• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

o czym myślę jadąc na rowerze

Życie czasem potrafi przytłoczyć swymi problemami. Jazda rowerem ułatwia utrzymanie równowagi ....psychicznej. W poniższym blogu postaram się pokazać świat, który widzę z wysokości siodełka.

Strony

  • Strona główna
  • Batory i Jagiellonka
  • Olek i Helenka
  • Pan Twardowski
  • Sobieszczak i wiedenski torcik
  • wesola historia Augusta
  • Księga gości

Kategorie postów

  • opowieści edka poloneza (17)
  • osobiste przemyslenia (14)
  • pamiątki po Żydach (6)
  • turystyka rowerowa (55)

Linki

  • profil
    • moje rowerowe trasy
    • traseo czyli gdzie byłem
    • więcej informacji o mnie..

Kategoria

Opowieści edka poloneza

< 1 2 >

koniec dynastii Wazów...

... pałac biskupów w Broku

 

 

 

Niby jak dwa Baczewiaki jedną jagodą się dzielili, a w rzeczywistości jeden drugiemu gotów był kosą pod ziebro zapierniczyć. Takim salonowym i bardzo dystyngowanym wprowadzeniem, zapraszam Was na trzecią część sagi o kulinarnej niby dynastii. Dlaczemu spytacie się zapewne ta niby dynastia? Otóż już to dość w prosty i przystępny sposób, wszystko wytłumacze. Klapnie sobie grupa, gdzie kto tylko może, piwko otworzy lub kawkę zamówi. Zaczynam swo wywód, a Wy uważnie słuchajta, bo powtarzać nie będę, a temat toś jest pogmatwany. Uwaga... Zaczynam. W czasów, gdy ostatnia królowa z gangu Jagiellonów, miała zasiąść na tronie, szlachta wpadła na pomysła iście postępowego. Anna Jagiellonka urody jak by to powiedzieć, w ogóle żadnej nie posiadała. Szaruga, kaszalot czy listopadowa szaruga to przy niej całkiem śliczne określenia. Kanclerz, opiekun Skarbu i reszta magnaterii wydumała, że jeśli nie jest ona w stanie wziąć sobie jakiegoś zdatnego mena na tak zwaną mnięte, to my jej sami wybierzemy jakiegoś bogatego gacha. Całe perypetie z wyborem jej męża, opisałem wcześniej przy okazji dochodzenia, co to się stało z tykocinskimi arrasami w I tomie albumu, tak na marginesie. Od tej to pory będziem głosowali, na przywódcę naszego królestwa, lecz władzę będzie i tak miał nijaką. Już pięć wieków minęła, a słowa jakby bardzo nam znajome, tylko bez politycznych proszę tu wycieczek. Oczywiście każdy wybór był z lekka, na niezłych resorach zrobiony. Jedni drugich na temat swgo kandydata całkiem nieźle bujali. Obiecywali choćby wolność każdego szlachcica ma swej to zagrodzie. Zero podatków, carską i tatarską pod nogi sejmiku rzucić im koronę. Jak Andzi w końcu Walerka z francą na męża wybrali, to koronę Poski też przekazać chcieli. Gdy ten wytrzeźwiał i na ślep swój przejrzał, dał ciąg do Paryża tak był przerażony. Później był Batory. Tę już pewnie historię znacie ze stron mego albumu. Po nim właśnie rusza ta niby nasza dynastia królów z kucharską przeszłością.





Dynastia, to gdy władza z ojca na syna tudzież na jakiegoś stryja z łaski najwyższego spływa. W sposób dziedziczenia ją się przekazuje. Ta się ciągła za sprawą wyborów prawie demokratycznych. Wazy nami rządzili tylko i aż lat osiemdziesiąt, ale to aż nad to. Potop to ich była sprężyna. Oczywiście nie ten biblijny, ale szwedzki ja was proszę i o co poszła ta epokowa awantura? O jakiś tam tani mebel z Ikei czy też innego marketu. Zygmunt upomniał się o niego u swego przyrodniego braciszka. Jakoby pamiętał go, że stał w jego pokoju dziecinnym i mamuś mu na nim z cyca swego karmiła. Kuzyn Gucio rzekł mu na odczepnego, że korniki tamten jego zydelek zeżarły. A ten, na którym on siedzi już niewiele ma wspólnego z pamiątką z dzieciństwa. Więc niech się goni ze Sztokholmu, bo jeszcze go jakąś noga stołową po łbie wytrzaskać ochota go przyjdzie. Niby Władek, najstarszy syn Zygmusiu, odstąpił od tej ruchawki o ten zwykły taboret,dla świętego spokoju, bo całkiem wygodnie siedziało mu się na polskim to tronie. Za to jego bracia, szwedzkiego wujaszka w kinola walnęli. Przy jakieś rodzinnej imprezce, dostał Gucio z tak zwanego liścia, bo Ferdkowi w pijackiej manigle fakt zaboru krzesełka nagle się przypomniał. Trzeba wam wiedzieć, że Zygmuś miał trzech synów. Władka najstarszego, Kazka i Ferdka trochę w późniejszym wieku. Ferdek jako małolat sutannę przyodział. Już jako uczeń szóstej klasy szkoły podstawowej, był biskupem bez święceń kapłańskich , za to kasę brał należną, pałac też miał jak najbardziej biskupi. Wszelkie apanaże, złote pastorały, no i kobitki, nie tak znowu po kryjomu. W końcu cywilowi nikt nie mógł zarzucić, że kala biskupią sutannę. Taki mały galimatias z tego nam wychodzi. Jak dla ludu osoba kościelna, jak dla siebie samego całkiem świecka. Kazek za to to typ lekkiego popychadła. Przynieś to gamoniu, przesuń to pod ścianę. Podpisz i nie czytaj, i tak nie zrozumiesz.. Idealny kandydat na przyszłego króla. Ferdek z lekka gość nabormuszony. Kazek zaś minkę walnął, do tłumów pokrzyczał. Będę królem samodzielnym i nie będę tak siup ustaw podpisywał. Ferdek zaś prosto z mostu walił szlachcie w oczy. Opoje, nieroby, Polskę swą zgubicie. Dajcie mi władze nad sobą, płaćcie dość rozsądne podatki a obiecuje Wam kraj piękny, rozwinięty. Silną armię stworzę, każdy będzie mógł być przed sąd postawiony. Na co Kazek tak go zripostował, na co nam wasze podatki. Ruskie nas dozbroją, Szwedy dadzą zboże. Francja nas obroni a Anglia pomoże. Robić nie musicie, kasy wam dołożę. Na każdą świnkę i krówkę po złotym florenie co roku dopłacę. Ferdek już raczej w krzyku rozpaczy... Jako wasz duchowny, zdejmę tą sutannę i za żonę wezmę, wdowę po mym bracie, Ludwikę Marie... Brrrr, ale będzie obciach. Trudno, poświęcę się, i będę żył z bratową, co mi tam, że już dość stara i pomarszczoną miejscami. Tu się ją przygładzi, a tam coś podciągnie. Do ołtarza będzie szła niby młoda łania a nie wiekowa matrona. Problem z tym był jednak, gdyż ta Ludwika będąc jeszcze żoną Władka z Kaziem żyła związku, jak mówią otwartym. Za dnia stateczną pani domu, nocą szlajdusza w kaziukowych komnatach. Więc sondaże na ostatniej prostej były po równo każdemu. Coś więc musiało nagle się wydarzyć.






Był to buntownik Chmielnicki, kozak nad kozaki, wolał on walczyć z Kazkiem niż zawziętym Ferdkiem. Albo wybieracie gapę a ja Wam folguję. Albo biskupa, a ja na swego wspomagającego, Turka przyprowadzę. Wybór należy do waści elektorów. Dalej w spokoju pijecie, albo do ciężkiej roboty od jutra się bierzecie. Po niby wolnych wyborach, które jak wiadomo Jan Kazimierz wygrał. Był on juz ostatnim królem Polski z rodziny Wazów. Biskup Ferdynand Waza skrył się we Wyszkowie. Czasem do Broku na miętusa wpadał. Przyszłego pretendenta do polskiej korony po cichu szykował. Sam nie wygrał wyborów, jego zaś wychowanek przejął po Kazku posadę królewską. Lecz jak się okazało, rządził jak ostatnie Wazy. Ferdkowi pomarło się z żalu, w pałacu biskupów w tym, że we Wyszkowie. Patrzył i płakał gdy Szwed Polskę grabił. Wojsko żołdu nie miało, no bo skąd je mogło dostać, gdy nikt na jego utrzymanie nie chciał grosza łożyć. Francja jak wiadomo, wojnę wypowiedziała i poszła pić szampana by się nie upocić. Rosja, Prusy jak i Kozacy wszyscy ze swej strony Polsce dokopali. Tak się skończyła złota prezydentura... Tfu tfu tfu królowanie, Kazka lekkoducha jak go zwali.

W końcu i Kazimierz na ślepia też chyba przejrzał , gdy mu wierny sługa, hetman Lubomirski, złoił skórę i trybunałem go nieźle przestraszy. Co było robić koronę w depozyt przekazał i sam na emeryturę na Lazurowe Wybrzeże se wybył. Pławił się rozkoszach lecz nie tak zbyt długo. I jego też łaskawie Stwórca zabrał do siebie w dniu upadku Twierdzy Kamienieckiej.

 

Na tym dziś zakończę swoje te bajanie. Trochę szyderstwa, trochę złośliwości. Fakt jest dziś niezbity, rządy Wazów ściągnęły na Polskę wielki kataklizm. Był to początek końca naszej Rzeczypospolitej. Z krótką przerwą gdy to Sobieski na tronie posiedział. O nim już Wam opowiadałem. A jeśli ktoś chce sobie to przypomnieć, niech do mojej podróży po okolicach Narwiańskiego Parku wróci.

 

05 września 2020   Dodaj komentarz
opowieści edka poloneza   wesoła historia Poslki   Brok   dynastia Wazów  

Jak to z Wazami było

...czyli po co zajrzeć do Wyszkowa?

 

 

 (dawny pałac biskupów płockich w Wyszkowie)

 

 

Na północy szwedzkie śledzie, na zachodzie ciasto francuskie, na południu strucel wiedeński, na wschodzie barszcz ukraiński. A w środku tego gastronomicznego gulaszu mały Wyszków ze swoją wazą. Już pewnie kartkujecie swoje przewodniki, włączacie programy kulinarne czy też portale plotkarskie w poszukiwaniu gwiazdki przy jakieś jadłodajni. Nie szanowna publiko, dziś zajmie się trochę rodzina, która na Polskę sprowadziła jedna z największych gameli. W sumie w kuchni się troszkę to wszystko zaczęło, gdyż jeśli mnie pamięć nie myli już o tym w albumie pisałem, ale dla nie uświadomionych przypomnę pokrótce. Bronka Sforsą zielarka, co to w krakowskich sukiennicach szczęki z warzywniakiem miała, swoim urokiem i garściami lubczyka dodawanego do zupy, tak omotała Zygę, że wziął ją na salony. Wnet też beret z antenka na koronę zamieniła, przez co mogła trząść Polska i Litwą. Przy tym non stop Zygę sztorcowała i na głowie kołki mu ciosała. Non stop słychać było.. Stary kup mi to, albo innym razem, Stary pojedziem do Ciechocinka na jakieś wywczasy. Zygmunt jak by nie patrzeć dość płodny był i to nie tylko w małżeńskim stadle. Wianuszek potomków po sobie zostawił. Niestety tylko jeden dzieci legalnie dotrwał, by po nim przejąć schedę. Za to jego córka, piękna Katarzyna za mąż poszła do Szwecji, za istnego wikinga. Ten non stop w jakiś najazdach brał udział, albo łupił, albo do siebie spierniczał. Kaśka list z paczką do swej matki przez marynarzy podała. W niem krótko i treściwie Bonie wyłożyła. Mamuś droga, zaopiekuj się moim Zygmusiem. Jak stanę na nogi i się tu odkuje, to go odbiorę. Smoczek i pluszaka masz w zawiniątku. Zmieniaj mu pieluszki i cyca nie dawaj. Co by tu nie słodzić, Bronka lekko się zbiesiła. Ona kobita na chodzie, a tu niby ma babcią jakąś zostać. Pod opiekę Zygmusia kuchcie jakieś dała, a ta go do zawodu kuchmistrza szykowała. Zygmuś lekki neptyk i typ popychadła, szybko ksywkę Waza od dziatwy zadobył. Koniec końców tak się sam ustawił, że po swej ciotce Ance polską koronę na głowę swą chciał też włożyć. Był Zygmunt Stary, a jak tego będziem dla odróżnienia w kronikach towarzyskich na Wawelu zwali? Niech to już będzie, tak jak gom wołali. Znaczy się Waza Zygmunt został i to dzięki krótkiej karierze kuchcika. Tu powinien być odnośnik do przygód jego Ciotki Anki i Stefka Batorego. Ale to już było i jak ktoś ma album to niech sobie rzuci na teks przy Tykocinie.


(reszki macew na wyszkowskim kirkucie)

No dobra, żeby nie przedłużać. Zygmunt doczekał się polskiej korony. Wieść gminna niesie, ze na swej królewskiej elekcji zgotował taki bigos, że palce lizano. Lecz po tem już było tylko gorzej. Wdał on się w konflikt rodzinny ze swym zamorskiem rodzeństwem. Że niby go tron polski kłuje w piąta krzyżową, a on by tam wolał w Sztokholmie, na tronie ze sztormowego drewna posiedzieć. Spakował swój dwór i przeniósł go bliżej morza. Z Krakowa do Warszawy to dwa tygodnie było drogi a do Gdańska drugie tyle wołami, do jakiegoś promu. A w Warszawce na parostatek se wsiadał. 24 godziny i już promem na śledzia wędzonego mógł w szwedzkiej gospodzie sobie tam pozwolić. Jak to w rodzinnych bywa wielu sporach. Niby bom tom, a świnie sobie po sądach podkładali. Zadawnione winy wywlekano, weksle niewykupione wsiem pokazywano. Nie raz jeden drugiemu i po ciemku w tak zwaną mordę przypaździeżył. Ni jak się nie dało Wazie wytłumaczyć, że nie jest miłym w Sztokholmie gościem i niech tu więcej nie wraca. Ciągło się to długo. Z syna aż na wnuki. I tym to sposobem przechodziem do sedna naszej opowieści.




(pomnik Cypriana Kamila Norwida w Wyszkowie)


Lecz tak se wpadłem na takiego pomysła, że ta opowieść o Wazach podzielę na kilka odcinków. Was nie będzie nużyć moja opowiastka, a przy okazji więcej można będzie fotek włożyć. Tak więc dziś już koniec, jutro dalszy ciąg powinien się zdarzyć. Cierpliwie czekajcie i oczka wypatrujcie. Kto nie chce czytać więc i tak mu to będzie obojętne. Trzymajta się ciepło i zawsze prawej strony. Chyba, że z Londyna lub Sidnej na to sobie patrzysz.

 

 

01 września 2020   Dodaj komentarz
opowieści edka poloneza   edek polonez   dynastia Wazów   Wyszków  

Nasz wypad do Szczytna

 

Czyli jak to było naprawdę ze Zbyszkiem i Jagenką

 

 

 

Dziś porzucimy moje ukochane Podlasie i skoczymy nad mazurskie jeziora. A żeby nie nudziło się Wam więc opowiem to i owo, z nastawieniem na owo .
Jeśli więc olejek do opalania i wygodne sandałki już wzute na nóżki to możemy ruszać jak myślę dość ciekawą trasę do Szczytna, dawnego krzyżackiego miasta. Obecnie w województwie...jakie to jest województwo bom zapomniał szczerze...ooo Warmińsko-Mazurskim a dawniej Olsztyńskim.
Dziś odwiedziem miejsca związane z najsłynniejszą miłosną parą w dziejach polskiej lyteratury. Nie, nie będziem trędowatych udawać, choć może i po trosze, lecz pójdźmy w ślady Zbyszka i eterycznej Danusi. Już może błysk w oku Wam się pojawił, a jakże, dziś Heniu Sienkiewiczuk wraca do łask naszych.
 
 
 
 
 
 
Bylim już przy jego to okazji w Pułtusku gdzie, nie powiem, że podpalił miasto, ale okropnie się tym fajerem na tyle ekscytować, że z rozpędu Quo Vadis wysmarował. Jak wspomniałem dziś weźmiem na warsztat miłosny trójkąt z mazurskich wakacji. Wielu nas zapewne ma piękne wakacyjne wspomnienia, a wielu także niezłe pierepałki. Niby kochał jedną do końca turnusa, po nim czasem zostawał tatusiem lub też fałszywym i nieaktualnem kontaktem w komórce dziewczęcia.
Bohatery tej naszej wędrówki to Danuś, panna w wieku to podlotka. Eteryczna rzekłbym i w chmurach błądząca. Córka ukochana Juranda co miał niewielki pensjonat w Spychowie.
 
