Houston mamy problem
Houston mamy problem
(tym obecnie jeżdżę. Aluminiowa rama, osprzęt shimano altus. