ciechanowiec. Kapliczka w pniu drzewa oraz widok na kaplicę grobową rodziny Szczuków)

 

 

 

-Nie sprawdzisz, nie zaznasz Panie Edku rozkoszy, jako to mówi przysłowie. -Hop hop, Panie Edku. Mówi się, mówi. Jesteś Pan obecny ciałem lecz chyba nie duchem?

 

-Jestem, jestem. Lekko potrząsnął przy tym głową. Przysiągł bym, że strach w jego oczach zauważyłem. Żal mi się zrobiło tego poczciwego cudaka.

 

-Trochę się zamyśliłem i mam niewielkiego mojra. A jak się zbłaźnię na tem tanecznym wieczorku? Nie znam rzadnych kroków w tych nowoczesnych tańcach. Co mam robić drogi Panie Merksie kochany? Może jednak się wycofam jak Kiszka do swego zameczka przed Szwedów naporem.

 

-Nie masz obaw Panie Edku, będziesz na pewno gwiazdą zgromadzenia. Nawet śmiem powiedzieć najbarwniejszą ze wszystkich tam obecnych. Istny Koko Szanel we własnej osobie.

 

 

 

(stary cmentarz ewangelicki, na którym pozostało kilka XIX wiecznych nagrobków)

 

 

 

-Krygujesz pan i szyderujesz sobie ze spłoszonej zwierzyny. Przykro mi się na ten czas okropnie zrobiło. Jam Panu serce i czas za darmo poświęcam. Na ludzi próbuję bezskutecznie zrobić a Pan sobie ksiuty z poważnej okoliczności urządzasz.

 

-Ależ skąd znowu, jakbym śmiał się chichrać mój mistrzu i guru. Szyk i powab Twe nie są dla oczu zwykłych śmiertelników. Po prostu idź i olśnij ich swym czarem i powabem.

 

-Łoj tam łoj tam. Bo się zagalopujesz pan jak ta ślepa klacz na Wielkiej Pardubickiej i nie wybrniesz później z tej swojej piewczej tyrady. Ważne, żem schludnie i czysto odziany.

-Tiaaa... Czysty i nie trącany jakoby orleańska dziewica z Pana panie Edku kochany. A co to za kiszka i zameczek, o którym Pan wspominał. Nie znam tego tekstu a chętnie bym genezę poznał. Lecz miarkuję, że na bal się Pan śpieszysz i przez to wielce już mej straty żałuję. Bo muszę przyznać barwne są te pańskie opowieści, prawie jak te ciuszki co masz je Pan na grzbiecie.

 

-Ciuszki po nieboszczku mężu mojej damy serca, z paczki co to w dobrych czasach zza wielkiej wody słał, że do doma. Prawie nie noszone, jeszcze z metkami. Jakbyś Pan reflektował to z niewielką stratą pieniężna, ale wielkim zyskiem sympatii odsprzedam je panu, znaczy te z paczki a nie te z mojego grzbieta.

 

 

 

 (Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu. Warto tu zajrzeć)

 

 

-Podziękować to za mało, za szczerość pańskiego serca Panie Edku. Serce mi się kraja, ale ostatnio nie mam, że tak powiem, wolnego grosza na zbytki odzieżowe. Więc może jeśli czas pozwoli to mi pan o tym zameczku opowie a modę na inną okoliczność odłożem.

 

-Nie znasz Pan Kiszków i ciechanowieckiego zamku? Nie dziwię się bardzo. W końcu szydzić łatwiej to przychodzi, niż nos w książki wsadzić. Bywają tam takie drobne znaczki, literkami je zwą. A gdy się je poskłada jak puzzle to nawet słowa z nich wychodzą. Z tych słów zdania powstają...

 

-P R Z E P R A S Z A M!!!! Przepraszam, jeśli uraziłem szanownego pana. Nie było to moją intencją. Może więc skróci Pan te swe wywody na temat mojej jakoby analfabetycznej przypadłości i przejdzie może do meritum sprawy.

 

Spojrzał na mnie z politowaniem, lecz już nie ciągnął swej żmijowatej gadki. Rozejrzał się wokoło i machnął na mnie głową wskazując ławeczkę przy zambrowskich lwach, stojących na nieczynnej o tej porze fontannie.