 
 
 
 
 
Zbyszko młody kawaler, będący w podróży wakacyjnej ze swem dużo starszem wujkiem Maćkiem. Oraz dziewoja jędrna Jaguś, wyjątkowo zdatną jak to starsi ludzie mówią. Tak to Heniu ją opisał, miała na czem usiąść i czem pooddychać.
Więc jak to na wakacjach bywa, Zbyszko zapałał wielką miłością do blond piękności, licząc po cichu na darmowy wikt i opierunek, przez czas spędzony nad jeziorami. Tylka żeby nie było, że to typ "tulipanowca" co to w każdem ośrodku ma jakieś tam przytulisko. Chłopak wszak dość był przystojny więc tak zwaną płeć piękna miała do niego wyjątkową słabość. Nie jednej na jego widok serce łomotało a kolana pod ciężarem wrażeń lekko się uginały i miękły. Gadkę też nie z gorsza posiadał, no więc jak to mówią był chłopak atrakcyjnym wyjątkowo. Sierota był, nie że gamoniowaty, ale faktycznie z papierów magistrackich tak to wynikało.
 
 
 
 
 
 
Przed śmiercią rodzice majątek Maćkowi przekazali z nakazem opieki nad swem jedynakiem. Kieszonkowe Zibiemu wypłacał co tydzień, masz tu dwa złocisze, ale nie wydaj na żadne głupoty.
Z takim kapitałem trudno dziewczę jakieś na dyskotece na pewno zapoznać. Pozostał jedynie urok osobisty i tak zwany zwierzęcy magnetyzm
Więc gdy na swe oczęta ujrzał anielicę od razu włączył mu się tryb gawędziarza. Za rączkę potrzymał, do tańca zaprosił, oczu i rąk oderwać nie był też już w stanie. Normalnie książkowa pierwsza i prawdziwa wakacyjna miłość rozkwitła między obojgiem.
Danuś będąc w sumie małolatą, wymskła się z pokoju na swem poddaszu, co by rok szkolny z koleżankami uczcić jak należy przy piwku owocowym i na parkiecie potańczyć.. Stary Jurand nie był po prawdzie z tego faktu kontent, że mu córunia po daszku werandy dała dyla na dysko, ale mając z dala na nią oko, nie robił jej siary najazdem na imprę.
 
 
 
 
 
Przyczajon w cieniu poczekał za rogiem na rozwój sytuacji. Gdy Zbysiu przycisnąwszy Danuś do pożegnalnego całusa, nagle w oczach ujrzał trzy pawie krzyżackie pióropusze. Zemglon padł po tatusiowym w potylicę ciosie. Ocknął się na ławce w parku jakowymś, nie pamiętając czy aby to był sen czy pijackie zwidy. Gotów był przysiądz, że widział anioła a później zaś jednookiego diabła. Patrol młodych kadetów ze szczytnickiej szkółki, zawinął go z tej ławki na tak zwany dołek. Zarzucono obrazę moralności oraz funkcjonariuszy. Za to miał stanąć przed sądem w trybie przyspieszonym.
Jurand swą Danuś na stryszku w jej pokoju zakluczył. Pod drzwiami tylko pizze jej podawał a wszem i wobec na około tłumaczył, że córka jest na domowej kwarantannie.
Ty córcia posiedzisz, poczytasz i tiwi sobie obejrzysz. Całe te miłostki z głowy Ci wywietrzą. Masz szlaban do końca wakacji a później jeszcze się zobaczy.
Danuś smętnie w oknie wyglądała i na głos śpiewała znane jej piosenki. A to gąski ci ja miałem, ale pod nóż poszły, na zmianę z Twe zielone oczy.
Za to jej niedoszły amant, trzy miechy w ciurmie za swe niecne o zgrozo występki, od grodzkiego sądu dostał biedny Zbyszko. W Szczytnie je na dołku odpękał po czem wyszedł na świeże powietrze. Gdy to znowu spotkał Danuś swoją, nie poznał jej wcale. Trzy miechy na pizzy i bez makijaża, to nie był już Anioł a jakąś zarośnięta u grubaśna strzyga. Głos też od śpiewu lekko był już zdarty.
 
 
 
 
 
 
Więc co mu się dziwić, że jej nie poznawszy. Wrócił Zbyszko na swe Podlasie do Bogdańca pod Zabłudowem.
Jagus może nie była anielicą, lecz za Maćkową namową, Zbyszka krótko za postronki wzięła. W trzy niedzielę z zapowiedziami się uwinąwszy ,na ślubnym kobiercu stanęli. W sześć latek już dwa tysiaki brali na swoje dzieciaki. Tak to w rzeczywistości przeszedł romans cały, Zbyszka z Danuśką Jurandowska ze Spychowa miasta. Sienkiewiczkuk gdzieś coś usłyszał i całkiem zmyślną z tego powiastkę upichcił. Później Ford nakręcił kinomatografem niezły kostiumowy filmik poglądowy, jak to my Polaki Niemcom nakopalim. A w rzeczywistości poszło o romans tylko młodzieżowy.
 

 Na tym kończę opis naszej wyprawy do Szczytna i Spychowa :)

 

15 lipca 2020   Dodaj komentarz
opowieści edka poloneza   Szczytno   Jagienka   Zbyszko   Jurand   edek polonez   mazury  

Na wirusa najlepsze jest....

 

 

Spotkanie z zakatarzonym Edkiem

 

 

 

 

Pierwsze było potężne kichnięcie a później okropny krzyk spłoszonych wron. Nieźle kogoś katar zaatakował, pomyślałem sobie w duchu gdy przez Księży Lasek swoim rowerem jechałem. Wtem zza krzaków wynurzyła się znajoma sylwetka okutany szalikiem po same oczy, na głowie dawno nie widziana na ulicach papacha futrzana. Całości dopełniał paltoczek z misia w kolorze przykurzonego seledynu. Spodnie w czerwoną kratę nad kostakami kończyły się odsłaniając grube na drutach dziargane, góralskie skarpety. Nie kto inny krył się pod tym barwnym odzieniem, jak sam pan Edek Polonez. Już chciałem podejść bliżej i przywitać się grzecznie gdy w miejscu zatrzymał mnie zapach naftaliny, czosnku i denaturatu zmieszany.

 

 

- UUUUUU....widzę Panie Edku, że katafalkiem jakby z lekka zajeżdżało? Czyżby się pan na kwatery cmentarne kierował? Nie wyglądasz pan za ciekawie i nie mówię o pańskiem odzieniu.

- Zaraz na cmentarz, źle mi pan tak życzysz? Toż człowiek musi jakoś się zabezpieczyć. A nie ukrywam, że i w gnatach coś mnie ostatnio strzyka. Pan zaś jak widzę w kwitnącym zdrowiu się trzymasz, widać rower na dobre wychodzi.

- Dziękuje, jakoś nic mi nie dolega, ale o Panu tego nie można powiedzieć. Może do lekarza by się pan wybrał? Szkoda by było „Dobry Jezus” panu zaśpiewać.

- Po co mi lekarz? Babcine sposoby są dużo lepsze od tych pigularzy. Natrzeć nóżki i pod pachami denaturatem i ze dwa ząbki czosnku popić kieliszeczkiem czegoś koszernego, jeśli młodzieniec wie o co w temchodzi?

- Jakże bym nie wiedział, pewnie o Łzach Sołtysach mowa, drogi Panie Edku.

- Dobrze Panie Szurkowski pan kombinujesz? A skąd i dokąd udajesz się pan, jeśli można się spytać?

- Nigdzie specjalnie się nie wybierałem, ot po okolicy pokręcić się chciałem . A nie ukrywam, że ostatnio o Panu myślałem, jak pan znosi ten sezon grypowy? Widzę, że nie potrzebnie się martwiłem, bo poza katarem nic Pana nie bierze.

- No nie bądźmy aż takimi optymistami, toż rasowy facet nie ma ot tak zwanego zwykłego katara a normalnie, książkowo walczy o życie zwalony do wyrka. Dziś wyszedłem uzupełnić zapasy. Bo podobno okropna panika i wszyscy robią zapasy wojenne.

- Faktycznie mydła, kasz i mąki zaczyna brakować.

- A kto by się tym przejmował, o spirytualia bardziej się bym przejmował. Jak tego zabraknie to już będzie koniec cywilizowanego świata. Bez reszty da się jakoś obyć. A jak wirusa, zatruje się takim Uśmiechem Proboszcza, to i jajecznicę z pomidorami i śmietaną da się jakoś przełknąć.

- Bleeeeeee...cóż to za ohydztwo? Już mi się mgli na samą tylko myśl o tej potrawie.

 

 

 

Spojrzał jak to miał w zwyczaju Edward na mnie bykiem i wycedził przez zęby.

 

 

- widać żeś pan nie salonowy i nie posiadasz minimum dworskiej okłady. Nie wiesz, że taką to potrawę zalecał medyk królewski, specjalnie z mandżurskiego dworu ściągany do słabowitego króla Stasia Poniatoszczaka. Sztakan nalewki białej w proporcja trzy do jednego, cztery razy dziennie pijać i na śniadanie zjadać jajecznice z dziewięciu jaj gęsich na słoninie smażonej. Do tego bańki na plecy i młodą dziewoję na wypocenie co wieczór do pólnocy stosować.

- Uuuu, nie znałem tego sposobu Panie Edku? I przeżył Staś te grypsko czy może to wtedy na łono Abrahama bidulek się nam wybrał?

- Nie stosował się ekskról do medyka zaleceń, źle dobrał podobno proporcję. Na sztakan spirytu miało być trzy krople wody święconej. Jemu zaś podali w konwie święconej wody kieliszeczek mniutki zwykłej ruskiej siwuchy. Na dodatek zamiast wziąć na okłady młodą zaś dziewoję to starą carycę przyjmował i to wstyd powiedzieć, przez chwilę. Nie bez kozery zwą ich dom schadzek Pałacem Zimowym, tak chłop skostniał, że na cacy wziął i wykorkował.

- Ciekawe oj ciekawe prawisz pan historie, trzeba by było nad opatentowaniem tej kuracji pomyśleć Panie Edku. Kasę będziesz pan kosił, aż miło będzie patrzeć.

- E tam zaraz na cudzym nieszczęściu zarobek to czynić, najorzej w tym wszystkim o młodą i chętna dziewoję. Co by tak chciała wypocić schorowanego faceta. A bo to nie jedna żona, skłonna by była szybciej na drugą stronę swego chłopa wysłać niż dopuść co by się zdrowo wypocił.

- Święte słowa przez pana przemawiają, toż prawisz pan Panie Edku prawie jak jakiś prorok biblijny. Dziw, że nie masz pan jeszcze jakiś zagorzałych wyznawców. Ja jeśli Pan pozwolisz nie będę już nadużywał pańskich strun głosowych i pókim zdrowy i trzeźwy oddalę się do swego domu. Nie ukrywam, że zapach czosnku zmieszany z denaturatem do nacierania kości nie pozwalał stać od zawietrznej strony.

- Leć mistrzu, leć i kieliszeczek do podusi na tego wirusa pohybel wypić proponuję. Do zdrowego spotkania mam taką nadzieję.

          

AAAAAAAAAA KIIIICCCHHHHHHHHHHHHHHHHHHH......krraaaa kraaaaaaaa ….krrraaaaaaaa ….

 

05 marca 2020   Dodaj komentarz
opowieści edka poloneza  

Edek a smocza sprawa

 

Czyli jak to ze smokiem i Wandą było...

 

-Nie słyszał Pan, że kaczek nie powinno się dokarmiać? Szczególnie chlebem. Zagaiłem znajomą mi postać opartą o barierkę przy zalewie.

 

 

(Nur. Kultowa już pijalnia piwa u Pana Wacka. Niestety już zamknięta)

 

 

-Mówisz Pan, że chleba powszedniego nie jest dane skosztować tym ptaszyskom? A gdzie pańskie dobre serce? Uśmiechnął się do mnie Pan Edek odsłaniając przy tym swój zabójczy uśmiech amanta uzbrojonego w wybrakowane uzębienie.

 

 

 

-Co słychować w wielkim świecie bohemy artystycznej miasta Zambrowa? Jakoś nie widzę ostatnio Pana w tym kostiumie Pszczółki Mai, czyżby już kontrakt się skończył?

 

-A gdzież by tam. Dogrywam sprawę z nowym wydarzeniem artystycznym. Mam w przedszkolu występować jako jakieś smoczysko.

 

-Pewnie w bajce o Smoku Wawelskim i Szewczyku Dratewce. Obys Pan tylko dzieciaków nie wystraszył.

 

 

-Ja? Panie nawet muchy mnie się nie boją a co takie szkraby z przedszkola. Podobno lgną do mnie jako i te muchy w gorące letnie dni. Ale wiesz pan, mam wyrzuty sumienia i nie wiem czy nie powołać się na klauzulę sumienia.

-A z jakiego to powodu?

 

-Wiesz Pan, że to jedna wierutna ściema z tą cała bajką o Smoku Wawelski, mało tego opowieść jest jawną kradzieżą wartości intelektualnych!

-Fiu fiu fiu...Panie Edku. To, żeś pan pojechał po bandzie. Skąd taki wniosek pan wyciągasz?

-Jako niedouczony człowieczek możesz pan się wyśmiewać. Ale prawda jest taka, że kolejny raz Krakusy przywłaszczyli sobie postać historyczną i wpisały bezkarnie do swojej historii.Wyobraź pan sobie, że smok i Dratewka faktycznie się spotkali, lecz w innych to okolicznościach i to w bliskiej nam okolicy.

 

 

 (Nur. Za sprawą Romana Pułaskiego pomalowano drewniane domy przy rynku. Kościół w Nurze)

 

 

-co Pan powiesz? Smoki żyły w naszej okolicy? Teraz to już chyba naprawdę niezłą mi Pan chcesz opowiedzieć bajkę.

 

 

 

Edward odwrócił się do mnie, oparł plecami o barierkę. Poprawił swój kaszkiet i zakładając ręce na piersi tak rzekł do mnie.

 

-Mimo wieku wskazującego, żeś pan z przedszkola już wyrósł, to widzę, że wiedzę posiadasz niewiele różniącą się od przedszkolaków. Kto mówi o dinozaurach czy innych jaszczurach? Tu wszystko jest metrykalnie udowodnione i spisane. A jak nie chcesz pan słuchać to ciąg mi stąd i nie zawracać mi ….gitary.

 

-Już dobrze, dobrze Panie Edku. Niech się Pan nie unosi bo jeszcze serducho Panu piknie. Po co od razu tak się denerwować. Weźmy sobie usiądźmy na ławeczce, pogadamy jak Polak z Polakiem. Ja tam się z Pana nie naśmiewam i nie ukrywam, że bardzo pańskie bajania przypadły do gustu.

 

-Co z tego, jeśli nie wywiązujesz się Pan z gospodarskich obowiązków. Kiedyś to miałeś Pan jakiegoś browara w sakwie, a teraz...nie ma wody na pustyni!!!

 

 

 

 (Już nie będzie tak miłej atmosfery jak "u Wacka". Podróż wzdłuż Bugu czasem prowadzi przez piachy)

 

-Obiecuję przy najbliższej okazji odpokutować, ale może nie dziś bom nie przygotowany. Ale obiecuje, że jeśli będzie Pan tu jeszcze jakiś czas karmił te kaczki po naszym rozstaniu po na pewno coś znajdę i Panu podrzucę.

 

-Co prawda obietnicami piekło wybrukowali, ale trzymam Pana za słowo i chwilę tu sobie jeszcze posiedzę. A wracając do opowieści to musisz się Pan przenieść nad Bug do niedalekiego Nura. Pewnie nie jesteś Pan świadomy, że kiedyś był tam bardzo wielki dwór kasztelański a nieopodal wielki port rzeczny. Akcja się rozegrała między trzema osobami. Janielcia. Dziewka służebna przy dworze. Osoba o słusznym wyglądzie co to miała na czym usiąść i czym pooddychać. Panna ojca podobno nieznanego i Matki kucharki. Lulian Niteczka. Osobnik o reputacji szemranej. Smagły na twarzy, z zawadiackim wąsikiem w kolorowych skarpetach chodzący, znaczy cwaniak i hosztapler. Wykształcenia nieokreślonego, powiedziałbym żyjący z manienia kobiet swoim wyjątkowym bajerem. Oraz Biern. Kapitan barki rzecznej, zwanej Smokiem z powodu kopcącego jak wspomniany gad komina oraz jego właściciela nie pokazującego się bez swej dymiącej fajki.

-Pewnie się w nurt Bugu rzuciła nie chcąc wyjść za...

