Czy warto pamiętać?
Pamięć o nich jest jak stygmat
(zambrowski kirkut, pierwsza z lewej macewa z 1829 Lejba syna Mosze Segala)
Żydzi. Można ich nienawidzieć, można ich nie lubić, można być po prostu ciekawym ich kultury. Dawni mieszkańcy, którzy we wszystkich miasteczkach stanowili większość ich obywateli, o których pamięć jest jak wieczny stygmat. Krwawiąca, ropiejąca i nie dająca się zabliźnić. Ja w swoich wędrówkach po Podlasiu jak również po mazowieckiej ziemi czasem staram się odszukać jakieś po nich pamiątki. Przeraża mnie bezmyślność i barbarzyństwo ludzi niszczących stare nekropolie czyli te nieliczne ślady na ziemi jakie po nich pozostały.
(Jedwabne. Widok od strony stodoły, w której zamordowano żydowskich mieszkańców miasteczka.)
Jeśli ktoś chciałby wyznaczyć jakiś szlak upamiętniający podlaskich żydów to koniecznie powinien moim zdaniem przygotować się na huśtawkę nastrojów. Niestety wiele miejsc jest naznaczone tragedią. Wiele miejsc, szczególnie dawnych kirkutów jest zniszczonych i w fatalnym stanie. Ale mimo wszystko namawiam do odwiedzenia kilku z nich.
(Czyżew. Stara synagoga. Tyle lat przejeżdżałem obok i nie wiedziałem o jej istnieniu)
Od czego zacząć? Myśle, że od najbliżego punktu w którym obecnie się znajdziecie. Jak powiedziałem, nie ma miasteczka, które nie miałoby jakieś pamiątki. Choćby kirkut. Niewiele po nich zostało, ale spytajcie się starszych mieszkanców gdzie takie się znajdowały, lub gdzie się znajdują "żydki". Nie ma niestety takich drogowskazów na turystycznych mapach czy w miasteczkach i czasem trzeba poszperać w internecie, żeby do nich dotrzeć. Nie ma większego sensu chodzić po polach czy po posesjach, gdzie kiedyś były macewy a obecnie rośnie żyto czy stoją jakieś budynki. Szukajcie tych jeszcze istniejących.
(Tykocin. Wielka Synagoga, która niedawno nabrała kolorów)
Ale dość skwaszonych min. Pora ruszać na szlak. Są miejsca przygnębiające jak również warte dłuższego postoju, gdzie można skosztować naprzykład smacznej żydowskiej kuchni. Czasami poczuć klimat dawnej żydowskiej kultury. Napewno takim miasteczkiem jest Tykocin. Niedawno synagoda została poddana renowacji i przybrała nowe barwy. Podobno tak wyglądała w latach świetności. Nie mnie to oceniać i dyskutować z gustami artystycznymi.
(Tykocin. Wejście do wnętrza synagogi)
Tykocin. Miasteczko, które na nowo odkryłem kilka lat temu. Dawniej takie jak to nazywywałem "geesesoweskie", paździerzowe, szare i bure. Od kilkunastu lat bazując w dużej mierze na żydowskiej historii na nowo odżyło. Oczywiście znajdą się malkontenci twierdzący, że większym wzięciem cieszy się pomnik hetmana Czarneckiego czy odbudowany zamek. Mnie się zdaję, że nie ma Tykocina bez Żydów i Żydów bez Tykocina.
(Tykocin. Wnętrze synagogi)
Nie znaczy to, że nie doceniam wkładu Branickich czy króla Zygmunta Augusta w rozwój Tykocina. Był przeogromny. Nie da się tego ukryć i temu zaprzeczyć. Tego nikt nie neguje. Ja z jakiś względów uparłem się szukać jednak w swych wędrówkach zapomnianych i niechcianych śladów. Bo za kilka lat uwierzcie mi już ich nie będzie. Synagoga w Tykocinie przetrwa. Cmentarz, pewnie również chociaż już też niewieli na nim pozostało nagrobków.
(Tykociński kirkut. Podwójna macewa Mirel córki Szmuela i Chai córki Josefa)
Z prostego względu. Nikomu tak naprawdę na niej nie zależy. Gminy żydowskie podobno nie mają kasy na utrzymanie porządku na nich. Lokalne samorządy nie mają podstaw prawnych na ich przejęcie przez co wszystko trwa w zawieszeniu.
(Krynki. Tyle zostało z Wielkiej Synagogi)
Za kilkanaście lat pamiątki po Żydach tak będą wyglądały jak resztki synagogi w Krynkach. Myślę, że muszę sukcesywnie zacząć opisywać każde napotkane miejsce. Bo mimo wszystko są bardzo rozproszone na mapie Podlasia oraz Mazowsza.