Oj nie dobrze...
(stare brukowane uliczki Tykocina)
Jak to było ze szturmem na tykocinski zamek
-Oj niedobrze, nie dobrze Panie Edwardzie kochany.
-A cóżeś się Pan tak zmarkotniały nagle pojawił? Ludzi Pan straszysz i gołębie odganiasz. A cóż one biedne Panu zawiniły, że ode śniadania ich Pan odrywasz? Rozejrzałem się w około nie widząc żadnego ptaka w pobliżu.
-O jakich gołębiach Pan mówisz jeśli nad wodą siedzimy?
(jeśli chce się, to piękno można znaleźć wszędzie, nawet w codziennym i przeciętnym widoku najbliższej okolicy)
-Sprawdzałem tylko pańska yntelygencyję i spostrzegawczość. Bo coś ostatnio zagubiony Pan chodzisz tudzież jeździsz co gorsza. Kilka razy przemykał Pan obok z sakwami na swym rumaku
i udawał, że ludzi nie poznajesz. Ja pana poznałem i chyba.. hmmmm... tak mi się zdaje, kłaniałem. Bez odpowiedzi z pańskiej strony. Inny by pomyślał, że woda sodowa lub jakieś inne lelum do łba, bomtom za wyrażenie, Panu uderzyła. Po ciężarze właściwym toreb, wizualnie oceniałem, żeś Pan pustych przebiegów nie uskutecznialeś. Przypomnieć należy, że już kilka razy obiecał Pan odstawić te złociste, coś to o suchym tak zwanym popularnie pysku, słuchał Pan mych opowieści i nie miał czym swych rozdziawionych ust zwilżyć. Miałem obowiązek Pana poczęstować i przez co nadwyrężyć me skromne zapasy.
(wnętrze synagogi w Tykocinie)
-Jakoś nie pamiętam, żebym coś pił z pańskiej winnicy z wyjątkiem, tych słów spijanych z ust mądrości krynicy. Więc nie jestem Panu niczego winien Panie Edku. A powiem nawet, żeś to Pan mi jest winien podziękowanie, że oszczędziłem pański organ szczątkowy jakim jest wątroba.
-Mgli Pana czy masz Pan jakoweś rozterki? Bo nikt przy zdrowiu psychicznym nie robi takich pelegrynacji umysłowych.
-Raczej rozterki. Oj nie dobrze Panie Edku...nie dobrze.
-A z jakiegoż to Pan masz je powoda, te swoje rozterki i głos się Panu łamie Panie Lang kochany? Mam tylko wielką nadzieję, że nie są to tak zwane rozterki miłosne. Bo jeśli z tego, że "kałamarzy" i miętówek cen podnieść mają, to faktycznie możesz ręce Pan załamywać. Jeno wypadało by się tylko władz teraz zapytać... Jak tu żyć premierze? Jak tu żyć, gdy pierwszej pomocy produkty drożeją?
(czasem wystarczy zatrzymać się na chwilę, żeby zobaczyć coś pięknego w tej zwykłej codzienności)
Teraz ja spojrzałem na Edka, widać wzrokiem wioskowego głupka, bo mi odpowiedział.
-Tak zwany zestaw farmerski. Landrynka i setka o poranku. Widać nie słyszał Pan o nowym pomyślę naszych prawomyślnych, żeby za cukier więcej płacić.
-E tam, tym się nie przejmuję, nie moje zmartwienie. Są ważniejsze sprawy niż ankoholowe poranne biesiady.
-A z tym nie zgodzę się z szanownym Panem. Nic nie może być ważniejsze od porannego śniadania. Jedni jadają jajka na bekonie a innym na landrynkę grosza tylko starcza. Więc są to naprawdę życiowe dylematy. Zjeść landrynka czy bez zakanszania.
Przewróciłem ślepiami i nie ciągnąłem egzystencjalnego Edkowego tematu.