 

 

 

(Szczególnie jesienią pięknie prezentuje się muzealny park)

 

 

-Przez moją cioteczną - wujeczną pra pra babkę miałem zaszczyt być spokrewnionym z dawnym właścicielem miasteczka jakim stał się Ciechanowiec w tym czasie co i nasz ukochany Zambrów. Z tem, że Zambrów nie był niczyją własnością, czyli pod książęcą będąc kuratelą grosz sypał do ogólnej mazowieckie szkatuły. Ciechanowiec za to wzbogacał Kiszków. Ród możny natenczas. Wpływy mieli na mazowieckim jak i litewskim to dworze. Nawet przy granicznych ruchawkach zawsze w ich rękach miasteczko pozostawało. Nad Nurcem deptak z pierwszymi wyszynkami zaczęli urządzać, przez co klyjentelę z Warszawki i Wiednia nawet zapraszali. Dancingi w Złotym Kłosie takie podobno się tam działy , że sam Batory król tam balować potrafił. Sławą takową się pysznił imć Pan Kiszka na wschód od Renu, że Baden-Baden i inne Ciechocinki w biedę zaczęły popadać. Co lepsza klyjentela dawaj się w turystycznych biurach zapisywać na senatoryjne wyjazdy, do tego kurorta. Ponoć nawet Galipaldi z Monako na przeszpiegi umyślnych wysyłali i chcąc swych gości przy sobie utrzymać, kasyno pierwsze wtedy na jednorękich bandytów otwarli.

 

 

(Rzeka Nurzec oraz zalew to ulubione miejsce odpoczynków mieszkańców Ciechanowca) 

 

 

Dłońmi zakryłem twarz swą, żeby nie parsknąć i nie popłakać się ze śmiechu. Gdy mi już głupawka minęła, poważnie odrzekłem.

 

-Panie Edku, ale nadal nic nie wiem o wspomnianym zamku. Też był jak sułtański pałac i w przepychu tonął?

 

-Tonął to Kiszko, ale w nurcie Nurca jakby rzekł to Mickiewicz. Zamek był okazały. Z wieżami i mostem zwodzonym. Bronić miał przeprawy z ruskiej na mazowiecką stronę. Nie wiem, czyś Pan jest świadomy, że po dzień dzisiejszy w Ciechanowcu dwa kodeksy, w sprawach spadkowych sądy przeglądają chcąc sprawiedliwie orzec. Kodeks carski oraz Księstwa Polskiego. A widzisz Pan, tego żeś Pan nie wiedział.

 

 

(Spacer po parku pozwali wyciszyć się)

 

 

-Nie wiedziałem, że aż tak ciekawym miejscem wspomniane miasteczko się jawi.

 

-Co tu owijać w bawełnę, niewiele pan okolicznych miejscowości poznał, to i nie znasz ich pięknej historii. Dziś muszę szanownego pana już opuścić bo mi jeszcze kto moją pannę poderwie. A jako osobie względnie wykształconej i w towarzystwie obytej , nie pasuje co by dama na swego partnera czekała. Przy jakieś to okazji wrócę do temata. Jeśli oczywiście taka będzie pańska wola i odpowiedni zasób złocistego płynu, to opowiem Panu jak to Kiszko na ikejowskie tratwie próbował spławić się przed urzędem skarbowym. Teraz żegnam i w te pędy lecę. Lot trzmiela i taniec z szablami dziś na mnie czeka. I jak Fred Flinston w okrzykiem siabadaba na ustach poleciał.

 

 

 

 (stare domy popadające w ruinę)

 

27 stycznia 2020   Dodaj komentarz
opowieści edka poloneza   turystyka rowerowa   pamiątki po Żydach   Ciechanowiec   turystyka rowerowa   zamek Kiszków  

Małe pamiątki wielkiej historii

Czyli jak to kiedyś bywało według Edka Poloneza

 

 

 (obelisk upamiętniający zwycięzką bitwę wojsk Leszka Czarnego nad siłami Jaćwingów w 1264r. Uroczysko Kumat) 

 

 

A skąd to Pana niesie, Panie Szozda kochany!!!! – ktoś za mną zawołał. Do kogo mógł że należeć ten charakterystyczny sznapsbaryton jeśli nie do mojego znajomego ławkowicza Pana Edka.