-nie kończ pan, jeśli nie chcesz czuć rozczarowania. Słyszę ponownie nutę ironii w pańskim głosie. Otóż wspomniana Janielcia była w wieku już nie podchodzącym pod paragraf i przy tym chętna do znalezienia adoratora, który to przekształcił by się w małżonka, dała się namówić na wypad w plener z koszykiem piknikowym oraz kocykiem. Pani Janielciu, rzekł Lulian Niteczka. Dzisiejszego wieczora mają puszczać wianki na Bugu. Będą tam tańce i jakieś zakąski. Poprzytulamy się do księżyca się będziem wzdychali. Będzie klawo moja Ty Janielcio. Może nawet jakiś mały prezencik się znajdzie. Kto wie kto wyłowi Twój wianuszek moja Ty moją rusałko. No cóż, nie pierwsza to gąska co na gładką gadkę tego lisa Luliana się wzięła. Wieczną ondulacje na wieczór zamówiła i szpon malowanie. Ale być gotową na wszelakie niespodzianki, poszła nad rzekę kąpieli urządzić. Do rosołu się wzięła rozbierać a tu zza zakrętu ze mgły się wynurzył. Któż by inny jak nie smok. Tyle, że nie Wawelski a dymem kopcącym. Za sterem stał potomek Wikingów Biern Langerfingel potocznie od swego statku Smokiem nazywany. Bo podobnie jak jego balija tak i on okropnie kopcił, z fajczanego cybucha.

-Jak to dziewcze na oczka zobaczyło to fik do wody zrobiło. Pech chciał, że tak nieszczęśliwie, że wodą niby wieloryb się zachłysnęło i niczym hipopotam na dno poszło.

- Ale co to ma wspólnego ze Smokiem Wawelskim?

-Daj Pan skończyć opowieść i wtedy zadawaj pytania. Nie przystoi zdradzać szczegółów przed końcowymi napisami.Więc Biern nie wypuszczając fajki z zębów skoczył Janci na ratunek. Wyciągł ją na pokład za pomocą lewarka. Dawaj robić sztuczne oddychanie, a trzeba pamiętać, że panna nie do końca ubrana. Jak to z brzega Lulian przyuważył, mało go krew nie zalała. Żeby kto mu gołą przyszła i niedoszła narzeczoną tak bezczelnie obmacywał. Ja Cie już urządzę pomyślał. Tylko niech cię w ciemnym zaułku spotkam. Tymczasem Janielcia na ślepka przejrzała i się w wybawcy pierwszą miłością zakochała. Nawet wdzięków nie próbowała przykryć być może nawet ze swego niekompletnego odzienia świadoma. Oko maślane, uśmiech półgłupi, ot jaka pensjonara a nie pełnokrwista pomoc kuchenna z kasztelańskiego dworu. Jak nie ucapi za szyję kapitana, jak mu nogi na plecy nie zarzuci. Aż Biernowi tchu o mało nie zabrakło. Chłopina co prawda nie bardzo był chętny gdyż już posiadał na składzie dwie żony niezbyt legalne w portach na Bugu i całe stadko z nimi dzieciaków, ale jak to chłop umizgów nie odrzucił.

 

 

 

(Być w Nurze i nie zajrzeć do Zuzeli to grzech. Muzeum krd. Stefana Wyszyńskiego, który tu się urodził i chodził do szkoły)

 

 

-UUUUUUUUUU....to faktycznie niezbyt udana sytuacja i do przedszkola nie bardzo się nadająca.

 

-Sam pan widzisz, ale dotrwaj do końca to się przekonasz jak się to skończyło.

 

-Rozbudziłeś moją ciekawość niemożebnie . Ciąg dalszy poproszę Panie Edku kochany.

 

-Tylko bez tych słodkich słówek. Pamiętam o piwie i niech pan też nie zapomina. Więc odstawił do portu nieszczęsną Janielcię, okrył jej wstyd żaglem i nieprzytmnie rozkochaną na pomoście zostawił. Lulian przybiegł z pomocą i dawaj kadzić pannie, lecz ta już go nie słuchała myśląc o jurnym Wikingu z fajką w zębach. Nie ważne, że był dużo starszy od niej i o emeryturz już myślał, dla niej był pół bogiem, pół Adonisem.

 

-Lulian wściekł się na Janielci ratownika, postanowił dać mu nauczke. Lecz nie bardzo miał odwagę stanąć z matrosem do walki więc w tawernie, w której odpoczywał Smoka kapitan, zamówił baraninę po węgiersku. Kazał posypać czałuszką obficie. Biern nieświadom przyjął od niego to jako niby podziękę za narzeczonej uratowanie. Zjadł i mało mu ślepia z orbity nie wyszły. Jeden dzban piwa wychłeptał, mało. Następny. A że miał ciężką głowę i wielkie brzusztsko to wyżłopał prawie rzekę tego pszenicznego napitku. Jako, że pił na rachunek Luliania to nieźle go skrobneła ta zemsta, a kapitan co prawda padł, ale na pokładzie swojego śmiesznego stateczka. Gdy kazał odpływać rozpaczona Janielcia z pomosta się chciała za nim w nurta Buga rzucić, lecz policyja wodna ją od tego powstrzymała i mandatem ukarała. Wieść się o tem po okolicy rozeszła lotem błyskawicy i powtarzano ją na zasadzie głuchego telefona. Tak to zniekształcona nad brzeg Wisły dotarła a Krakusy ją sobie przypisali jak i opowieść o Mistrzu Twardowskim.

 

 

(Bug zawsze jest malowniczy)

 

Zacna to opowieść Panie Edku. Już lecę po jakieś niewielki podziękowanie. Nie chcę co by Pan jak ten smok padł na przedstawieniu w przedszkolu więc jeśli Pan pozwoli to kupię jakieś antyalkoholowe.

 

-A idźże Pan pod jasną niewypowiedzianą. Takie jest pańskie podziękowanie? Ot i żmiję na swym sercu człek wyhodował.

 

13 lutego 2020   Dodaj komentarz
opowieści edka poloneza   Nur   edek polonez   bug  

Złoty Parostatek

 

Kolejna opowieść Edka Poloneza

 

 

 

Pamiętacie może historię zaginionego „Złotego Pociągu”, który miał się skrywać w podziemiach zamku Książ pod Wałbrzychem? Sprawa obiegła głośnym echem cały świat i co? Nic. Promocję Wałbrzych miał darmową a mnie się przy okazji po uszach dostało. Spytacie od kogo? Podpowiem...od gawędziarza i barwnej postaci jaką to jest pan Edek Polonez. Miałem te nieszczęście zaczytać się w pewnym artykule o wspomnianym to pociągu i nie zauważyć nadchodzącego niebezpieczeństwa.

 

 

  

 (Bug. W okolicy wsi Bojany można poszukać zatopionego parostatku)

 

-KHE KHE KHE . Usłyszałem nad głową teatralny kaszel. Gdy podniosłem wzrok znad gazety ukazałem mi się widok jak z horroru. Stał nade mną wielki truteń bo raczej nie pszczółka Maja. Nie wiedziałem o co mu chodzi, ale kaszel się powtórzył.

 

 

 

-Może weźmie Szanowny Pan ode mnie zaproszenie na Miododajne Spotkanie? Odezwała się do mnie ta koszmarna ni to pszczółka ni szerszenia mutant. Już miałem spławić natręta niezbyt miłymi słowami, lecz głos jakby znajomo brzmiący.

 

 

 

 (Gdy Cyganka przepowie Ci, że widzi Cie w lutym w Maroko...Cyganka prawdę Ci powie. 02.02.2020r)

 

 

-Od kiedy to Pan, Panie Edku w branży rozrywkowej robi? Czyżby nowe odcinki „Roju” w naszym mieście mieli kręcić? Bo mimo wszystko ubiór mnie nie zmylił i rozpoznałem w tym natręcie znaną mi osobę. Rozejrzał się na boki i zdjął wielką glowę z czółkami jak peryskopy z ubota jakiegoś.

 

 

 

-A żeby ich wszystkich, jasna i nieprzymuszona biegaczka dopadła. Żeby im się papier skończył i nie było komu im...hmmmmszklanki wody podać. A żeby....

 

 

 

-Ej Panie Edku, kto Panu tak za skórę zalazł, żeś Pan tak mu dobrze życzysz?

 

 

 (Kirkut w Broku. Pierwszy to nagrobek Tzvi Dov syna Abrahama zm. 15.05.1900, kolejny to nagrobek Yaakov Matatia zm. 23.05.1875r)

 

 

-Mojej damie serca, znaczy się tej wesołej wdówce, co to wnusia ma agenta artystycznego. Patrz pa, jak mnie urządził. Będziesz pan, gwiazdą, kasę będziesz kosił, tak mówił ustami swojej babki. Jakobym miał mieć wyjątkowy artystyczny talent, Hollywood przede mną miało klękać, tylko żebym umowę z nim podpisał. Niby miałem w nowych „Gwiezdnych Wrotach” Spilberga grać jakowoś rolę.

 

 

 

-UUUUUUUUUUUU. Panie Edku, gratuluję. Podejrzewałem, że ma Pan artystyczny talent, ale,że aż z Hollywood odezwą się do Pana? Fiu fiu fiu...

 

 

 

-Jeszcze słowo, a użyję całego bagażu mojego słownictwa, którego się nadobyłem służąc w marynarce. To nie było filmowa stolica a jakaś miodowa składnica. Babka głucha i nie zrozumiała niuansów murzyńskiej mowy. Przez co dziś paraduję w tym stroju i roznoszę zaproszenia na otwarcie tego czegoś.

 

 

 

 

 (Kompleks hotelowy Binduga. Trochę folkloru)

 

-Nie bądź Pan taki nabzdyczony Panie Majka, że tak powiem jak to lubi się Pan do mnie zwracać Panie Edku. Praca dobra jak każda. Pociesz się Pan tym, że gdyby faktycznie Pan pojechał do tego przybytku zła i zepsucia jakim jest Kalifornia, zaraz by Pana po Oskarach zaczęli ciągać. Gorzała, panienki, artykuły w brukowej prasie, Mogło by to nadszarpnąć pańską reputacje.

 

 

 

-Patrz Pan, z mądrym to i dobrze czasem postać przez chwilę. Może faktycznie nie ma co rozpaczać, tylko czy mógłbyś mnie Pan po plecach podrapać bo chyba o pniak będę się zaraz cochał. A jak nie to daj mi jaką gałąź, żebym mógł się pod tym futrem podrapać.

 

-Może wystarczy usiąść na ławeczce. O tu nie daleko, tylko na te żądło uważaj bo śmiesznie się Panu podwinęło i szkolną dziatwę i starsze kobiety może okropnie zniesmaczyć.

 

 

 

 

-Więc postoję sobie przez chwilę i może futro przewietrze w przeciągu. A co Pan tak zawzięcie czytasz, że nawet mnie nie zauważył?

 

  

(Kościół i ratusz w Broku)

 

 

-O „Złotym Pociągu” czytam.

 

-E tam bujda na podwójnych resorach. Nie było tam żadnego pociągu, chyba, że do jakiegoś ankoholu. Jakiś redaktorzyna wpadł w ciąg i tak poszło po szynach. To już ja mam lepszą kryminalną historię.

 

-Posuń się Waszmość, to usiądę i niech ten ogon sterczy, może żaden stójkowy mandatu za obsceniczność nam nie wlepi.

 

-Jaka to historia? Pobudzasz Panie Edku mą ciekawość.

 

-A nie masz Pan jakiegoś napoju? Może być miodowego koloru, ale niezbyt słodkie, bo już mnie zgaga męczy od samego myślenia o tej parszywej robocie.

 

-Mam jedynie butelkę czystej...czystej , gazowanej wody.

 

-Czyż ja na bydlę boże wyglądam, żeby wodę chłeptać? No cóż, dobre i to, daj Pan się napić, może nie zejdę z tego świata.

 

-Opowiadaj Pan tą historię a jak się dobrze sprawisz to może pomyśle o jakimś „chmielaku”.

 

Przyssał się do butelki, oczy łzami zaszły, grdyka głośno zagrała i po zawartości butelki można było zapomnieć.

 

-Nie wiedziałem, że tak smaczna może być zwykła komunalka. Co prawda już czuję w żołądku stado żab się lęgnie, upssssss. Aż mi się uszami odbiło. Nie wiem jak długo pociągnę na tym cienkim napitku, ale niech mi będzie i w kilku słowach o „Złotym Parostatku” Panu opowiem.

 

Jak już wspominałem mam za sobą długą marynarską karierę. Na promie po Bugu przez długie lata służyłem i stopnia nawigatora nawet się dorobiłem. Sam prezydent chciał mnie na admirała awansować, lecz mu grzecznie odmówiłem.

 

-Panie Edku, niech już Panu ten holiłódzki szpan opadnie. Admirał na promie i do tego na Bugu?

 

-A bo się nie znasz i czepiasz za słówka. To był skrót myślowy. Jak będziesz Pan przerywał to nie poznasz fascynującej historii.

 

-Już się w cichą pszczółkę zamieniam a Pan śmiało zaczynaj opowieść.

 

 

 

 

-Jak to bywa w marynarskiej braci, czasem się to i owo w tawernie usłyszy. Był swego czasu na Bugu taki statek. Dwa koła po bokach, pokład kryty i orkiestra rżnęła. Pływał on w letnie dni od Modlina aż po Zawichoście. Kilka dni taki tour się ciągnął, lecz zabawa przednia. Tu zeszli na brzeg, tam zawinęli. Nikt tam się nudził a wręcz na sen czasu brakowało. Bar najlepsze trunki i zakąski przez dwadzieścia cztery godziny serwował. Tańce, hulanki i z szablami taniec. Istna rozpusta, dla tak zwanego wyrobionego podniebienia. Wpadł właściciel tej łajby na pomysł, żeby zrobić na nim mistrzostwa gdy w bakaraka na pieniądze. Wpisowe było w złotych rublówkach z wizerunkiem, cara Mikołaja. Nie jakieś papierzane a krugerandy najprawdziwsze panie szanowny. Wieść się rozniosła lotem ptaka po całej nie tylko guberni, ale i za jej granicami. Wielu miało smaka a taką wygraną, bo wpisowe wynosiło 100 rubli w złocie. Na ten czas kwota niewyobrażalna. Lecz kto bogatemu zabroni. Żeby nie było przekrętów i oszustw przy stole, wynajęto specagentów. Mieli oni obcinać, kto kantuje i za burtę takich szulerów odstawiać. Wbrew pozorom, wielu krezusów się zjawiło z pełnymi sakiewkami. Trzeba było nawet dwa dodatkowe statki na pływające hotele wynająć. Płynęli i grali, grali i kasę przegrywali. Jeden się z rozpaczy rzucił w nurt brunatnej rzeki. Kilku wyrzucili za szulerkę podłą. Pieniądz się lubi czasem się zapodziać, więc główny armator wielki sejf tam wstawił na pokład Bociana. Nikt poza kapitanem, nie znał szyfru, który mógłby otworzyć skarbiec Alladyna. A trzeba pamiętać, że nie tylko z kart tam żyli, ale również z innych imprez tak zwanych towarzyszących. Drzwi do sejfu, trza było kolanem dociskać tyle tam się tego dobra zgromadziło.

 

 

 

-Może masz Pan jeszcze jakąś wodę, choć już czuję jak mnie żaba swymi płetwami po żołądku łaskocze. Przerwał na chwilę i futrzaną łapą spocone czoło otarł. -Jak tak dalej pójdzie to wodobrzusza jeszcze przyjdzie mi się nabawić.

 

 

 

 

(Kościół w Broku. W głębi ciekawa dzwonnica)

 

-Czy ja wyglądam, na takiego co to wiadro wody ze sobą by ciągał? Jak się Pan uporasz to do sklepu skoczę bo Pana w tym stroju to pewnie nie wpuszczą.

 

 

 

-No więc, żeby nie uschnąć do cna, ściaśniać będę swą opowieść. Zły król umarł a oni żyli długo i mieli zielone dzieci. Już skończyłem leć Pan po ten napój złocisty.

 

-Ale tak się nie godzi.

 

-Się godzi to między mężem i żoną, leć Pan tuż za rogiem jest sklepik zaczarowany, co wodę ze źródła wiedzy i konwersacji po 3,50 sprzedają a „Laleczki” się nazywają.

 

Co było robić, musiałem iść i kupić ze dwie puszki regionalnego, najtańszego napoju.

 

 

  

 (Ruiny pałacu biskupó płockich w Broku. Obecnie teren prywatny)

 

-Nooooooooo. Teraz możemy wracać do tematu. Co prawda nie ma odpowiedniej temperatury, ale sam fakt poświęcenia się jest mile widziany. Siadaj Pan, bo się ludzie głupia na patrzą jak tak trącasz ten mój odwłok między kolanami.

 

 

 

Nie ukrywam, że faktycznie barwną przedstawialiśmy parę w zambrowskim parku. Usiadłem i słuchałem co tym razem zmyśli mój ulubiony gawędziarz.