-Wiesz pan Panie Edku, co mnie tak smuci? Otóż fakt pewien. Nasze miasto jest jakby tu to powiedzieć. Jest jakby nijakie. Nie ma zabytków, żadne starożytne ruiny nie odkryte lub jak w Grecji na nowo nie wybudowano. Bitew tu nie było i przez to w historii się nigdzie nie zapisało. Inaczej się ma choćby z takim małym Meżeninie lub ciut większym Tykocie. A nasz Zambrów? Ot szary i nijaki.
-A co Pan za bzdury rozmawiasz i siejesz okropny defetyzmu obraz. Zambrów bezbarwny? Toż to grzech śmiertelny. Już miałem przypiąć Panu łatkę nieuka, ale sam Pan powiedziałeś, że w podręcznikach nic na jego temat nie znajdziesz. Znaczy Zambrowa a nie Pana Panie Królak kochany.
(jedna z nielicznych kapliczek na terenie Zambrowa. Wybudowana pewnie na początku XX wieku)
Mimo uszu puściłem jego docinki i byłem ciekawy o czym to będzie chciał mi opowiedzieć?
-O zabytki starożytne faktem będzie trudno z powodu wielkiego pożaru jaki nasz kochany Zambrów kilka raz nawiedził. Trzeba Panu wiedzieć, że pałacyki i dworki w samym mieście oraz malowniczej to okolicy były jak to mówią dżewiane i przez to podatne na puszczenie z dymem. Nasze pradziady musisz Pan pamiętać bardziej na obsługę podróżnych stawiali niż na miejsce utarczek. Weźmy choćby ten pański tykociński zamek. Jeżdżą ludziska oglądać co roku bałomutną blage. Sienkiewiczak a za nim świat kina stworzył historię jakoby ten zamek był zdobyty, gdy w rzeczywistości wszystko w Zambrowie przy kuflu złocistego się odbyło. Swoją drogą okropne mam pragnienie i czuje jakowąś to fotomorgane w postaci odcisniętej puszki w pańskiej rowerowej sakwie.
Co było robić, jak tylko wyciągnąć piwo, które miałem ze smakiem wypić przed telewizorem. Ale jak to mówią lepiej spragnionego napoić niż go później żywić. Dałem i zagłębiłem się w jego opowieść.
-Trzeba Panu wiedzieć, że ten zamek to nigdy miał nie być w Radziwiłłach rękach jeno mój nieszczęsny stryjecznego dziadka ciotki bliski kuzyn w gamoniowaty sposób przekazał Bogumiłowi. Otóż w rzeczy samej od kilku miesięcy trwało oblężenie zamku przez pospolite łomżyńskie ruszenie. Jak może pan rozumiesz, takie oblężenie trwa na zasadzie siedzenia pod murami. A żeby siedzieć trzeba mieć za co i przy czym w rzeczy samej. Więc na gościńcu między Tykocinem a Warszawa w jedną stronę a do Wilna w drugim kierunku ruch był niemiłosierny. Jak nie wojska to tabuny opryszków jeździło. Taki Zambrów był natenczas bardzo częstym świadkiem przemarszów wojskowych. Posiedział taki pod murem tydzień i do wyrzucania obornika musiał już szybko wracać. Albo mu się trzoda akurat się prosiła i ktoś musiał odebrać te mnogie potomstwo. Karczma więc na wylocie na Ostrowskiej ulicy miała wzięcie. Poza tym na rynku handel szedł niezmały bo tu się nawet sprzedawało kolumnę warszawską w połączeniu z toruńskim tramwajem.
(władze jak mogą tak starają się coś zmienić w szarym wyglądzie miasta)
Zwilżył usta moim zdobycznym piwem i ciągnął swoją tyradę.