A do Brańska Panie Edku się wybieram. Ładna pogoda to pozwoliłem sobie na tak zwany spacerowy wypad rowerem. Kiedyś mi Pan tyle o nim opowiadał, że zapałałem chęcią odwiedzić tę małą mieścinę. Szukałem wspomnianych przez Pana śladów pobojowiska.

 

 

 (bitwę stoczono nieopodal Brańska. Na zdjęciu kościół, z którego czasem kuranty wygrywają Rotę) 

 

O tej porze, to możesz Pan naciąć się na psie ślady i nie o łap odciskach tu mówię. Trzeba by było mnie na ramę wziąć to bym Panu pokazał gdzie wzmiankowane mordobicie  miało swe miejsce. Jako młode pacholęcie …

Panie Edku proszę się nie gniewać, ale Pan chyba nigdy młodym pacholęciem nie był, a zawsze dość dojrzałym, że tak się wyrażę.

Igrasz Pan ze swym życiem Panie Szozda, oj igrasz. Nie umiesz Pan za nic komplementów prawić. Ale w swej dobroci puszcze tę zniewagę mimo uszów jeśli coś masz pan w tej swojej sakwie. I o cukierkach nie mówię. Ostatni coś mi od nich okropnie się zęby sypnęły a na dentystę mi kasy nie staje, więc jakimś złocistym napojem ich ból mogę załagodzić. 

 

 

(żydowski cmentarz w Brańsku. Większość macew służyła jako płyty chodnikowe, stąd te prostokątne wymiary. Nagrobek po prawej stronie należy do nauczyciela Yehuda Meir syn Yaakova, który zmarł 14.03.1913)

 

Co było robić, sięgnąłem do zapasów bo jakbym się spodziewał spotkania z tym naciągaczem, którego nota bene bardzo polubiłem. 

Proszę Panie Edku, lecz dziś jedynie tym wynalazkiem tylko dysponuję. - rzekłem podając mu puszkę smakowitego trunku, tyle, że bezprocentowego. 

Tfu tfu tfu...otruć chcesz mnie Pan i dybiesz na me zacne życie. Jak coś takiego można spożywać i nie wstydzić się tego. No dobra , daj Pan i ja to skosztuję, lecz jeśli będe z tego świata schodził, podaj mi Pan coś bardziej pożywnego.

 

 

(Brańsk jak wiele podlaskich miejscowości był i jest wielowyznaniowy. Na przeciw siebie stoją cerkiew i kościół. Synagogi zostały zburzone w okresie II WŚ) 

 

Rozsiadł się wygodnie na swej parkowej ławeczce. Nabrał w płuca powietrza, wypuścił i jakby chciał w wielką głębie zanurkować przeżegnał się i niczym ustnik akwalungu puszkę z piwem do ust przystawił. Łyk pociągną, strząchnął się jak pies po błotnej kąpieli i …

Uffff.... przeżyłem i nie oślepłem. Ale muszę przyznać, że stracha czułem, czy aby jeszcze Pana na oczy zobaczę. To gdzie Pan byłeś bo jakoś mi umskło spomiędzy uszów te pańskie bajanie.

 

(Uroczysko Kumat. Można je odwiedzić wyjeżdżając z Brańska w kierunku Bielska Podlaskiego. Niecałe dwa kilometry przy drodze, na wzgórzu jest pamiątkowy głaz) 

 

W Brańsku byłem i szukałem pamiątek po tej wielkiej bitwie z Bałtami, którą według pańskich słów stoczyły tu wojska polskie.

Nie według moich a mego praprapra dziadka co pod Leszkiem służył i na swój sposób się wyróżnił. Prze to nawet Matejek w swym lanszafcie go w centrum umieścił. Jak to przy śpiącym pod dębem księciu czuwa i gąsiorek trzyma. 

Leszek aby na pewno, bo mi się zdaje, że inne imię władcy Pan wymieniał. 

Leszek Osmalony wespół z swoją kompanią Władkiem Konusem i Bolkiem Obciachowcem co to wstyd z nim było się gdziekolwiek pokazać, by wstydu nie narobił. 

 

 

(niedziela była mglista, ale przez to bardzo malownicza.) 

 

Jakoś nie pamiętam władców Polski o takich imionach? Osmalony, Konusowaty i Obciachowiec. 