 

 

 

-Na czym to skończyłem? A no tak, na sejfie co już nie mieścił utargów. Więc gdy w drodze powrotnej leniwie łopaty wody Bugu szarpały, gdy walce i walczyki w najlepsze orkiestra przygrywała, nagle BUCHHHHH. Jakaś dama zemdlała, inna krzyczy góra lodowa. Gdzie góra lodowa w czerwcu na Bugu idiotko? Inna zaś w samych podwiązkach z pokoju wypadła i drze się, żeby kobiety ratować. Istna gamela niestworzona. Tu skaczą, tam trunki z bufetu ratują. Takie zrobiło się wielkie zamieszanie, że nikt nie zauważył braku kapitana. Statek zaczął nabierać wody pod swój pokład. Ci co skoczyli na piechotę do brzegu dopadli. Nikt nie myślał o temże wyjątkowo płytko lecz, że życie los pozwolił ratować. Poszedł na dno statek, nitk nie ucierpiał nie licząc armatora i graczy liczących na wielką wygraną. Sejf poszedł na dno, kapitan się zgubił. Nikt nie wi do końca czy to był wypadek czy też przekręt śmiały.

 

-Gdzie to było, Panie Edku? Może warto by było zrobić jakąś ekspedycję naukową?

 

(Brok. Wiele domów pochodzi z przełomu XiX i XX wieku)

 

-A to tu nie daleko, tuż za naszym Brokiem. W odmętach rzeki spoczywa gdzieś sejf i wrak „Złotego Parostatku”. Lecz czy jest co ratować? Mała na to szansa bo już od lat kilkudziesięciu co rusz ktoś tam łowi i szuka namiarów. Lecz gdy woda opada widać szczątki wraku więc nie mówię, że nie po nim śladu. Jest lecz czy jest jeszcze na nim złoto, tego już nikt nam nie zdradzi Szanowny Panie Dobroczyńco. To co, przyjdziesz Pan na te sklepu otwarcie? Miodowa Dolina ma się on nazywać lub jakoś z murzyńska lecz już nie pamiętam. Idę dalej klientów naganiać. Żegnam i z tym skarbem Pana tu zostawiam. Puszeczkę oczywiście zabiorę co by Panu nie ciążyła jak ten sejf na statku.

 

 

 

 

 

 

 

 Jak to mówią w radiu...lokowany produkt. Mnie bardziej od reklamy chodzi o pokazanie małego miasteczka o bardzo ciekawej historii. Oczywiście sam Brok zbyt wiele czasu nie zajmie Wam w zwiedzaniu, ale może stanowić fajną bazę wypadową, przystanek na odpoczynek. Szczególnie polecam Smażalnie ryb Pod Mintajem. Jak również odwiedzenie okolic Broku. Treblinki i Zuzeli. Ale o tym może w kolejnych wpisach

 

 

03 lutego 2020   Dodaj komentarz
opowieści edka poloneza   turystyka rowerowa   pamiątki po Żydach   Brok   Złoty Parostatek   bug  

Pan Edek w drodze na balety

 

Krótka opowieść o Zamku Kiszków

 


 

                     (atrakcje Ciechanowca)

 

 

 

Lekki dyskomfort psychiczny poczułem, gdy czyjaś dłoń na mym ramieniu spoczęła. Spiołem się, przygotowany na jakiś atak...

 

-Mistrzu, a gdzież to twój rumak się podział? Głos zniszczony życiem i ten naftalinowy odorek. Którz to mógł być jeśli nie mój namolny znajomy, pan Edek Polonez we własnej osobie. Tym razem beret z antenką szarmancko na czółko obsunął, pet w kąciku ust sterczał jak u pewnej z kreskówek postaci. Pod paltoczkiem cherlawą klatkę piersiową okrywało coś na kształt hawajskiej koszuli w różu majtkowej tonacji. Spodnie za to w wyraczastą seledynową kratę, o całą dłoń nad kostki kończące się dzwony.

 

-Ależ pan....szykowny powiedzieć wypada. Jeszcze jaki łańcuch na szyję i fingiel na palec. Panie Edku a gdzież to tak alegancko ubrany pan się udajesz? Żenić czy za mąż wydajesz? Szyk pan zadajesz większy bym rzekł niż chan krymski na biskupiej audiencji.

 

-A gdzie tam, na tańce się udaję. Pewna panna wdówka, znaczy stanu wolnego za to dość majętna, zabrać mnie postanowiła na rauty do domu spokojnej starości. Podobno balety są niemiłosierne.

 

 

 

    

 (Zamek Kiszków oraz Modrzewiowy Dworek w rysunkach Pana Wilka)

 

 (Tyle pozostało po murze okalającym zamek a później dworek. Po prawej miejsce w którym stały)

 

 

 

-Słyszałem, słyszałem. Rzekłbym nawet, że cudowne. Z balkonikami lub o kulach na parkiet ci suną, na dźwięk pierwszych dźwięków w takie wygibasy idą, że w podskokach bez niczyjej pomocy sfruwają z parkietu. Cud udokumentowany w księgach parafialnych. Całe szczęście, że zusowskich konowałów tam nie ma, bo emerytury i renty w lot by im zabrali.

 

-Ha ha ha. Nie był to jednak śmiech radosny a raczej jego przeciwieństwo.

 

-Coś nie tak Panie Edku?

 

-Raczysz pan żartować? Ja się nastawiałem na spokojne kortedanse. Jakiś walc, ewentualnie tango lub może polonez. A Pan mi powiadasz, że tam jakoweś murzyńskie podrygi?

 

 

 

 

 (Ciechanowiec. Kapliczka w pniu drzewa oraz widok na kaplicę grobową rodziny Szczuków)

 

 

 

-Nie sprawdzisz, nie zaznasz Panie Edku rozkoszy, jako to mówi przysłowie. -Hop hop, Panie Edku. Mówi się, mówi. Jesteś Pan obecny ciałem lecz chyba nie duchem?

 

-Jestem, jestem. Lekko potrząsnął przy tym głową. Przysiągł bym, że strach w jego oczach zauważyłem. Żal mi się zrobiło tego poczciwego cudaka.

 

-Trochę się zamyśliłem i mam niewielkiego mojra. A jak się zbłaźnię na tem tanecznym wieczorku? Nie znam rzadnych kroków w tych nowoczesnych tańcach. Co mam robić drogi Panie Merksie kochany? Może jednak się wycofam jak Kiszka do swego zameczka przed Szwedów naporem.

 

-Nie masz obaw Panie Edku, będziesz na pewno gwiazdą zgromadzenia. Nawet śmiem powiedzieć najbarwniejszą ze wszystkich tam obecnych. Istny Koko Szanel we własnej osobie.

 

 

 

(stary cmentarz ewangelicki, na którym pozostało kilka XIX wiecznych nagrobków)

 

 

 

-Krygujesz pan i szyderujesz sobie ze spłoszonej zwierzyny. Przykro mi się na ten czas okropnie zrobiło. Jam Panu serce i czas za darmo poświęcam. Na ludzi próbuję bezskutecznie zrobić a Pan sobie ksiuty z poważnej okoliczności urządzasz.

 

-Ależ skąd znowu, jakbym śmiał się chichrać mój mistrzu i guru. Szyk i powab Twe nie są dla oczu zwykłych śmiertelników. Po prostu idź i olśnij ich swym czarem i powabem.

 

-Łoj tam łoj tam. Bo się zagalopujesz pan jak ta ślepa klacz na Wielkiej Pardubickiej i nie wybrniesz później z tej swojej piewczej tyrady. Ważne, żem schludnie i czysto odziany.

-Tiaaa... Czysty i nie trącany jakoby orleańska dziewica z Pana panie Edku kochany. A co to za kiszka i zameczek, o którym Pan wspominał. Nie znam tego tekstu a chętnie bym genezę poznał. Lecz miarkuję, że na bal się Pan śpieszysz i przez to wielce już mej straty żałuję. Bo muszę przyznać barwne są te pańskie opowieści, prawie jak te ciuszki co masz je Pan na grzbiecie.

 

-Ciuszki po nieboszczku mężu mojej damy serca, z paczki co to w dobrych czasach zza wielkiej wody słał, że do doma. Prawie nie noszone, jeszcze z metkami. Jakbyś Pan reflektował to z niewielką stratą pieniężna, ale wielkim zyskiem sympatii odsprzedam je panu, znaczy te z paczki a nie te z mojego grzbieta.

 

 

 

 (Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu. Warto tu zajrzeć)

 

 

-Podziękować to za mało, za szczerość pańskiego serca Panie Edku. Serce mi się kraja, ale ostatnio nie mam, że tak powiem, wolnego grosza na zbytki odzieżowe. Więc może jeśli czas pozwoli to mi pan o tym zameczku opowie a modę na inną okoliczność odłożem.

 

-Nie znasz Pan Kiszków i ciechanowieckiego zamku? Nie dziwię się bardzo. W końcu szydzić łatwiej to przychodzi, niż nos w książki wsadzić. Bywają tam takie drobne znaczki, literkami je zwą. A gdy się je poskłada jak puzzle to nawet słowa z nich wychodzą. Z tych słów zdania powstają...

 

-P R Z E P R A S Z A M!!!! Przepraszam, jeśli uraziłem szanownego pana. Nie było to moją intencją. Może więc skróci Pan te swe wywody na temat mojej jakoby analfabetycznej przypadłości i przejdzie może do meritum sprawy.

 

Spojrzał na mnie z politowaniem, lecz już nie ciągnął swej żmijowatej gadki. Rozejrzał się wokoło i machnął na mnie głową wskazując ławeczkę przy zambrowskich lwach, stojących na nieczynnej o tej porze fontannie.

 

 

 

(Szczególnie jesienią pięknie prezentuje się muzealny park)

 

 

-Przez moją cioteczną - wujeczną pra pra babkę miałem zaszczyt być spokrewnionym z dawnym właścicielem miasteczka jakim stał się Ciechanowiec w tym czasie co i nasz ukochany Zambrów. Z tem, że Zambrów nie był niczyją własnością, czyli pod książęcą będąc kuratelą grosz sypał do ogólnej mazowieckie szkatuły. Ciechanowiec za to wzbogacał Kiszków. Ród możny natenczas. Wpływy mieli na mazowieckim jak i litewskim to dworze. Nawet przy granicznych ruchawkach zawsze w ich rękach miasteczko pozostawało. Nad Nurcem deptak z pierwszymi wyszynkami zaczęli urządzać, przez co klyjentelę z Warszawki i Wiednia nawet zapraszali. Dancingi w Złotym Kłosie takie podobno się tam działy , że sam Batory król tam balować potrafił. Sławą takową się pysznił imć Pan Kiszka na wschód od Renu, że Baden-Baden i inne Ciechocinki w biedę zaczęły popadać. Co lepsza klyjentela dawaj się w turystycznych biurach zapisywać na senatoryjne wyjazdy, do tego kurorta. Ponoć nawet Galipaldi z Monako na przeszpiegi umyślnych wysyłali i chcąc swych gości przy sobie utrzymać, kasyno pierwsze wtedy na jednorękich bandytów otwarli.

 

 

(Rzeka Nurzec oraz zalew to ulubione miejsce odpoczynków mieszkańców Ciechanowca) 

 

 

Dłońmi zakryłem twarz swą, żeby nie parsknąć i nie popłakać się ze śmiechu. Gdy mi już głupawka minęła, poważnie odrzekłem.

 

-Panie Edku, ale nadal nic nie wiem o wspomnianym zamku. Też był jak sułtański pałac i w przepychu tonął?

 

-Tonął to Kiszko, ale w nurcie Nurca jakby rzekł to Mickiewicz. Zamek był okazały. Z wieżami i mostem zwodzonym. Bronić miał przeprawy z ruskiej na mazowiecką stronę. Nie wiem, czyś Pan jest świadomy, że po dzień dzisiejszy w Ciechanowcu dwa kodeksy, w sprawach spadkowych sądy przeglądają chcąc sprawiedliwie orzec. Kodeks carski oraz Księstwa Polskiego. A widzisz Pan, tego żeś Pan nie wiedział.

 

 

(Spacer po parku pozwali wyciszyć się)

 

 

-Nie wiedziałem, że aż tak ciekawym miejscem wspomniane miasteczko się jawi.

 

-Co tu owijać w bawełnę, niewiele pan okolicznych miejscowości poznał, to i nie znasz ich pięknej historii. Dziś muszę szanownego pana już opuścić bo mi jeszcze kto moją pannę poderwie. A jako osobie względnie wykształconej i w towarzystwie obytej , nie pasuje co by dama na swego partnera czekała. Przy jakieś to okazji wrócę do temata. Jeśli oczywiście taka będzie pańska wola i odpowiedni zasób złocistego płynu, to opowiem Panu jak to Kiszko na ikejowskie tratwie próbował spławić się przed urzędem skarbowym. Teraz żegnam i w te pędy lecę. Lot trzmiela i taniec z szablami dziś na mnie czeka. I jak Fred Flinston w okrzykiem siabadaba na ustach poleciał.

 

 

 

 (stare domy popadające w ruinę)

 

27 stycznia 2020   Dodaj komentarz
opowieści edka poloneza   turystyka rowerowa   pamiątki po Żydach   Ciechanowiec   turystyka rowerowa   zamek Kiszków  

Małe pamiątki wielkiej historii

Czyli jak to kiedyś bywało według Edka Poloneza

 

 

 (obelisk upamiętniający zwycięzką bitwę wojsk Leszka Czarnego nad siłami Jaćwingów w 1264r. Uroczysko Kumat) 

 

 

A skąd to Pana niesie, Panie Szozda kochany!!!! – ktoś za mną zawołał. Do kogo mógł że należeć ten charakterystyczny sznapsbaryton jeśli nie do mojego znajomego ławkowicza Pana Edka.

A do Brańska Panie Edku się wybieram. Ładna pogoda to pozwoliłem sobie na tak zwany spacerowy wypad rowerem. Kiedyś mi Pan tyle o nim opowiadał, że zapałałem chęcią odwiedzić tę małą mieścinę. Szukałem wspomnianych przez Pana śladów pobojowiska.

 

 

 (bitwę stoczono nieopodal Brańska. Na zdjęciu kościół, z którego czasem kuranty wygrywają Rotę) 

 

O tej porze, to możesz Pan naciąć się na psie ślady i nie o łap odciskach tu mówię. Trzeba by było mnie na ramę wziąć to bym Panu pokazał gdzie wzmiankowane mordobicie  miało swe miejsce. Jako młode pacholęcie …

Panie Edku proszę się nie gniewać, ale Pan chyba nigdy młodym pacholęciem nie był, a zawsze dość dojrzałym, że tak się wyrażę.

Igrasz Pan ze swym życiem Panie Szozda, oj igrasz. Nie umiesz Pan za nic komplementów prawić. Ale w swej dobroci puszcze tę zniewagę mimo uszów jeśli coś masz pan w tej swojej sakwie. I o cukierkach nie mówię. Ostatni coś mi od nich okropnie się zęby sypnęły a na dentystę mi kasy nie staje, więc jakimś złocistym napojem ich ból mogę załagodzić. 

 

 

(żydowski cmentarz w Brańsku. Większość macew służyła jako płyty chodnikowe, stąd te prostokątne wymiary. Nagrobek po prawej stronie należy do nauczyciela Yehuda Meir syn Yaakova, który zmarł 14.03.1913)

 

Co było robić, sięgnąłem do zapasów bo jakbym się spodziewał spotkania z tym naciągaczem, którego nota bene bardzo polubiłem. 

Proszę Panie Edku, lecz dziś jedynie tym wynalazkiem tylko dysponuję. - rzekłem podając mu puszkę smakowitego trunku, tyle, że bezprocentowego. 

Tfu tfu tfu...otruć chcesz mnie Pan i dybiesz na me zacne życie. Jak coś takiego można spożywać i nie wstydzić się tego. No dobra , daj Pan i ja to skosztuję, lecz jeśli będe z tego świata schodził, podaj mi Pan coś bardziej pożywnego.

 

 

(Brańsk jak wiele podlaskich miejscowości był i jest wielowyznaniowy. Na przeciw siebie stoją cerkiew i kościół. Synagogi zostały zburzone w okresie II WŚ) 

 

Rozsiadł się wygodnie na swej parkowej ławeczce. Nabrał w płuca powietrza, wypuścił i jakby chciał w wielką głębie zanurkować przeżegnał się i niczym ustnik akwalungu puszkę z piwem do ust przystawił. Łyk pociągną, strząchnął się jak pies po błotnej kąpieli i …

Uffff.... przeżyłem i nie oślepłem. Ale muszę przyznać, że stracha czułem, czy aby jeszcze Pana na oczy zobaczę. To gdzie Pan byłeś bo jakoś mi umskło spomiędzy uszów te pańskie bajanie.

