Pan Edek opowiada o ...
Kobita z tak zwanymi jajami a nie zapałkami.
Nigdy nie interesowałem się z czego Edek żyje i gdzie pomieszkuje, więc przy pierwszej okazji jaka się nadarzyła nieśmiało zagadnąłem sławnego kloszarda.
- Panie Edku, znamy się co prawda niezbyt długo, ale widzę w panu człowieka renesansu. Zna się pan na sztuce, z historii mógłby pan dawać wykłady. Co się stało, że można by rzec, że trafił pan poza margines?
(pomnik księżnej Anny Jabłonowskiej z Sapiehów w siemiatyckim parku)
Jak to miał w swym zwyczaju popatrzył na mnie nieobecnym trochę wzrokiem i odezwał się swym sznapsbarytonem.
-O jakim Pan marginesie mówisz? Mam gdzie spać, na głowę mi nie kapie. Ze szczurem o chleb nie muszę walczyć. O spłatę hipoteki też nie muszę się martwić. Jeśli tak pomyślę to może ten margines jest moją enklawą, a to Pan jest poza marginesem szczęśliwego życia.
-Muszę przyznać, że wiele mądrości z pańskich słów płynie. Tylko raczej nie chciałbym pędzić aż tak beztroskiego życia jako to pan widzie. Coś nie wyszło czy taki postawił sobie cel w życiu?
-Znowu będziesz pan zmuszony o suchym , pardom za wyrażenie pysku posłuchać kilku słów wykładu. Lecz gdy tak na pana patrzę to się zaczynam zamartwiać, że zbyt mocno się pan tak umartwiasz, przez co i ja tracę tak zwane siły witalne.
-Już bez przesady. Kwitniesz pan jak ten kwiat paproci. Musisz pan uważać co by pańskiego wianka nie zerwała jakowaś waćpanna.
-Krygujesz się pan i z mej marnej fizjonomii ksiuty sobie prawisz. Nie przystoi to nabijać się z garbatego, że za kołyskę robi. Kiedyś miałem powodzenie u pci przeciwnej całkiem to nie małe. Podobno już szczery i nieskrępowany uśmiech na nie działał. Lecz latko to lecą a mnie albo uśmiech przygasł albo brak górnych jedynek sprawił, że damy z krzykiem ode mnie pomykają.
-Stawiał bym raczej na te smutne oczy a nie rak uzębienia.
-Ładnie żeś pan wybrnął z tego przykrego tematu. Za to opowiem panu przypowieść o pewnej białogłowie co to kiedyś bardzo , może nawet zbyt mocno się w sprawy naszego regionu zaangażowała. Może nie na tak wygodnej jak moja ławeczce, lecz w sumie w parku też skończyła.
-Ooooo czyżby ktoś z dawnej familii szanownego Pana?
(kościół w Siemiatyczach)
-Jakby tak poszperał w annałach i metryków stanach, to może bym się i poszczycił przez nią z skoligoceniem z królem Madagaskaru. Bo trzeba panu wiedzieć, że przez dzielenie łoża ze swej świętej pamięci mężem, kuzynką francuskiej monarchii była. Zacną i mądra kobitką była i do tego ponoć całkiem niebrzydką. Z bardzo zamożnej rodziny się wywodziła i poza posagiem w postaci kilku kufrów kołder i ręczników frote wyniosła również nieprzeciętną wiedzę z nauk przyrodniczych oraz ekonomii. Jak to błękitnokrwiści w zwyczaju miewali, młodą pannę za starego dziada wydali. Chociaż jak na nas patrzę, to wiek tego dziadygi dziś trochę inaczej wygląda. Po pięćdziesiątce już Kajtkowi było jak Anie Paulinę brał za swoją żonę. Dziatwy jej po sobie nie zostawił za to to długi i cały majątek w ruinie. Trzeba odrobinę zdradzić więcej wiadomości bo się pan mi przyglądasz jak małoynteligentne dziecię. Akcja działa się u schyłku przedrozbiorowej Polski. Anna Jabłonowska po o niej to mowa mimo kłód rzucanych pod jej zgrabne nóżki wzięła się za robotę. Doradców finansowych nieboszczka męża poszczuła psami. Lewych urzędników ciągle na zusowskich będących zwolnieniach też pognała w tak zwane ...pardom, ale przez dobre wychowanie nie będę się wypowiadał.