Czyżbyś Pan nie wierzył memu dziadowi czy swojej niewiedzy? To, że z historyją jesteś Pan na bakier to już wiesz Pan i bez mego przypominania. Ale w tym wypadku daruje połajanki. Bo wszystko to sprawa błędnego tłumaczenia z łaciny na polski. Jako, że kiedyś ludzie łaciną rzucali bez większego skrępowania więc jakoś trzeba było ją na język salonowy przełożyć. Znasz Pan historię o trzech Piastoszczakach braciach co to w bandzie łobuzowali?

Lech, Rus i Czech? 

Nie wzywaj Pan imienia piwa zimnego na daremno. Sam Pan jest Rus widzę i zero u pana podstawowej wiedzy. Siadaj Pan obok, daj mi jeszcze łyka i posłuchaj Pan o tych trzech gagatkach.

 

 

(zdjęcie z 1937 wykonane przez dalekiego kuzyna moje kolegi Jacusia) 

 

Leszek, Bolek i Władek we trzech się na dworze chowali. Byli kuzynami. Bolek z nich najstarszy, ale i największa pierdoła gamoniowata. Młode co rusz go do aptekarza po lelum polelum kupić go wysyłali i na cała dzielnicę śmiech z niego urządzali.. A jak się odezwał w towarzystwiejakim, to tak po łacinie pojechał, że Matka z Ojcem i kuzynkami aż ze wstydu szczęki z podłogi zbierali. Najeli nawet jakiegoś guwernanta by jakoś go tam szkolił bo do szkoły publicznej wstyd było taką zakałę rodu wyprawić.

 

(ścieżki we mgle mogą wyprowadzić na manowce. Tak było w jakieś wsi gdy nagle skończyła się droga) 

 

 

Jakby tego było mało w pirotechnike lubił się zabawić. A to na wioskowej w remizie zabawie puścił z dymem jakaś podomkę czy tez kapcie pannie. Przez co od kozackiej młodzieży nie raz bęcki oberwał. Wziął kiedyś ze sobą dwa te łapserdaki za stodołę papierosa wypalić. Leszek był szemrany i starszy od Władka więc czasem z Bolkiem po kryjomu popalił skręty skubnięte z ojczymego surduta kieszeni . Władek konus, z metra cięte dziecię zawsze na czatach stawało i gdy ktoś ze starych się zbliżał na palcach gwizdało. Leszek szlugiem się zaciągnął aż za uchem pękło, a ten szlug wystrzelił i pół łba osmalił.

 

(Domanowo. To mała wieś przy DK66, którą pierwszy raz odwiedziłem. Warto się zatrzymać i zajrzeć do XVIII wiecznego kościółka z cudownym obrazem Matki Boskiej) 

 

Gęba czarna od sadzy, pióra dęba stały jakby w nie piorun boski  z niebios strzelił. Co się okazało? Otóż Władek Konus prochu dla kuzynów do machorki dosypał co by mocy zyskać. Leszka od tej pory Czarnym nazywali choć w rzeczywistości ryży był bez mała.  Bolka za swe czyny i wulgarny ozór Bezwstydnym nazwali. Po latach cenzura a może jakiś ślepy kopista Wstydliwego z niego zrobili tak jak ze smerfa Łokietka  stworzyli. Faktem jest niezbitym, że pod Brańskiem Leszek złoił Bałtom dupsko aż miło było patrzeć. Władek na tym najlepiej się urządził a mimo lichego i dziecięcego wyglądu na wielkiego władce w końcu wyniesion. 

 

(dziś dwukrotnie przejeżdżałem przez Dąbrówkę Kościelną. W drodze powrotnej zrobiłem sobie na skwerku krótki postój. W głębi widać remizę strażacką z 1932 roku, a na pierwszym planie Pomnik Orła Białego umapiętniający bojowników POW walczących o niepodległość Polski) 

 

Znaczy Władysław Łokietek, bo jak mniemam o nim pan bajdurzył Panie Edku drogi. Teraz poukładałem sobie te wszystkie historie. Bo faktycznie Leszek Czarny był starszym bratem Władysława Łokietki a Bolesław Wstydliwy ich bliskim kuzynem. 

Przecież od początku prawie Panu prawdę, tak jak z tą bitwą pod Brańska domami. Trzeba tylko się popytać a na pewno chętnie Panu drogę wskażą uprzejme ludziska. 