 

(Uroczysko Kumat. Można je odwiedzić wyjeżdżając z Brańska w kierunku Bielska Podlaskiego. Niecałe dwa kilometry przy drodze, na wzgórzu jest pamiątkowy głaz) 

 

W Brańsku byłem i szukałem pamiątek po tej wielkiej bitwie z Bałtami, którą według pańskich słów stoczyły tu wojska polskie.

Nie według moich a mego praprapra dziadka co pod Leszkiem służył i na swój sposób się wyróżnił. Prze to nawet Matejek w swym lanszafcie go w centrum umieścił. Jak to przy śpiącym pod dębem księciu czuwa i gąsiorek trzyma. 

Leszek aby na pewno, bo mi się zdaje, że inne imię władcy Pan wymieniał. 

Leszek Osmalony wespół z swoją kompanią Władkiem Konusem i Bolkiem Obciachowcem co to wstyd z nim było się gdziekolwiek pokazać, by wstydu nie narobił. 

 

 

(niedziela była mglista, ale przez to bardzo malownicza.) 

 

Jakoś nie pamiętam władców Polski o takich imionach? Osmalony, Konusowaty i Obciachowiec. 

Czyżbyś Pan nie wierzył memu dziadowi czy swojej niewiedzy? To, że z historyją jesteś Pan na bakier to już wiesz Pan i bez mego przypominania. Ale w tym wypadku daruje połajanki. Bo wszystko to sprawa błędnego tłumaczenia z łaciny na polski. Jako, że kiedyś ludzie łaciną rzucali bez większego skrępowania więc jakoś trzeba było ją na język salonowy przełożyć. Znasz Pan historię o trzech Piastoszczakach braciach co to w bandzie łobuzowali?

Lech, Rus i Czech? 

Nie wzywaj Pan imienia piwa zimnego na daremno. Sam Pan jest Rus widzę i zero u pana podstawowej wiedzy. Siadaj Pan obok, daj mi jeszcze łyka i posłuchaj Pan o tych trzech gagatkach.

 

 

(zdjęcie z 1937 wykonane przez dalekiego kuzyna moje kolegi Jacusia) 

 

Leszek, Bolek i Władek we trzech się na dworze chowali. Byli kuzynami. Bolek z nich najstarszy, ale i największa pierdoła gamoniowata. Młode co rusz go do aptekarza po lelum polelum kupić go wysyłali i na cała dzielnicę śmiech z niego urządzali.. A jak się odezwał w towarzystwiejakim, to tak po łacinie pojechał, że Matka z Ojcem i kuzynkami aż ze wstydu szczęki z podłogi zbierali. Najeli nawet jakiegoś guwernanta by jakoś go tam szkolił bo do szkoły publicznej wstyd było taką zakałę rodu wyprawić.

 

(ścieżki we mgle mogą wyprowadzić na manowce. Tak było w jakieś wsi gdy nagle skończyła się droga) 

 

 

Jakby tego było mało w pirotechnike lubił się zabawić. A to na wioskowej w remizie zabawie puścił z dymem jakaś podomkę czy tez kapcie pannie. Przez co od kozackiej młodzieży nie raz bęcki oberwał. Wziął kiedyś ze sobą dwa te łapserdaki za stodołę papierosa wypalić. Leszek był szemrany i starszy od Władka więc czasem z Bolkiem po kryjomu popalił skręty skubnięte z ojczymego surduta kieszeni . Władek konus, z metra cięte dziecię zawsze na czatach stawało i gdy ktoś ze starych się zbliżał na palcach gwizdało. Leszek szlugiem się zaciągnął aż za uchem pękło, a ten szlug wystrzelił i pół łba osmalił.

 

(Domanowo. To mała wieś przy DK66, którą pierwszy raz odwiedziłem. Warto się zatrzymać i zajrzeć do XVIII wiecznego kościółka z cudownym obrazem Matki Boskiej) 

 

Gęba czarna od sadzy, pióra dęba stały jakby w nie piorun boski  z niebios strzelił. Co się okazało? Otóż Władek Konus prochu dla kuzynów do machorki dosypał co by mocy zyskać. Leszka od tej pory Czarnym nazywali choć w rzeczywistości ryży był bez mała.  Bolka za swe czyny i wulgarny ozór Bezwstydnym nazwali. Po latach cenzura a może jakiś ślepy kopista Wstydliwego z niego zrobili tak jak ze smerfa Łokietka  stworzyli. Faktem jest niezbitym, że pod Brańskiem Leszek złoił Bałtom dupsko aż miło było patrzeć. Władek na tym najlepiej się urządził a mimo lichego i dziecięcego wyglądu na wielkiego władce w końcu wyniesion. 

 

(dziś dwukrotnie przejeżdżałem przez Dąbrówkę Kościelną. W drodze powrotnej zrobiłem sobie na skwerku krótki postój. W głębi widać remizę strażacką z 1932 roku, a na pierwszym planie Pomnik Orła Białego umapiętniający bojowników POW walczących o niepodległość Polski) 

 

Znaczy Władysław Łokietek, bo jak mniemam o nim pan bajdurzył Panie Edku drogi. Teraz poukładałem sobie te wszystkie historie. Bo faktycznie Leszek Czarny był starszym bratem Władysława Łokietki a Bolesław Wstydliwy ich bliskim kuzynem. 

Przecież od początku prawie Panu prawdę, tak jak z tą bitwą pod Brańska domami. Trzeba tylko się popytać a na pewno chętnie Panu drogę wskażą uprzejme ludziska. 

Tak też zrobię przy najbliższej okazji. Życzę spokojnego spożywania. Ja zaś skieruje swe marne kończyny w stronę mego domu. Edward okropnie wzdrygając się pił nadal te bezalkoholowe piwo cytrynowe.

 

 

(jaka zima takie bałwany. Jak widać ludzie mają do siebie dystans i to jest pozytywne) 

19 stycznia 2020   Dodaj komentarz
opowieści edka poloneza   turystyka rowerowa   pamiątki po Żydach   Leszek Czarny   Jaćwingowie   Uroczysko Kumato   Brańsk   Domalewo   dąbrówka   turystyka rowerowa   edek polonez  

Pan Edek opowiada o ...

 

Między kotem a piwem...czyli o carskich roszadach

 

 (Ostrołęka i jeden z bohaterów Powstania Listopadowego, generał Józef Bem. Dla pewności to ten z tyłu)

 

Jak to zwykło ostatnio bywać natknąłem się na Pana Edka siedzącego w parku. Tym razem miał na sobie kaszkiet w czerwoną kratę oraz jesionkę z lekka zalatującą naftaliną. Cerę miał lekko sinawą, lecz to chyba ze względu na dojmujące zimno a nie rodzaj trunków przez niego spożywanych.

 

 

 (kawalkada huzarów dotarła do granic Ostrołęki)

 

- Panie Edku kochany jakże pan źle wygląda. Siny i co tu dużo katafalkiem od pana zajeżdża. Idz pan może do jakiegoś lekarza. Doradzam tak z dobrego mego serca

- A ciąg, że pan sam do tych łapiduchów co to na wszystko tylko pigułki serwują. A poza tym wolę naturalne metody lecznicze stosować, choćby bańki czy też nacieranie butelką po piersi

- Jak Pan sobie życzysz nie będę namawiał, ale jeśli pan pozwolisz to od zawietrznej stanę bo dziś wyjątkowo Pan jakoś nieświeży

 

 

 

 (Ostrołęka. Dowód obecności wojsk rosyjskich. Cerkiew pw św.św. Apostołów Piotra i Pawła z końca XIXw)

 

- A bo to wszystko przez te dary po dziadku. Dali mi jesionkę co od moli naftaliną napaśli. Chyba musiało ich tam być całe stado bo niemożliwie capi aż mnie mgli okropnie

- A to stąd ta siność na pańskim obliczu, a już się martwiłem, żeś Pan nieświeży ankohol spożywał

- Nie żartuj se pan z poważnej to sprawy. Nikt przez ten podarunek nie chce mnie zaprosić na jakaś libację. Musze przez to siedzieć na tej to ławeczce i temi ptaszyskami se gadać

- Możesz pan i ze mną pogaworzyć. Nic nie kosztuje a czas jakoś tak milej upłynie. Może coś jest panu na przykład wiadome o czymś ciekawym na Zambrowa temat?

 

 

 (Ostrołęka. Pomnik Orła upamiętniający ofiary komunistcznego terroru)

 

- Znam, znam wiele. Chociażby o tem jak za sprawą zambrowskiego piwa o mały włos nie wygralim bym Listopadowego Powstania.

- Zamieniam się w słuch i bardzo mnie to ciekawi. Co ma wspólnego złocisty trunek z historią naszego zrywu wolnościowego?

- Słuchaj więc pan z uwagą bo nie będę tego drugi raz powtarzał. Wspominałem już kiedyś o najlepszej knajpie w naszej okolicy, którą zwali u Żyda. Zacny był to przybytek i często przez znanych podróżnych nawiedzany. Na zimowy popas stanął w tamtych czasach sam feldmarszałek Dybicz. Jako, że armię miał całkiem sporą to po okolicy rozesłał oddziały a sam ze sztabem tu się zamelinował.

- Siadał on za stołem i od kwarty pszenicznego raczył zaczynać obrady. Kto z alteryją w pole postrzelać pojedzie a kto kozaków w tem czasie muszrty uczyć będzie. Sam Dybicz czysty chłop był trzeba przyznać lecz reszta chołoty to mój paltoczek nic przy ich zaduchu.. Smród, bród i gangrena. Dziw, że ich jakaś cholera, par dom za słownictwo nie wzięła. A właściwie o to idzie, że właśnie ich wzięła. Ale po kolei.

 

 

 (Dąbrówka. Zabytkowy kościół. Warto zapuścić się na Kurpie choćby dla takiej architektury)

 

- Wpadł jakoś do Dybicza książę Orłow z niezapowiedzianą wizytą i dawaj mu ciskać, że sobie leżakuje gdy polskie wojsko pierze im tyłki. Francuszczyzną sypie, i nosek chustką przysłania. Siadaj żmijo czarna na czterech literach i nie mądrzyj się zanadto bo karzę kozakom w cyrkule Cię zamknąć. Lepie to powiedz co na dworze słychować bom od miesięcy przez tych cholerników żadnej informacji nie dostał.

- A wszystko w najlepszym porządku jeno kot księcia Konstantego bardzo zaniemógł, przez to cały dwór w żałobie.

- Po kocie żałoba? Raczysz żartować książę. Wypij może tego zacnego trunku i mów bardziej składnie.

- A no bo kot Konstantego to wielce ważna persona. Miał własny pokój, lokajów i dziewki do drapania po plecach. Wiec kiedy to wyskoczył przez okno podczas takiego drapania ….

- Zginął? Kark skręcił i stąd ta żałoba?

 

 

 (Łyse to przede wszystkim konkurs palm wielkanocnych odbywający się w Niedzielę Palmową)

 

- Ależ skąd że hrabio...spad jak to kot na cztery łapy, ale tylko trochę pechowo...a nalej mi tego piwa bo faktycznie zacne. A skąd masz wasza ekscelencja tak doby napitek? Z Prus może bo bardzo mi ono smakuję choć wolę reński wino.

- Nie z Prusów a tutaj zza ściany waży to właściciel przez okoliczny Żydem nazwany. Z Saksonii podobno pochodzi i zwie się Diwal czy jakoś podobno. Ale wróćmy może do tego nieszczęsnego pchlarza jak mu tam było

- Ramonedes go zwali. Więc tak pechowo wyskoczył, że spadł na kapitana Rżanowa co to nagusi stał na gzymsie witebskiego pałacu.

- A czemóż to nagusi Rżanow tam wystawał? Wietrzył się zamiast umyć swe klejnoty?

- Śmieszne, he he he … niezbyt wesoło się zaśmiał z dowcipu Dybicza książę Orłow.

 

 

 (Dylewo. Kapliczka Matki Boskiej Ostrobramskiej. Wybudowano ją na kszałt sanktuarium w Wilnie w 1957 by upamiętnić 1000 lecie chrztu Polski)

 

- Otóż został nakryty infegalris z księżną Konstancją. Szafa się zacięła, pod łożem trzymał skarpetki więc nie ryzykował tam skrycia się przed intruzem, który to to drzwi łomotał. Wylazł na parapet tak jak Bóg go stworzył jeno peruką dzyndzle przykryć próbował. I jak mu kot spadł na łeb to się kapitan wziął i puścił framugi. Wziął i spadł z kotem.

- Przygniótł i zamordował ukochanego kocura wielkiej księżny Joanny?

- Gdzie tam. Niczym kot tak i Rżanow spadł na cztery łapy. Złapał kota za futro i gołe plecy ...te niższe nim zasłonił a na przyrodzeniu dalej peruka dyndała i w ten sposób dalej kryć się po krzakach.

- Smród zadusił kota? HA HA HA HA

- Nie. Chociaż faktycznie musiał być on okropny. Lecz nic się kotu nie stało. Na razie. Otóż wartę pełnił oddział kozaków. Któryś z nich słysząc rozgardiasz spytał podchwytliwie po kozacku, a szto za sabaka ujada? Na co ten przygłup odpowiedział, że kot księcia Aleksandra.

 

 (Śniadowo. XIX wieczny drewniany dom tuż przy rynku)

 

-Ot głupek. Kot ujada. Toż kot miałczy faktycznie głupi ten Rżanow. I co dalej. Ale może już starczy tego piwa. Bo ostatnią już beczkę waść już napoczywasz.

- A bo faktycznie zaaaaaaaacne i jeśli można to chętnie wezmę ze sobą tego piwowar. A co do kota i Rżanowa. Kozak w ciemię nie bity w odróżnieniu od kapitana i wyciągł rusznicę i z niej wypalił.

- Zabił kota!!! Kota księcia Aleksandra. Zgroza i skaranie boskie.

- A gdzie by tam. Nie trafił. Ale tak scelował, że prochownię trafił. Je.... no wybuchło. Pałac w ogniu stanął. Krzyk męski z szaf damskich się podniósł, żeby meble ratować w pierwszej kolejności. Cały dwór z dymem poszedł.

- I kot wraz z nim spłonął?

- A gdzież by. Uciekł Rżanowowi.

 

 (Szumowo. XIX wieczna synagoga, która pierwotnie stała w Śnidowie a po II WŚ trafiła do Szumowa)

 

 

- To co pan gadasz o żałobie kiedy kot przeżył jedynie pałac spłonął

- A bo jak zaczęli gasić i damy ratować Rżanow z krzaka wyskoczył naprzeciw starej matrony. Ta myśląc, że to jaki diabeł butelką w niego rzuciła. Lecz tak się na tą perułkę zapatrzyła, że dwa łokcie w bok od niego trafiła.

- W kota?

- A gdzie tam. W księcia Aleksandra trafiła. Ten wziął i fiknął kozła i do studni wpadłszy kota za sobą pociągnął.

- Kot utonął? Przykra sprawa.

- A gdzie by tam. Kot przeżył, lecz książę utonął.

- Nie mogłeś pan tak powiedzieć od razu, że książę nie żyje?

 

 

 (Troszyn. Kościół o dość ciekawym wyglądzie)

 

-No to po prawdzie tylko część wiadomości bo car Mikołaj wysyła wam tego to oto kota Ramonadesa w dowód pochwały za twe udane wojenki z Polakami.

- A dziękuj bardzo, kotów u nas jest dostatek i tego wezmę z radością. Mam tylko nadzieję, że Rżanowa nie dacie mi na adiutanta?

- Nie bo się gad ulotnił niczym te piwo ze stołu.

- No dobra, ale co wspólnego z ewentualnym zwycięstwem miała wspólnego rozmowa Ruskich w zambrowskiej knajpie. Bo mimo wszystko ciekawie to brzmiało to nie załapałem do końca o co w tym chodziło?

- Po wyjeździe Orłowa pech dopadł Dybicza, któren tylko cudem przed polskim wojskiem czmychnął pod Ostrołękę. Tam też kot nawywijął i feldmarszałek w drewnianej jesionce pochowan. Gdyby zaś go w Zambrowie natenczas załatwił to byśmy te całe powstanie wygrali. Na miejsce Dybicza Paskiewicza wysłali. Ten niestety kota się pozbył a Skrzyneckiego i resztę polskich wojsk rozgromił. Mało brakowało i była okazja zapisać się w nowożytnej historii. Tak kot feldmarszałka gdzie indziej ucapił, Zambrowa zaś pozbawiono piwowara, który swą ważelnie wywiózł przez Prusy na zachód. Teraz można co prawda znaleźć piwo Duval, ale nikt nie kojarzy go z Zambrowem.