(jedna z kilku cerkwi)
-Można rzec, że kobita z jajami a nie z zapałkami była. A gdzie to ona urzędowała? Mówił Pan o naszym regionie a jakoś nie mogę jej sobie umiejscowić. Zambrów a może Poryte Jabłoń?
-Nie kompromituj się pan proszę. Zaraz nieboszczkę księżną Annę Mazowiecka wciągniesz w te konszachty. Dziw mnie czasem bierze czegoś się pan uczył na lekcjach historii?
-Oj Panie Edku kochany, przy panu naprawdę czuję się nieukiem. Z drugiej strony komu i na co potrzebna ta wiedza?
-Na to, żeby nie skończyć jak Anna i wyciągnąć z jej życia pożyteczne wnioski.
Po pierwsze nie poddawać się przeciwnościom losu. Po drugie mieć w życiu pasję poza poza zwykła pracą. Trzecie nie ufać ni bankom i władz obietnicom. Bo trzeba panu wiedzieć, że księżna Anna z Sapiehów była przyrody pasjonatką. Kwiatki i robaczki po łąkach szukała pod rękę z zapewne znanym panu choćby z Ciechanowca księdzem Klukiem równie na punkcie przyrody nieźle zakręconym. Więc jak wieść gminna niesie w czystych tylko yntencjach o pszczółkach i kwiatkach długie nocne rozmowy rodaków wiedli. Za sprawą księżulka oranżerie i biblioteki w swych włościach stawiała. Dzięki nim takie Siemiatycze stało się tak sławne, że cysarz szwabski wespół z carewiczem na wycieczkę się zapisali. Ciastkami z kawą ich tam przyjmowała za co jej rozbiorem kochanej Polski te szuje się odwzajemniły. Jakby tego mało nieszczęścia jej było na kredyt we frankach ją namówili. Niby państwo miało gwarantować stałą franka cenę. Gdy to po rozbiorach bank spłaty zażądał, w głębokim poważaniu mając umówioną cenę. Podobnież mały druczkiem coś tam wysmarowali i jeśli chce się sądzić to trybunału kazali się odwołać. Ten na tyle był skorumpowany, że większość Anny majątków pod młotek oddano. Wraz z ruiną folwarków przyszła również niewola Korony, co też sprawiło, że na zdrowi podupadła.
(nowa cerkiew na wzgórzu. Ogólnie Siemiatycze leżą na wzgórzach)
-Przykro to słyszeć szanowny Panie Edwardzie. Ale nie sądziłem, że już w tamtych to czasach banki klientów na franki przekręcały.
-Zawsze tak było od fenickich czasów, że jeśli państwo za coś ręczy to sprawdzaj czy jeszcze portfel w tylnej kieszeni nosisz.
Ale tak się rozgadałem, że nawet nie zauważyłem, że mi herbatka z kapką aronii wystygła. Proszę się nie wzdrygać na ten fioletowy kolor w mej manierce. To mikstura, jaką w zielniku księżnej Anny kiedyś wyczytałem i podobno dobrze robi na bóle lędźwiowe. Jedynie nie doczytałem, czy mam się nacierać czy spożywać w płynie.
(Kasztel-ik w pobliżu Siemiatycz. Jedni uznają to za koszmarek, inni są pod wrażeniem pasji właściciela obiektu)
Wyjaśnić by należało o kim to była dzisiejsza opowieść. Chodzi więc o księżnę Annę Jabłonowską z Sapiehów. Wielką reformatorkę, za której to sprawą Kock i Siemiatycze pod koniec XVIII wieku stały się ważnymi ośrodkami w tzw „państwie jabłonowskim”. Próbowała zreformować życie wiejskich chłopów jak również miejskich instytucji. Niestety rozbiory Rzeczpospolitej i nieszczęsny kredyt sprawiły, że utraciła większość dóbr rodowych.