Tak też zrobię przy najbliższej okazji. Życzę spokojnego spożywania. Ja zaś skieruje swe marne kończyny w stronę mego domu. Edward okropnie wzdrygając się pił nadal te bezalkoholowe piwo cytrynowe.

 

 

(jaka zima takie bałwany. Jak widać ludzie mają do siebie dystans i to jest pozytywne) 

19 stycznia 2020   Dodaj komentarz
opowieści edka poloneza   turystyka rowerowa   pamiątki po Żydach   Leszek Czarny   Jaćwingowie   Uroczysko Kumato   Brańsk   Domalewo   dąbrówka   turystyka rowerowa   edek polonez  

Ciotka Maryśka Rozkuzdrana

 

Ciotka Maryśka Rozkuzdrana i wielka wakacyjna miłość

 

 (popiersie Marii Skłodowskiej - Curie w Zarębach Kościelnych) 

 

Wracając ze spaceru w sylwestrowy wieczór, zapatrzyłem się na fajerwerków rozblyski na niebie i o mały włos bym nie wpadł na kogoś kto stał przy brzegu chodnika. Kaszkiecik na głowie, jesionka z kołnierzem z nutrii i spodnie w kancik, kilka centymetrów ponad kostkami kończące się. Którzy to mógł być jeśli nie Pan Edek.

- Na tańce Pan się wybrał Panie Edku kochany? Lecz milczenie tylko mnie przywitalo. - Hooop hoop, tu ziemia, tu ziemia, brzoza się odezwij!!!! 

 

 

 ( dawny Trakt Suraski będący częścią Wielkiego Traktu Litewskiego) 

 

- Jejku, ludzi Pan straszysz. Epilepsji przez Pana jeszcze się nabawie lub jakiegoś innego chocholego  tańca. Czemu się Pan skradasz jak jakiś Belzebub do niewinnej duszy?   I mów Pan o dwa tony głośniej bom ogłuch na oba uszy od tych pieronońskich wystrzałów. 

- A już myślałem, żeś Pan w zachwycie zatracił się w tej ferii kolorowych błysków. 

-Lubie na to jako chemik niż  piroman patrzeć. 

-Zadziwiasz mnie Pan bo ja stawiałem, że historia jest panską domeną, ale jak mnie uczono jedno nie wyklucza drugiego. Choćby podstawowy wzór chemiczny zwany wzorem Jagiełły lub spod Grunwaldu. 

- mówisz Pan o wzorze na trunek nadzwyczajny podpisany sygnatura 1410? 

- Nie dał się Pan podejść, jest Pan jednak wyjątkowo dobrze w tej branży obeznany. 

- Panie Szurkowski musisz Pan to wiedzieć, że w mej krwi płynie czysta chemia genów. Po mojej rodzinie można rzec na to szczerze, mamy dziś dwa conajmniej pierwiastki. Moja ciotka babeczna lub babka cioteczna miala tak wielką mnięte do mojego stryjecznego dziadka, że na jego to część nazwał po nim te dwa nowe pierwiastki. 

 

 

 ( tablica upamiętniająca rodzinę Skłodowskich zamordowaną w 1944r przez Niemców za ukrywanie Żydów) 

 

- Chyba się gdzieś zapodziałem bo niczego takiego nie słyszałem. Jakie to pierwiastki Panie Edku, chyba bardzo muszą być egzotyczne. Pewnie chlor i kizior jeśli mogę coś zasugerować. 

- sam żeś jest Pan chlorek i kizior i na dokładkę nie znasz Pan historii noblowskich przypadków. Ale to już znany fakt wszem i wobec. Teraz na dokładkę z chemii Pan żeś noga. I na kęs naukowej wiedzy wywalasz  Pan ślepia jak dalton na słowo kalikznadmanganianpotasu 

- woooooow... Jestem pod wrażeniem i jako ten poskromiony złośliwiec słucham już wywodu. O kim to pan mówisz bom na prawdę ciekaw, kim była ta znana jakoby babka pańska cioteczna. 

- mówię po Ciotce Marysi Rozkuzdranej, co to na wakacje to Zarąb przyjeżdżała. 