 

 

(Tym razem piwo z Podborza. Smaczne lecz nie tak dobre jak Duval)

 

 

 Podsumowując dzisiejszą opowieść Pana Edka. W maju 1831 roku w okolicach Śniadowa pojawiła się niespotykana okazja rozbicia carskiej armii. Niestety zaniechanie ze strony Wodza Naczelnego Powstania gen. Jana Skrzyneckiego w rozpoczęciu ataku, ogólna niechęć i tarcia między poszczególnymi dowódcami oraz otwarty konflikt z Rządem Narodowym spowodował, że przepadła sposobność na odwrócenie biegu powstania. Co prawda po kilku dniach wojsko polskie ruszyło w pościg i dotarlo do dobrze bronionego Tykocina oraz drogi na Litwę by za chwilę uciekać w popłochu do Warszawy.

(Kopna Góra. Mauzoleum poświęcone poległym 46 powstańcom płk. Zaliwski  z 1831 roku w bitwie pod Sokołdą. Kolejna fatalnie dowodzona wyprawa)

 

Po nierozstrzygniętej bitwie pod Olszynką Grochowska i przegranej bitwie pod Iganiami wojska carskie wycofały się za Narew i rozlokowała się na linii Łomża, Zambrów, Andrzejewo, Wysokie Mazowieckie. W Zambrowie stacjonował sztab. Czy był tu Dybicz, czy odwiedził go tu książe Orłow, tego nie wiem. W każdym razie krótko po spotkaniu między nimi feldmarszałek Iwan Dybicz zmarł jakoby na cholerę. Wiele jednak wskazuje, że podzielił on podobny los co i Wielki Książę Konstanty Romanow, który został otruty przez Orłowa. Trucizna została podana w poziomkach ze śmietaną. Więc uwaga...porzeczki i śmietana to trucizna, nie idźcie tą drogą jak mówił wieszcz. 

 

 

 (Andrzejewo. Jedna z licznych kapliczek upamiętniających epidemię cholery, którą przywlekła ze sobą armia carska)

 

Śmierć Dybicza i zastąpienie go Paskiewiczem okazało się gwoździem do trumny Powstania Listopadowego. Inną pamiątką po wojskach carskich pacyfikujących powstanie była cholera, którą przywlekli z Bałkanów na nasze ziemie, czego częstym dowodem są tzw. choleryczne kapliczki. 

 

Niby tak bezbarna okolica a tyle ciekawych miejsc można napotkać. Pozdrawiam i życze miłego szukania historii

 

 

 

11 stycznia 2020   Dodaj komentarz
opowieści edka poloneza   turystyka rowerowa   powstanie listopadowe   Orłow   Dybicz   zambrów  

Ciotka Maryśka Rozkuzdrana

 

Ciotka Maryśka Rozkuzdrana i wielka wakacyjna miłość

 

 (popiersie Marii Skłodowskiej - Curie w Zarębach Kościelnych) 

 

Wracając ze spaceru w sylwestrowy wieczór, zapatrzyłem się na fajerwerków rozblyski na niebie i o mały włos bym nie wpadł na kogoś kto stał przy brzegu chodnika. Kaszkiecik na głowie, jesionka z kołnierzem z nutrii i spodnie w kancik, kilka centymetrów ponad kostkami kończące się. Którzy to mógł być jeśli nie Pan Edek.

- Na tańce Pan się wybrał Panie Edku kochany? Lecz milczenie tylko mnie przywitalo. - Hooop hoop, tu ziemia, tu ziemia, brzoza się odezwij!!!! 

 

 

 ( dawny Trakt Suraski będący częścią Wielkiego Traktu Litewskiego) 

 

- Jejku, ludzi Pan straszysz. Epilepsji przez Pana jeszcze się nabawie lub jakiegoś innego chocholego  tańca. Czemu się Pan skradasz jak jakiś Belzebub do niewinnej duszy?   I mów Pan o dwa tony głośniej bom ogłuch na oba uszy od tych pieronońskich wystrzałów. 

- A już myślałem, żeś Pan w zachwycie zatracił się w tej ferii kolorowych błysków. 

-Lubie na to jako chemik niż  piroman patrzeć. 

-Zadziwiasz mnie Pan bo ja stawiałem, że historia jest panską domeną, ale jak mnie uczono jedno nie wyklucza drugiego. Choćby podstawowy wzór chemiczny zwany wzorem Jagiełły lub spod Grunwaldu. 

- mówisz Pan o wzorze na trunek nadzwyczajny podpisany sygnatura 1410? 

- Nie dał się Pan podejść, jest Pan jednak wyjątkowo dobrze w tej branży obeznany. 

- Panie Szurkowski musisz Pan to wiedzieć, że w mej krwi płynie czysta chemia genów. Po mojej rodzinie można rzec na to szczerze, mamy dziś dwa conajmniej pierwiastki. Moja ciotka babeczna lub babka cioteczna miala tak wielką mnięte do mojego stryjecznego dziadka, że na jego to część nazwał po nim te dwa nowe pierwiastki. 

 

 

 ( tablica upamiętniająca rodzinę Skłodowskich zamordowaną w 1944r przez Niemców za ukrywanie Żydów) 

 

- Chyba się gdzieś zapodziałem bo niczego takiego nie słyszałem. Jakie to pierwiastki Panie Edku, chyba bardzo muszą być egzotyczne. Pewnie chlor i kizior jeśli mogę coś zasugerować. 

- sam żeś jest Pan chlorek i kizior i na dokładkę nie znasz Pan historii noblowskich przypadków. Ale to już znany fakt wszem i wobec. Teraz na dokładkę z chemii Pan żeś noga. I na kęs naukowej wiedzy wywalasz  Pan ślepia jak dalton na słowo kalikznadmanganianpotasu 

- woooooow... Jestem pod wrażeniem i jako ten poskromiony złośliwiec słucham już wywodu. O kim to pan mówisz bom na prawdę ciekaw, kim była ta znana jakoby babka pańska cioteczna. 

- mówię po Ciotce Marysi Rozkuzdranej, co to na wakacje to Zarąb przyjeżdżała. 

- Marys Rozkuzdrana? Nie znam takiej pani. Jesteś Pan pewien, że to nie sen jakiś? 

- ciotka Maria z domu Skłodowska, teraz pewnie już płomyk się zapali w tej ciemnej studni ludzkiej niewiedzy. A Pan mi wyglądasz na osobę taką, co to niedawno z tej dziupli naukowej ciemnoty wylazła. 

 

 

(szarobury krajobraz Mazowsza) 

 

- Przepraszam Panie Edku i proszę się nie unosić, bo jeszcze jakaś żyłka Panu pęknie i będzie nieszczęście gotowe. Może łyczek sławnej pańskiej herbatki z imbirem weźmiesz Pan na ząb i się uspokoisz? 

— Dziś w pełnej abstynęcji sterczę i niczego ankoholego ze sobą nie noszę. Do ciotki wracając, fakt to udokumentowany, że Maryska często u rodziny na wakacjach bywała i nawet jedną z pierwszych miłości tu doświadczyła. Musisz Pan to wiedzieć , że w pewnych kręgach tak to bywa, ksywka rodzinna z syna na wnuka przechodzi.

-Znam kilka przypadków Młody Fulo czy też Starszy Belan... Ale co Tom a wspólnego z nobistka Skłodowska? 

 - Tak było i w mej szlachetnej rodzinie, gdzie dziadunio Radosław Polonezem zwał się. Tak się zakochał w Marysi Skłodowskiej, że poprzysiagl jej miłość do śmierci lub do końca wakacji. Mieli się ku sobie lecz pech i polityka położyli kres tej pięknej, romantycznej historii. Dziadka Radosława w kamasze na ćwierćwiecze do carskiej armii wysłali rodzice. Maryś mimo całej swej trzepakowskiej natury, kochała dziadunio mego do grobowej deski. Gdy we Francji odkryła te dwa nowe pierwiastki na cześć dziadka nazwała je niech pan zgadnie jak? 

 

 ( pozostałości po Lini Mołotowa, które zasługują na oddzielny opis) 

 

- Polon i Rad. Ale to chyba jest nieprawda. Inną podają genezę tych nazw w podręcznikach panie Edku, tak pod Bogiem szczerym. 

- W czasach bolszewickich Sowiet głosił nawet, że to na ich cześć nazwali tak ten pierwiastek Radem a Polinezja, że od ich nazwy Pol się ma wywodzić. Każdy doszukuje się  tego co chce znaleźć, lecz prawda się obroni i niech tak  zostanie. Ja się cieszę, że Ciotka noblistka jest moją kuzynką, a dziadunio Radek wniósł tyle do światowej nauki. 

Brakło mi argumentów na edkowe baśni, grzecznie podziękowałem. Lecz widocznie huk petardy zagluszył mych słów znaczenie bo tylko mi pomachał na pożegnanie kraciastą chusteczką. 

 

 

( Mazowiecka kapliczka. Co prawda Skłodowska była na bakier z wiarą, ale to również opis okolic więc pozwoliłem sobie na wstawienie tej fotki) 

 

Faktem jest na pewno, że ze Skłod pod Zarębami Koscielnymi wywodzi się ród Skłodowskich. I być może faktyczne Maria Skłodowska kiedyś odwiedziła swą daleką rodzinę. 

 

02 stycznia 2020   Dodaj komentarz
opowieści edka poloneza   turystyka rowerowa   pamiątki po Żydach  

Oj nie dobrze...

 

(stare brukowane uliczki  Tykocina) 

 

Jak to było ze szturmem na tykocinski zamek

 

 

-Oj niedobrze, nie dobrze Panie Edwardzie kochany.

-A cóżeś się Pan tak zmarkotniały nagle pojawił? Ludzi Pan straszysz i gołębie odganiasz. A cóż one biedne Panu zawiniły, że ode śniadania ich Pan odrywasz? Rozejrzałem się w około nie widząc żadnego ptaka w pobliżu.

-O jakich gołębiach Pan mówisz jeśli nad wodą siedzimy? 

 

 

 

(jeśli chce się, to piękno można znaleźć wszędzie, nawet w codziennym i przeciętnym widoku najbliższej okolicy) 

 

 

-Sprawdzałem tylko pańska yntelygencyję i spostrzegawczość. Bo coś ostatnio zagubiony Pan chodzisz tudzież jeździsz co gorsza. Kilka razy przemykał Pan obok z sakwami na swym rumaku  

i udawał, że ludzi nie poznajesz. Ja pana poznałem i chyba.. hmmmm... tak mi się zdaje, kłaniałem. Bez odpowiedzi z pańskiej strony. Inny by pomyślał, że woda sodowa lub jakieś inne lelum do łba, bomtom za wyrażenie, Panu uderzyła.  Po ciężarze właściwym toreb, wizualnie oceniałem, żeś Pan pustych przebiegów nie uskutecznialeś. Przypomnieć należy, że już kilka razy obiecał Pan odstawić te złociste, coś to o suchym tak zwanym popularnie pysku, słuchał Pan mych opowieści i nie miał czym swych rozdziawionych ust zwilżyć. Miałem obowiązek Pana poczęstować i przez co nadwyrężyć me skromne zapasy. 

 

 

 

(wnętrze synagogi w Tykocinie) 

 

-Jakoś nie pamiętam, żebym coś pił z pańskiej winnicy z wyjątkiem, tych słów spijanych z ust mądrości krynicy. Więc nie jestem Panu niczego winien Panie Edku. A powiem nawet, żeś to Pan mi jest winien podziękowanie, że oszczędziłem pański organ szczątkowy jakim jest wątroba.

-Mgli Pana czy masz Pan jakoweś rozterki? Bo nikt przy zdrowiu psychicznym nie robi takich  pelegrynacji umysłowych. 

-Raczej rozterki. Oj nie dobrze Panie Edku...nie dobrze. 

-A z jakiegoż to Pan masz je powoda, te swoje rozterki i głos się Panu łamie Panie Lang kochany? Mam tylko wielką nadzieję, że nie są to tak zwane rozterki miłosne. Bo jeśli z tego, że "kałamarzy" i miętówek cen podnieść mają,  to faktycznie możesz ręce Pan załamywać. Jeno wypadało by się tylko władz teraz zapytać... Jak tu żyć premierze? Jak tu żyć, gdy pierwszej pomocy produkty drożeją? 

 

 

 

(czasem wystarczy zatrzymać się na chwilę, żeby zobaczyć coś pięknego w tej zwykłej codzienności) 

 

Teraz ja spojrzałem na Edka, widać wzrokiem wioskowego głupka, bo mi odpowiedział. 

-Tak zwany zestaw farmerski. Landrynka i setka o poranku. Widać nie słyszał Pan o nowym pomyślę naszych prawomyślnych, żeby za cukier więcej płacić.

-E tam, tym się nie przejmuję, nie moje zmartwienie. Są ważniejsze sprawy niż ankoholowe poranne biesiady.

-A z tym nie zgodzę się z szanownym Panem. Nic nie może być ważniejsze od porannego śniadania. Jedni jadają jajka na bekonie a innym na landrynkę grosza tylko starcza. Więc są to naprawdę życiowe dylematy. Zjeść landrynka czy bez zakanszania.

Przewróciłem ślepiami i nie ciągnąłem egzystencjalnego Edkowego tematu.

-Wiesz pan Panie Edku, co mnie tak smuci?  Otóż fakt pewien. Nasze miasto jest jakby tu to powiedzieć. Jest jakby nijakie. Nie ma zabytków, żadne starożytne ruiny nie odkryte lub jak w Grecji na nowo nie wybudowano. Bitew tu nie było i przez to w historii się nigdzie nie zapisało. Inaczej się ma choćby z takim małym Meżeninie lub ciut  większym Tykocie. A nasz Zambrów? Ot szary i nijaki.

-A co Pan za bzdury rozmawiasz i siejesz okropny defetyzmu obraz. Zambrów bezbarwny? Toż to grzech śmiertelny. Już miałem przypiąć Panu łatkę nieuka, ale sam Pan powiedziałeś, że w podręcznikach nic na jego temat nie znajdziesz. Znaczy Zambrowa a nie Pana Panie Królak kochany.

 

 

(jedna z nielicznych kapliczek na terenie Zambrowa. Wybudowana pewnie na początku XX wieku) 

 

Mimo uszu puściłem jego docinki i byłem ciekawy o czym to będzie chciał mi opowiedzieć?

-O zabytki starożytne faktem będzie trudno z powodu wielkiego pożaru jaki nasz kochany Zambrów kilka raz nawiedził. Trzeba Panu wiedzieć, że pałacyki i dworki w samym mieście oraz malowniczej to okolicy były jak to mówią dżewiane i przez to podatne na puszczenie z dymem. Nasze pradziady musisz Pan pamiętać bardziej na obsługę podróżnych stawiali niż na miejsce utarczek. Weźmy choćby ten pański tykociński zamek. Jeżdżą ludziska oglądać co roku bałomutną blage. Sienkiewiczak a za nim świat kina stworzył historię jakoby ten zamek był zdobyty, gdy w rzeczywistości wszystko w Zambrowie przy kuflu złocistego się odbyło. Swoją drogą okropne mam pragnienie i czuje jakowąś to fotomorgane w postaci odcisniętej puszki w pańskiej rowerowej sakwie. 

Co było robić, jak tylko wyciągnąć piwo, które miałem ze smakiem wypić przed telewizorem. Ale jak to mówią lepiej spragnionego napoić niż go później żywić. Dałem i zagłębiłem się w jego opowieść. 

 

 

-Trzeba Panu wiedzieć, że ten zamek to nigdy miał nie być w Radziwiłłach rękach jeno mój nieszczęsny stryjecznego dziadka ciotki bliski kuzyn w gamoniowaty sposób przekazał Bogumiłowi. Otóż w rzeczy samej od kilku miesięcy trwało oblężenie zamku przez pospolite łomżyńskie ruszenie. Jak może pan rozumiesz, takie oblężenie trwa na zasadzie siedzenia pod murami. A żeby siedzieć trzeba mieć za co i przy czym w rzeczy samej. Więc na gościńcu między Tykocinem a Warszawa w jedną stronę a do Wilna w drugim kierunku ruch był niemiłosierny. Jak nie wojska to tabuny opryszków jeździło. Taki Zambrów był natenczas bardzo częstym świadkiem przemarszów wojskowych. Posiedział taki pod murem tydzień i do wyrzucania obornika musiał już szybko wracać. Albo mu się trzoda akurat się prosiła i ktoś musiał odebrać te mnogie potomstwo. Karczma więc na wylocie na Ostrowskiej ulicy miała wzięcie. Poza tym na rynku handel szedł niezmały bo tu się nawet sprzedawało kolumnę warszawską w połączeniu z toruńskim tramwajem.

 

(władze jak mogą tak starają się coś zmienić w szarym wyglądzie miasta) 

 

Zwilżył usta moim zdobycznym piwem i ciągnął swoją tyradę. 