-Otóż będąc w drodze powrotnej z Wilna w kierunku Warszawy książę Radziwiłł ten szwedzki sprzedawczyk wziął się i zatrzymał na piwo w tej wspomnianej zambrowskiej karczmie. W tym samym czasie na jarmarcznych zakupach był pan Oskierko głównodowodzący zielonymi ludzikami, którzy w wojenkę bawili się w okolicach Tykocina. A że w wymowie był nie bardzo tego, bo mu na Dzikich Polach kozaki język uchlastali. Bełkotał więc i darł ryja niemiłosiernie a jego ustami był właśnie mój daleki praprapra kuzyn Zabłocki Hieronim. Rodzinna historia mówi, że ten był biegły w słowach, lecz opój przeokrutny. I wiele spraw mylił w pijackiej malignie. Wysłał więc Oskierko swego ordynansa na negocjacje z Bogumiłem w polubownego załatwienia sprawy. Usiadł więc Hieronim z nakazem dowódcy ustalenia honorowych warunków. Pili ze dwa dni i noce, zmieniali koncepcje. Raz Bogumił był gotów oddać Tykocin we władanie królowi innym razem Oskierko zabłockimi ustami i gardłem odstawał od murów obleganego zamczyska.
-Muszę Panu Panie Edek przerwać na chwileczkę. To jest potwierdzone i ma jakieś zapisane ślady?
-Patrz Pan. Puszka jest pusta. Nie pił może z niej przez moją nieuwagę?
-Nie, nie piłem i zadałem Panu pewne pytanie.
-Jakie to mogły być znowu zapiski? Nie dość, że byli w ankoholowym wirze to jeszcze jak mówiłem pożar karczmę strawił, więc nawet gdyby coś tam było to poszło by z dymem. Poza tym nie wypada nawet wspominać to Hieronima potknięciu. Otóż po dniach pięciu wytoczył się z karczmy i z anielskim uśmiechem wziął i się wtoczył do dowódcy kwatery. Yymmmhhhyuummm … rzekł Zabłocki. Na co Oskierko wybałuszył swoje ślepia i dawaj rwać kudły na piersi. Jako, że na głowie był co najmniej tak gładki jak Pan panie Lang kochany i dawaj się rzucać pod drzwi jak to później Matejek malował.
-Co się stało Panie Edku. Co też to powiedział Hieronim dowódcy swemu na wpół niememu?
-W swym pijackim dialekcie wyznał triumfalnie, że Tykocin oddał za transport mydła i pola uprawne w Inflantach dalekich. Padł przy tym jak ten wój spod Maratonu, stąd się wzięła nazwa Sędziwuje a później pijackim snem sprawiedliwego zasnął na dni parę. Bogumił nie był w lepszym stanie, lecz jakiś cyrograf z pieczęcią hetmana i bazgrołami w Tykocinie harcerzom pokazał. A,że te nie bardzo były czytate więc na dobre słowo od oblężenia odstali. Po roku Oskierko dał łupnia Radziwiłłowi w polu, lecz o zambrowskiej biesiadzie i jej ustaleniach żaden nie chciał wspominać. Długi czas w karczmie stał stół w rogu z wydrapanym na blacie planem tykocińskiego zamku oraz przy nim kreskami wypitych kolejek. Nie ma co prawda śladów materialnych, ale wkład w historię jest niezaprzeczalny. Teraz kosztem Zambrowa Tykocin się na turystach bogaci. Swoje pięć groszy dorzucił też ten wieszcz narodowy co to na pokrzepienie Polaków historyje pisał. Nie chciał takiej pijackiej przedstawiać propagandy więc ten szturm i śmierć w murach Radziwiłła przedstawił.
Jeśli w unesko była by taka pijacka kategoria to można by Zambrów wpisać śmiało na listę ludzko-historycznego dziedzictwa. Więc nie martw się Pan, jak kto mówi, że Zambrów nie wpisał się do annaów historii. Taki ktoś po prostu nie zna jej i nigdy nie pozna.
Podbudowany odrobinę tymi historycznymi wywodami, zostawiłem w podzięce pełną i nienaruszoną puszkę piwa memu rozmówcy Panu Edkowi Polonezowi. Tak więc to wielu wypłynęło na tym szarym i nijakim miasteczku jakim to Zambrów określają. Zabłocki, Sienkiewicz a nawet Matejko o samym Tykocinie nie wspominając już w ogóle.