- Marys Rozkuzdrana? Nie znam takiej pani. Jesteś Pan pewien, że to nie sen jakiś? 

- ciotka Maria z domu Skłodowska, teraz pewnie już płomyk się zapali w tej ciemnej studni ludzkiej niewiedzy. A Pan mi wyglądasz na osobę taką, co to niedawno z tej dziupli naukowej ciemnoty wylazła. 

 

 

(szarobury krajobraz Mazowsza) 

 

- Przepraszam Panie Edku i proszę się nie unosić, bo jeszcze jakaś żyłka Panu pęknie i będzie nieszczęście gotowe. Może łyczek sławnej pańskiej herbatki z imbirem weźmiesz Pan na ząb i się uspokoisz? 

— Dziś w pełnej abstynęcji sterczę i niczego ankoholego ze sobą nie noszę. Do ciotki wracając, fakt to udokumentowany, że Maryska często u rodziny na wakacjach bywała i nawet jedną z pierwszych miłości tu doświadczyła. Musisz Pan to wiedzieć , że w pewnych kręgach tak to bywa, ksywka rodzinna z syna na wnuka przechodzi.

-Znam kilka przypadków Młody Fulo czy też Starszy Belan... Ale co Tom a wspólnego z nobistka Skłodowska? 

 - Tak było i w mej szlachetnej rodzinie, gdzie dziadunio Radosław Polonezem zwał się. Tak się zakochał w Marysi Skłodowskiej, że poprzysiagl jej miłość do śmierci lub do końca wakacji. Mieli się ku sobie lecz pech i polityka położyli kres tej pięknej, romantycznej historii. Dziadka Radosława w kamasze na ćwierćwiecze do carskiej armii wysłali rodzice. Maryś mimo całej swej trzepakowskiej natury, kochała dziadunio mego do grobowej deski. Gdy we Francji odkryła te dwa nowe pierwiastki na cześć dziadka nazwała je niech pan zgadnie jak? 

 

 ( pozostałości po Lini Mołotowa, które zasługują na oddzielny opis) 

 

- Polon i Rad. Ale to chyba jest nieprawda. Inną podają genezę tych nazw w podręcznikach panie Edku, tak pod Bogiem szczerym. 

- W czasach bolszewickich Sowiet głosił nawet, że to na ich cześć nazwali tak ten pierwiastek Radem a Polinezja, że od ich nazwy Pol się ma wywodzić. Każdy doszukuje się  tego co chce znaleźć, lecz prawda się obroni i niech tak  zostanie. Ja się cieszę, że Ciotka noblistka jest moją kuzynką, a dziadunio Radek wniósł tyle do światowej nauki. 

Brakło mi argumentów na edkowe baśni, grzecznie podziękowałem. Lecz widocznie huk petardy zagluszył mych słów znaczenie bo tylko mi pomachał na pożegnanie kraciastą chusteczką. 

 

 

( Mazowiecka kapliczka. Co prawda Skłodowska była na bakier z wiarą, ale to również opis okolic więc pozwoliłem sobie na wstawienie tej fotki) 

 

Faktem jest na pewno, że ze Skłod pod Zarębami Koscielnymi wywodzi się ród Skłodowskich. I być może faktyczne Maria Skłodowska kiedyś odwiedziła swą daleką rodzinę. 

 

02 stycznia 2020   Dodaj komentarz
opowieści edka poloneza   turystyka rowerowa   pamiątki po Żydach  

Czy warto pamiętać?

               Pamięć o nich jest jak stygmat

 

 

(zambrowski kirkut, pierwsza z lewej macewa z 1829 Lejba syna Mosze Segala)

 

 

Żydzi. Można ich nienawidzieć, można ich nie lubić, można być po prostu ciekawym ich kultury. Dawni mieszkańcy, którzy we wszystkich miasteczkach stanowili większość ich obywateli, o których pamięć jest jak wieczny stygmat. Krwawiąca, ropiejąca i nie dająca się zabliźnić. Ja w swoich wędrówkach po Podlasiu jak również po mazowieckiej ziemi czasem staram się odszukać jakieś po nich pamiątki. Przeraża mnie bezmyślność i barbarzyństwo ludzi niszczących stare nekropolie czyli te nieliczne ślady na ziemi jakie po nich pozostały. 