 

-Otóż będąc w drodze powrotnej z Wilna w kierunku Warszawy książę Radziwiłł ten szwedzki sprzedawczyk wziął się i zatrzymał na piwo w tej  wspomnianej zambrowskiej karczmie. W tym samym czasie na jarmarcznych zakupach był pan Oskierko głównodowodzący zielonymi ludzikami, którzy w wojenkę bawili się w okolicach Tykocina. A że w wymowie był nie bardzo tego, bo mu na Dzikich Polach kozaki język uchlastali. Bełkotał więc i darł ryja niemiłosiernie a jego ustami był właśnie mój daleki praprapra kuzyn Zabłocki Hieronim. Rodzinna historia mówi, że ten był biegły w słowach, lecz opój przeokrutny. I wiele spraw mylił w pijackiej malignie. Wysłał więc Oskierko swego ordynansa na negocjacje z Bogumiłem w polubownego załatwienia  sprawy. Usiadł więc Hieronim z nakazem dowódcy ustalenia honorowych warunków. Pili ze dwa dni i noce, zmieniali koncepcje. Raz Bogumił był gotów oddać Tykocin we władanie królowi innym razem Oskierko zabłockimi ustami i gardłem odstawał od murów obleganego zamczyska.  

-Muszę Panu Panie Edek przerwać na chwileczkę. To jest potwierdzone i ma jakieś zapisane ślady?

-Patrz Pan. Puszka jest pusta. Nie pił może z niej przez moją nieuwagę? 

-Nie, nie piłem i zadałem Panu pewne pytanie.

-Jakie to mogły być znowu zapiski? Nie dość, że byli w ankoholowym wirze to jeszcze jak mówiłem pożar karczmę strawił, więc nawet gdyby coś tam było to poszło by z dymem. Poza tym nie wypada nawet wspominać to Hieronima potknięciu. Otóż po dniach pięciu wytoczył się z karczmy i z anielskim uśmiechem wziął i się wtoczył do dowódcy kwatery. Yymmmhhhyuummm … rzekł Zabłocki. Na co Oskierko wybałuszył swoje ślepia i dawaj rwać kudły na piersi. Jako, że na głowie był co najmniej tak gładki jak Pan panie Lang kochany i dawaj się rzucać pod drzwi jak to później Matejek malował. 

-Co się stało Panie Edku. Co też to powiedział Hieronim dowódcy swemu na wpół niememu?

-W swym pijackim dialekcie wyznał triumfalnie, że Tykocin oddał za transport mydła i pola uprawne w Inflantach dalekich. Padł przy tym jak ten wój spod Maratonu, stąd się wzięła nazwa Sędziwuje a później pijackim snem sprawiedliwego zasnął na dni parę. Bogumił nie był w lepszym stanie, lecz jakiś cyrograf z pieczęcią hetmana i bazgrołami w Tykocinie harcerzom pokazał. A,że te nie bardzo były czytate więc na dobre słowo od oblężenia odstali. Po roku Oskierko dał łupnia Radziwiłłowi w polu, lecz o zambrowskiej biesiadzie i jej ustaleniach żaden nie chciał wspominać. Długi czas w karczmie stał stół w rogu z wydrapanym na  blacie planem tykocińskiego zamku oraz przy nim kreskami wypitych kolejek. Nie ma co prawda śladów materialnych, ale wkład w historię jest niezaprzeczalny. Teraz kosztem Zambrowa Tykocin się na turystach bogaci. Swoje pięć groszy dorzucił też ten wieszcz narodowy co to na pokrzepienie Polaków historyje pisał. Nie chciał takiej pijackiej przedstawiać propagandy więc ten szturm i śmierć w murach Radziwiłła przedstawił. 

Jeśli w unesko była by taka pijacka kategoria to można by Zambrów wpisać śmiało na listę ludzko-historycznego dziedzictwa.  Więc nie martw się Pan, jak kto mówi, że Zambrów nie wpisał się do annaów historii. Taki ktoś po prostu nie zna jej i nigdy nie pozna. 

 

 

Podbudowany odrobinę tymi historycznymi wywodami, zostawiłem w podzięce pełną i nienaruszoną puszkę piwa memu rozmówcy Panu Edkowi Polonezowi. Tak więc to wielu wypłynęło na tym szarym i nijakim miasteczku jakim to Zambrów określają. Zabłocki, Sienkiewicz a nawet Matejko o samym Tykocinie nie wspominając już w ogóle.

26 grudnia 2019   Komentarze (2)
opowieści edka poloneza   turystyka rowerowa   zambrów   Zabłocki   Radziwiłł   Zamek tykociński  

Pan Edek opowiada o ...

 Kobita z tak zwanymi jajami a nie zapałkami.

 

 

 

Nigdy nie interesowałem się z czego Edek żyje i gdzie pomieszkuje, więc przy pierwszej okazji jaka się nadarzyła nieśmiało zagadnąłem sławnego kloszarda.

 

- Panie Edku, znamy się co prawda niezbyt długo, ale widzę w panu człowieka renesansu. Zna się pan na sztuce, z historii mógłby pan dawać wykłady. Co się stało, że można by rzec, że trafił pan poza margines?

 

 

(pomnik księżnej Anny Jabłonowskiej z Sapiehów w siemiatyckim parku)

 

 

Jak to miał w swym zwyczaju popatrzył na mnie nieobecnym trochę wzrokiem i odezwał się swym sznapsbarytonem.

-O jakim Pan marginesie mówisz? Mam gdzie spać, na głowę mi nie kapie. Ze szczurem o chleb nie muszę walczyć. O spłatę hipoteki też nie muszę się martwić. Jeśli tak pomyślę to może ten margines jest moją enklawą, a to Pan jest poza marginesem szczęśliwego życia.

-Muszę przyznać, że wiele mądrości z pańskich słów płynie. Tylko raczej nie chciałbym pędzić aż tak beztroskiego życia jako to pan widzie. Coś nie wyszło czy taki postawił sobie cel w życiu?

-Znowu będziesz pan zmuszony o suchym , pardom za wyrażenie pysku posłuchać kilku słów wykładu. Lecz gdy tak na pana patrzę to się zaczynam zamartwiać, że zbyt mocno się pan tak umartwiasz, przez co i ja tracę tak zwane siły witalne.

-Już bez przesady. Kwitniesz pan jak ten kwiat paproci. Musisz pan uważać co by pańskiego wianka nie zerwała jakowaś waćpanna.

-Krygujesz się pan i z mej marnej fizjonomii ksiuty sobie prawisz. Nie przystoi to nabijać się z garbatego, że za kołyskę robi. Kiedyś miałem powodzenie u pci przeciwnej całkiem to nie małe. Podobno już szczery i nieskrępowany uśmiech na nie działał. Lecz latko to lecą a mnie albo uśmiech przygasł albo brak górnych jedynek sprawił, że damy z krzykiem ode mnie pomykają.

-Stawiał bym raczej na te smutne oczy a nie rak uzębienia.

-Ładnie żeś pan wybrnął z tego przykrego tematu. Za to opowiem panu przypowieść o pewnej białogłowie co to kiedyś bardzo , może nawet zbyt mocno się w sprawy naszego regionu zaangażowała. Może nie na tak wygodnej jak moja ławeczce, lecz w sumie w parku też skończyła.

-Ooooo czyżby ktoś z dawnej familii szanownego Pana?

 

 (kościół w Siemiatyczach)

-Jakby tak poszperał w annałach i metryków stanach, to może bym się i poszczycił przez nią z skoligoceniem z królem Madagaskaru. Bo trzeba panu wiedzieć, że przez dzielenie łoża ze swej świętej pamięci mężem, kuzynką francuskiej monarchii była. Zacną i mądra kobitką była i do tego ponoć całkiem niebrzydką. Z bardzo zamożnej rodziny się wywodziła i poza posagiem w postaci kilku kufrów kołder i ręczników frote wyniosła również nieprzeciętną wiedzę z nauk przyrodniczych oraz ekonomii. Jak to błękitnokrwiści w zwyczaju miewali, młodą pannę za starego dziada wydali. Chociaż jak na nas patrzę, to wiek tego dziadygi dziś trochę inaczej wygląda. Po pięćdziesiątce już Kajtkowi było jak Anie Paulinę brał za swoją żonę. Dziatwy jej po sobie nie zostawił za to to długi i cały majątek w ruinie. Trzeba odrobinę zdradzić więcej wiadomości bo się pan mi przyglądasz jak małoynteligentne dziecię. Akcja działa się u schyłku przedrozbiorowej Polski. Anna Jabłonowska po o niej to mowa mimo kłód rzucanych pod jej zgrabne nóżki wzięła się za robotę. Doradców finansowych nieboszczka męża poszczuła psami. Lewych urzędników ciągle na zusowskich będących zwolnieniach też pognała w tak zwane ...pardom, ale przez dobre wychowanie nie będę się wypowiadał.

 

 

 (jedna z kilku cerkwi)

 

-Można rzec, że kobita z jajami a nie z zapałkami była. A gdzie to ona urzędowała? Mówił Pan o naszym regionie a jakoś nie mogę jej sobie umiejscowić. Zambrów a może Poryte Jabłoń?

-Nie kompromituj się pan proszę. Zaraz nieboszczkę księżną Annę Mazowiecka wciągniesz w te konszachty. Dziw mnie czasem bierze czegoś się pan uczył na lekcjach historii?

-Oj Panie Edku kochany, przy panu naprawdę czuję się nieukiem. Z drugiej strony komu i na co potrzebna ta wiedza?

-Na to, żeby nie skończyć jak Anna i wyciągnąć z jej życia pożyteczne wnioski.

Po pierwsze nie poddawać się przeciwnościom losu. Po drugie mieć w życiu pasję poza poza zwykła pracą. Trzecie nie ufać ni bankom i władz obietnicom. Bo trzeba panu wiedzieć, że księżna Anna z Sapiehów była przyrody pasjonatką. Kwiatki i robaczki po łąkach szukała pod rękę z zapewne znanym panu choćby z Ciechanowca księdzem Klukiem równie na punkcie przyrody nieźle zakręconym. Więc jak wieść gminna niesie w czystych tylko yntencjach o pszczółkach i kwiatkach długie nocne rozmowy rodaków wiedli. Za sprawą księżulka oranżerie i biblioteki w swych włościach stawiała. Dzięki nim takie Siemiatycze stało się tak sławne, że cysarz szwabski wespół z carewiczem na wycieczkę się zapisali. Ciastkami z kawą ich tam przyjmowała za co jej rozbiorem kochanej Polski te szuje się odwzajemniły. Jakby tego mało nieszczęścia jej było na kredyt we frankach ją namówili. Niby państwo miało gwarantować stałą franka cenę. Gdy to po rozbiorach bank spłaty zażądał, w głębokim poważaniu mając umówioną cenę. Podobnież mały druczkiem coś tam wysmarowali i jeśli chce się sądzić to trybunału kazali się odwołać. Ten na tyle był skorumpowany, że większość Anny majątków pod młotek oddano. Wraz z ruiną folwarków przyszła również niewola Korony, co też sprawiło, że na zdrowi podupadła.

 

 

 

 (nowa cerkiew na wzgórzu. Ogólnie Siemiatycze leżą na wzgórzach)

 

 

-Przykro to słyszeć szanowny Panie Edwardzie. Ale nie sądziłem, że już w tamtych to czasach banki klientów na franki przekręcały.

-Zawsze tak było od fenickich czasów, że jeśli państwo za coś ręczy to sprawdzaj czy jeszcze portfel w tylnej kieszeni nosisz.

Ale tak się rozgadałem, że nawet nie zauważyłem, że mi herbatka z kapką aronii wystygła. Proszę się nie wzdrygać na ten fioletowy kolor w mej manierce. To mikstura, jaką w zielniku księżnej Anny kiedyś wyczytałem i podobno dobrze robi na bóle lędźwiowe. Jedynie nie doczytałem, czy mam się nacierać czy spożywać w płynie.

 

(Kasztel-ik w pobliżu Siemiatycz. Jedni uznają to za koszmarek, inni są pod wrażeniem pasji właściciela obiektu)

 

Wyjaśnić by należało o kim to była dzisiejsza opowieść. Chodzi więc o księżnę Annę Jabłonowską z Sapiehów. Wielką reformatorkę, za której to sprawą Kock i Siemiatycze pod koniec XVIII wieku stały się ważnymi ośrodkami w tzw „państwie jabłonowskim”. Próbowała zreformować życie wiejskich chłopów jak również miejskich instytucji. Niestety rozbiory Rzeczpospolitej i nieszczęsny kredyt sprawiły, że utraciła większość dóbr rodowych.

 

 

17 grudnia 2019   Dodaj komentarz
opowieści edka poloneza   turystyka rowerowa   Podlasie   edek polonez   Siemiatycze  

Histeria Edka Poloneza

Histeria Edka Poloneza czyli opowieść historyczna z czasów prehisterycznych

 

 

 (Grodzisko w Święcku) 

 

Jeśli ktoś ostatnio był świadkiem, okładania gazetą parkowej ławki przez wzburzonego osobnika, to zapewne naciął się na osobę Pana Edka Poloneza, tak jak ja we własnej osobie.
- Bój się Boga Panie Edek. Co się Pan tak wytrząsasz nad tym biednym parkowym meblem?
- A bo krew mnie zalewa gdy czytam te szmatławce i widzę histerezę losu polskiego narodu.
- Szybciej na histerię Panie Edku. Rozumiem wzburzenie pańskie i narodowe, nie wszyscy mile widzą odbieranie wolności na rzecz przywilejów jakieś szemranej koterii.
Spojrzał na mnie jak na wariata lub co najmniej jakiegoś co najmniej abstynenta.




(Grdzisko w Święcku)


- Widzę panie Merks szanowny, że mamuś pańska kochana i zapewne zacna, musiała jakiegoś prosiaczka od czasu do czasu zanieść do szkoły, boś za osełkę masła na pewno nie udało by się jej Panu ukończyć. Skup się Pan i czytaj z ruchu moich ust te trudne dla Pana słowo. H I S T E R E Z A. To z fizyki, przyrody i socjologii...
Jakbyś się Pan pytał. Coś co ujawnia się po jakimś czasie a nie powinno mieć miejsca.
Wiesz Pan dlaczemu różnimy się od Krakusów i Kolejorzy z Wildy?
- A to się czymś różnimy? Chyba jesteśmy Polakami? Może gwarą?
Spojrzał na mnie po raz kolejny tym swoim dobitnym wzrokiem jakby rozmawiał z pięcioletnim dzieckiem i rzucił mi na kolana swoją gazetę. Popatrzyłem na stronę sportowa i czytam... Kolejorz dał wciry Krakusom, Jaga poległa pod Jasną Górą. Niezbyt świeża to jest gazeta... Chyba sprzed co najmniej miesiąca.
- Nie tą stronę czytasz... Tu się Pan zagłębnij. Co tu napisano?
- Szósta władza pod rękę z gangsterami rozkłada nasze państwo?
- Sutenerzy z celnikami podnoszą rękę na świętą wolność sądów i pierś dumną wypinają do medali. Chcą stworzyć swoje własne księstewko. Nie wiedzą, że już tak kiedyś to było. Dawno temu i na dobrą sprawę tu niedaleko się piękna katastrofą skończyło.
- Mów pan, Panie Edek, tylko tak pokrótce i nie upajaj się Pan tylko własnym głosem, bo na tej ławce wilka przyjdzie mi złapać.



(Grodzisko Stara Łomża lub Królowej Bony)



- A proszę się poczęstować herbatką z kropelką imbiru.
- Dziękuję bardzo, ale jakoś oczka mi od zapachu imbiru okropnie łzawią.
- Znasz Pan Nur, Święck, Wnory i Cieciory?
- Z wiejskich tylko dyskotek jeśli o to się Panu rozchodzi.

Przewrócił oczami i w niebo spojrzał jakby anioła o pomoc chciał prosić, głowa pokręcił. I z nutą dydaktyczną w głosie rozpoczął tyradę.



(Grodzisko w Grodzkie Stare)



-To kiedyś były bardzo ważne miejsca na mapie Mazowsza. Małe grody obronne na granicy z Rusią i Jaćwingami a jednocześnie i komory celne na szlaku z Wilna, Grodna czy innej Prużany.
Bory i bagna nieprzebyte rozciągały się wokół takie, że nikt bez opłaty nie był w stanie przemknąć się tędy z paczkami papierosów czy samogonu ze wschodu na zachód.
Okazało się, że pewien dworzanin co to Mieszkowi swgo czasu posługiwał przy stole biesiadnym, postanowił mianować się nad innymi i pokazać , że się nikogo na ten czas nie boi.
Bezkrolewie było i każdy uważał, że Odnowiciel wprowadzi porządek, Mścisław Maniek pod rękę z celnikami i karawaniarzami postanowili wprowadzić swoje rządy w mazowieckim kraju.
Nie dał się ładnie uprosić kanclerzowi, marszałkowi i biskupom ważnym, żeby podał się do dymisji. Mściwuja przyboczni podobno nawet po tyłku wychłostali jakiegoś posła co pismo z Gniezna im do Liwia przywiózł z propozycją ugody.