 

 (Jedwabne. Widok od strony stodoły, w której zamordowano żydowskich mieszkańców miasteczka.)

 

 

Jeśli ktoś chciałby wyznaczyć jakiś szlak upamiętniający podlaskich żydów to koniecznie powinien moim zdaniem przygotować się na huśtawkę nastrojów. Niestety wiele miejsc jest naznaczone tragedią. Wiele miejsc, szczególnie dawnych kirkutów jest zniszczonych i w fatalnym stanie. Ale mimo wszystko namawiam do odwiedzenia kilku z nich.

 

 (Czyżew. Stara synagoga. Tyle lat przejeżdżałem obok i nie wiedziałem o jej istnieniu)

 

Od czego zacząć? Myśle, że od najbliżego punktu w którym obecnie się znajdziecie. Jak powiedziałem, nie ma miasteczka, które nie miałoby jakieś pamiątki. Choćby kirkut. Niewiele po nich zostało, ale spytajcie się starszych mieszkanców gdzie takie się znajdowały, lub gdzie się znajdują "żydki". Nie ma niestety takich drogowskazów na turystycznych mapach czy w miasteczkach i czasem trzeba poszperać w internecie, żeby do nich dotrzeć. Nie ma większego sensu chodzić po polach czy po posesjach, gdzie kiedyś były macewy a obecnie rośnie żyto czy stoją jakieś budynki. Szukajcie tych jeszcze istniejących. 

 

 

 (Tykocin. Wielka Synagoga, która niedawno nabrała kolorów)

 

Ale dość skwaszonych min. Pora ruszać na szlak. Są miejsca przygnębiające jak również warte dłuższego postoju, gdzie można skosztować naprzykład smacznej żydowskiej kuchni. Czasami poczuć klimat dawnej żydowskiej kultury. Napewno takim miasteczkiem jest Tykocin. Niedawno synagoda została poddana renowacji i przybrała nowe barwy. Podobno tak wyglądała w latach świetności. Nie mnie to oceniać i dyskutować z gustami artystycznymi. 

 

 

 (Tykocin. Wejście do wnętrza synagogi)

 

Tykocin. Miasteczko, które na nowo odkryłem kilka lat temu. Dawniej takie jak to nazywywałem "geesesoweskie", paździerzowe, szare i bure. Od kilkunastu lat bazując w dużej mierze na żydowskiej historii na nowo odżyło. Oczywiście znajdą się malkontenci twierdzący, że większym wzięciem cieszy się pomnik hetmana Czarneckiego czy odbudowany zamek. Mnie się zdaję, że nie ma Tykocina bez Żydów i Żydów bez Tykocina.

 

 

(Tykocin. Wnętrze synagogi)

 

Nie znaczy to, że nie doceniam wkładu Branickich czy króla Zygmunta Augusta w rozwój Tykocina. Był przeogromny. Nie da się tego ukryć i temu zaprzeczyć. Tego nikt nie neguje. Ja z jakiś względów uparłem się szukać jednak w swych wędrówkach zapomnianych i niechcianych śladów. Bo za kilka lat uwierzcie mi już ich nie będzie. Synagoga w Tykocinie przetrwa. Cmentarz, pewnie również chociaż już też niewieli na nim pozostało nagrobków.

 

 

 (Tykociński kirkut. Podwójna macewa Mirel córki Szmuela i Chai córki Josefa)

 

 

Z prostego względu. Nikomu tak naprawdę na niej nie zależy. Gminy żydowskie podobno nie mają kasy na utrzymanie porządku na nich. Lokalne samorządy nie mają podstaw prawnych na ich przejęcie przez co wszystko trwa w zawieszeniu.

 

 

 (Krynki. Tyle zostało z Wielkiej Synagogi)

 

 Za kilkanaście lat pamiątki po Żydach tak będą wyglądały jak resztki synagogi w Krynkach. Myślę, że muszę sukcesywnie zacząć opisywać każde napotkane miejsce. Bo mimo wszystko są bardzo rozproszone na mapie Podlasia oraz Mazowsza. 

 

 

14 grudnia 2019   Dodaj komentarz
turystyka rowerowa   pamiątki po Żydach   synagoga   zambrów   turystyka rowerowa   Green Velo   macewa   kirkut   Czyżew   Krynki   Tykocin  
Krzysztof1963 | Blogi