(gdy tak się rozejrzeć po okolicy to można wypatrzeć pozostały dawnych grodzisk)

A poszło o to, że Mściuj podobnież spotkał swego czasu dawnego legionistę rzymskiego i wille w Krakowie od niego na Kazimierzu za opiekę odebrał.
Orgietki pompejskie tam wyprawiali takie, że ogólne zgorszenie sąsiadów jak i smoka wawelskiego wprawił.
Przez te imprezki kamienicznika dziewic w Krakowie dla gada zabrakło. Zaczął więc rajcom kochanki smoczysko podjadać.
Więc pobiegli rajcy na skargę do przyszłego króla co to nad Balatonem w rozjazdach przebywał.
Na to król przyszły Kazek dogadał się ze swego syna teściem Jarkiem, że trzeba będzie wykopsać księciunia Mańka Mściwuja z jego dożywotniej posady. Jako, że Maniek miał na Kazka i Jarka jakieś jakoby haki i zagroził im obu, że po kościołach i cerkwiach głosić będzie słowo o nich podczas rezurekcji. Kazek z Jarkiem za to tak pokierowali sprawy, że za sprawą maluczkich i wiejskiego ludu na Mazowszu zamieszki wzbudzili. Obiecali na kilka wieków odrębność, jeśli lud prosty zachowa się przyzwoicie i stanie w obronie wiekowej tradycji. Na nic się zdały naciski Mścilawa na rajców, sędziów i bakałarzy włącznie z odbieraniem im urzędów oraz nakładaniem wielgachnych podatków. Ludzie przestali słuchać się karawaniarzy i szukać innego mądrego władcy dla swojej krainy. To co Mscislaw chciał zrobić niecnymi sposobami, legalnie udało się wymódz na centralnej władzy. Święck i Liw długo jeszcze pobierał opłaty, Cieciory i Wnory z czasem to upadły i teraz tylko kozy się pasą lub młodzieży tańczy.




(wejście do grodziska w Święcku)



- A co ma do tego ta sławna histereza?
- To, że jeśli dziś na coś się nie godzimy, to za jakiś czas wyjdzie nam to na zdrowie. A układy z gangsterami i celnikami odbija się władzy na pewno kiedyś niezdrową czkawką.
- Panie Edku... Coś Pan za bardzo angażujesz się w te protesty.
- Nic z tych rzeczy po prostu nie lubię gdy szuje świętoszków udają.
-O ooo święte słowa Panie Edku.. Miło słyszeć mądre słowa.
- Jak to mówią , dla swej yntelygencji warto z mądrym człowiekiem czasem na ławce w parku posiedzieć. To co.. Po kropelce imbiru, bo mi gardło okropnie się zaschło???? O popatrz Pan jakiego masz Pan pecha... Ostatnie kropelki i nie ma czem się dzielić z bliźnim. To co dorzucisz się Pan na ściapę?
- Ależ ja nic nie piłem...
- A to pańska strata.. Proponowałem Lżejszy o 5 złotych pomaszerowałem myśląc o tej histerezie Edkowej. Faktem historycznym jest, że za panowania Kazimierza Odnowiciela dawny podczaszy Miecław ogłosił się księciem Mazowsza. Powstanie chłopskie oraz wojska Korony do spółki z wojami kniazia Jarosława rozbiły w pył miecławskie zastępy. Dawne grody graniczne Święck i inne wymienione w tekście również istniały. Reszta to wesoła twórczość moja i Pana Edka Poloneza.

 

 
Jeśli kiedyś będziecie mieli ochotę dotknąć historii to zapraszam na wypad do miejsc po średniowecznych grodziskach. Święck Strumiły, Zubacze, Godzkie Stare czy Stara Łomża. Jest jeszcze pozostałość po starym grodzisku w okolicach Cieciork i Porytego Jabłoń. Niestety jest tam zakaz wstępu ze względu na szabrowników.
10 grudnia 2019   Dodaj komentarz
opowieści edka poloneza   turystyka rowerowa   edek polonez   grodziska   Święck  

Kolejna opowieść Edka Poloneza.

Ze skowrnonkami wstaliśmy do pracy ...

(Pieśń Konfederatów Barskich)

 

 

 (ławeczka w zambrowskim parku)

 

 

Pewnego dnia wracając przez park do domu, trafiłem na siedzącego w blasku latarni Pana Edka. Zamyślony, raczył nie zauważyć mej skromnej osoby i mojego ukłonu. -Witam Panie Edku. Ludzi Pan nie poznajesz?
-Przepraszam za me gapiostwo. Jakoś tak się troszkę zamyśliłem. Melancholijne mam dziś nastawienie. Tak wiele czasu już upłynęło...
-Faktycznie dawno się nie widzieliśmy
Spojrzał na mnie spode łba jak na jakiegoś natręta.
-Wspominam i rozpaczam w ciszy nad minionymi latami świetności naszej lokalnej kultury. Patrz Pan kochaniutki,
nawet knajpy czy też piwne bary nam zakluczyli.
Nie ma gdzie teraz kulturalnie się napić i yntelygentnie wymienić poglądy.
„Aniołka” * już nie ma, "Nad Wołgą" * zamknęli i ten historyczny nawet „u Byka” też już go nie uświadczysz.
Nie zachowała się nawet żadna tablica pamiątkowa.
-Po czym? Po mordowniach panie Edku? Czego tu żałować? I jaki znowu historyczny bar "u Byka"* chodzi.
-Widzę, że słuchasz Pan co czasami do Pana rozmawiam. Szkoda, że jak widzę sucha czeka mnie opowieść.
-Panie Edku, chyba Pan nie sądzisz, że codziennie będę piwo ze sobą woził?
-Myślałem, że sobie Pan weźmiesz, ja zapobiegliwy i dla się już zaopatrzyłem.
-Bez obaw. Mów pan a ja będę na sucho tego słuchał.
-Kojarzysz pan może Kazia Pułaskiego i cherubinka Ogińskiego? Co to swego czasu przeciw Poniatoszczakowi bunt podnieśli? Właśnie w pewnym barze u karczmarza kiedyś przy kuflu jasnego usiedli.
Jak już mówiłem było ich tam kilku i dawaj na najjaśniejszego psy wieszać okrutne. A to, że kochaś i z Kaśką motelach się prowadzają, śmiech na całe miasto przy tym uskuteczniają z tej swojej wielkiej tajemnicy.

(* potoczne nazwy dawnych zambrowskich pijalni piwa)



(Pałac Ogińskich w Siedlcach)



Bo dana panienka znana ze swych romansów, nie miała zbyt dobrej opinii. Na to zawołał Potocczak, że napływowa ludność zza Buga w urzędach się promuje.
A dla prawdziwych Polaków miejsc przy biurkach już przez to brakuje Ktoś krzyknął..
Hańba...Polska dla Polaków.
I dawaj deliberować co by i gdzie manifestować. Nagle karczmarz, ze względu na swoje gabaryty, Bykiem zwany a jedynie przez małżonkę Kruszyno wołany.
Mówi do nich... bez politykowania, bo jak w pysk walnę jednego czy tam trzeciego, to ksiądz śpiewając nad trumną danego godzinki, nie będzie w stanie rozpoznać dla którego to śpiewa.
Macie tu starą ode mnie buławę, co to kiedyś jakiś hetman przepił u mnie na krechę.
Jeśli macie tylko język strzępić po próżnicy to ciąg mi stąd już zaraz.
Jeśli jednak chcecie kraj ratować, niechaj najodważniejszy tę o to buławę ucapi i na Krakowskie Przedmieście pod pałac prowadzi.
Dawaj wszyscy łapać i się przekrzykiwać. Ja...mnie się to należy!!!! Ja miałem być królem... A ja jeneralskie lampas mam na gaciach.
Kufle poszły w ruch szybko.
Jedni krzyczą... za ojczyznę!!! Drudzy najwyższego wzywają. Ktoś śpiewa coś Polskę zbawić chciała...
Karczmarz tylko ręce załamał i głową pokręcił. Nici widzę, z tej Barskiej będzie Konfederacji.





(Księży Lasek o o poranku)


-Panie Edku. Co Pan opowiadasz? Bar to było miasto i stąd Barska Konfederacja.
-Tym razem widzę, że pan w szkole był bezkrytyczny. Zero null krytyki, głębokiej refleksji. A co mieli pisać w książce dla młodzieży?
Że w karczmie przy piwie postanowili stawić opór królowi i Katarzynie carycą zwanej? Pułaszczak jak otrzeźwiał i od koleżków usłyszał co tam po pijaku nawywijał, że podobno szemrani o niego sąsiadów pytają dał dyla do Hameryki.
Na szczęście bez wizy wprowadzili weekend na próbę.
Ogiński hetman co to liczył, że może królewiczem będzie, tak poszedł po bandzie, że jako diskodzokej po weselach grywał. Jak to artysta, panienek na pęczki w hurtowych ilościach wyrywał. Inne opijusy też źle skończyli chociaż jak się okazało później, w IPNach mieli teczki pozakładane jako kapusie ochrony państwowej.
-Patrz Pan piwo się nam skończyło a pan się pewnie do domu spieszysz.. Jakbyś nie zapomniał jakieś drobnej darowizny dokonać,
może za czas jakiś coś sobie przypomnę i chętnie kawałek historii młodzieży wyłożę.
-Drogo mnie kosztują te pańskie nauki.
-Mędrzec rzekł kiedyś do prostego człeka.. Lepiej mądremu podarować grosza niż w głupocie pozostać. Cóż było robić jak tylko kieszenie przenicować i w garść Edka drobne grosiaki wysypać. Nie liczył ich i od niechcenia wsypał je do kieszeni. Tym razem to ja się z godnością oddaliłem zostawiając Pana Edka z jego melancholijnymi myślami.

 

03 grudnia 2019   Dodaj komentarz
opowieści edka poloneza   Pułaski   edek polonez   zambrów   mordownie   Ogiński   konfederacja Barska  

Pan Edek opowiada. 3 opowieść

Dziś opowieść nawiązująca do postaci Tadeusza Kościuszki. Ulice, place jego imienia znajdziemy praktycznie w każdym mieście. Pomników niestety już tak wielu nie ma.

Zapraszam na krótką opowieść Pana Edka Poloneza.

 

 

(pomnik Tadeusza Kościuszki na rzeszowskim rynku)

 

 

 

Jakież to było dla mnie miłe zaskoczenie, gdy na ulicy swego miasta, zauważyłem dumnie kroczącą postać Pana Edka Poloneza. Zatrzymałem się bo oczom nie wierzę, lekko je przecieram... -Co się tak pan na mnie gałapisz? Niezbyt uprzejmie odezwał się do mnie przechodzień.
-Panie Edku, jak pragnę w totka miliona zahaczyć, oczom nie wierzę... Pan? Z dala od swych łowieckich rewirów? -Bomtom i eskiuzmi... Ale czy my się znamy?
Nie powiem. Zmieszałem się trochę, może obcego człowieka zaczepiam niegrzeczne. Bo i jakoś inaczej on dziś wyglądał. Szykownie bym nawet to orzekł. But może z lekka już zdeptany, spodzień co prawda nad kostki ale na świeży wyglądał.
Na grzbiecie tym razem nie szwejowska bluza z demobilu a jesionka...ciut jakby za wielką na niego.



(tu moglibyśmy z Edkiem posiedzieć przy kufelku...)


-Z ławeczki i lekcji historii.
-A to pan, panie Jaskółka. W tych cywilnych ubraniach jakoś tak pan inaczej wyglądasz.
Patrz Pan jaki ten świat mały. Co Pan tu robisz, i gdzie pańska bryka... Nie mów Pan tylko, że podprowadzili ją jakieś młodociane opryszki? Szkoda by okropna była... Szczególnie tych luków towarowych. Chytrze przy tym uśmiechnął do mnie.

Tak to był Pan Edek we własnej osobie. -Chodźmy panie Edku może gdzieś usiądźmy i jak kulturalne białe ludzie porozmawiajmy, toż nie będziemy gardłować na rogu ulicy, jak te dwie przekupki z jakiej kamienicy. -Nie śmiem Pana odwodzić od postanowienia. A dziś wyjątkowa szaruga i nie ma sensu ławeczki szukać, bo możesz Pan wilka jakiegoś załapać od dupskiem na zimnym siedzenia.
Poza tem jak słusznie uwagę zwróciłem, brak Panu tak zwanego atrybutu sympatii.

-To ja Panie Edku myślałem, że pan mnie sympatią nie komercyjna darzysz.
-E tam, zaraz za słówka Pan łapiesz. Na tą okoliczność dam się nawet skusić i zaprowadzić na jakieś małe jasne.
Tylko pomny, pańskiego zamachu na moją skromna lecz dla mnie ważna osobę.. Zlituj się Pan i nie kupuj mi już tego słodko-kwaśnego piwa.
Zęby mnie po nim i oczy chyba gniją.
Rozejrzałem się wokoło, gdzie tu można zajrzeć no i co ważniejsze gdzie piwo podadzą.



(pomnik Tadeusza Kościuszki w Długosiodle)

- Chodźmy więc na na róg Kościuszki. - Mądry to był człowiek, choć trochę pechowy. - Dziękuję za miłe słowa, lecz czemu Pan o mnie mówi w czasie przeszłym- nieobecnym? Co do pecha też bym z tym się spierał.
- Opatentował, wiesz Pan kilka wynalazków. Niestety pech chciał i w tem czasie magistrat z jego patentami ogień wziął i strawił. Mówił Edek jakby sam do siebie.

- O kim Pan tak mówisz, bo się pogubiłem. Myślałem, że do mnie Pan pijesz, ale chyba srogo się mylę.
- O samem Kościuszko. Panie, człowiekiem orkiestrą można by go nazwać. Wojak, poeta, muzyk, filmy panie kręcił i podobno Amerykanom fort Tramp postawił na wieki wieków amen.
Przez to, że teraz ten stary fort chcą w park rozrywki w Europie przerobić albo Polsce za drobne miliardy odsprzedać.
Ponad dwa wieki stał, ale podobnież tylko raz go na początku Indianie od środka chcieli pooglądać.
Tak więc nie trącany, mało przechodzony i mogą nam niedrogo sprezentować. Sam ich ten prezydent płakać miał, jak klucze oddawał...chyba ze śmiechu.

-Panie Edku... Zapędził się chyba Pan trochę za daleko. Wychwyciłem u Pana nutę blagieru. Jak Kościuszko kręcić miał swe filmy, przecież pierwszy pokazali prawie wiek po jego śmierci? - Słuchasz mnie pan a nie rozumiesz o czem do Pana rozmawiam.
Przecież Panu wspomniałem, że patent miał nasz bohater na kamerę i aparat zdjęciowy.
Lecz pożar akta podczas powstania pożarł doszczętnie. Przez to będąc na wygnaniu w biedzie i z rozpaczy umarł, wielki wódz całkiem zapomniany.
Za czynsz zaległy klamoty w lombardzie kamieniczki oddał a po kilku laty Lamiery za psi grosz kupili i jakoby pierwsze na świcie z tym swym filmem wyskoczyli.

Jeśli Pan pozwoli opuszczę szanownego Pana. Wizytę mam umówiona,w magistracie w sprawie kwaterunku.

-??????????????? Właśnie się zastanawiałem cały czas, co pana sprowadza w nasze marne progi.


(pomnik Tadeusza Kościuszki w Siedlcach)

- A to Pana z lekka zaskoczę. Z dziada pradziada Zambrowianin jestem. Tylko życie mnie w świat rzuciło i przez jakiś czas w poniewierce kątem pomieszkiwałem u pewniej niewiasty.
Lecz obecnie rodzina się powiększa i trzeba o czem większym pomyśleć. -Winszuje.. Panie Edku szanowny... Nie ważna płeć, ważne by zdrowe. - Daj Pan se na wstrzymanie. Nie będę pluł w aleganckiem lokalu. Mamusie szantrapę i jej tatusia za niepłacenie z lokalu wykopsali.
Więc postanowili, że ze psem wilczurem i parą papużek do nas się sprowadzą. Lecę, wybaczy mi Pan... Punktualność jest cechą ludzi w kulturze obytych i przez to spóźnić mi się nie wypada. Rękę mi na odchodne uścisnął i pomaszerował. Przy tym mi obiecał, że będzie teraz mógł częściej mnie odwiedzać. Już trochę się martwię czy mi aby portfel wytrzymał te jego wykłady.

 

 


 

25 listopada 2019   Dodaj komentarz
opowieści edka poloneza   turystyka rowerowa   rzeszów   turystyka rowerowa   Zambrów. Edek Polonez.   Siedlce   Długosiodło   Kościuszczko  
< 1 2 >
Krzysztof1963 | Blogi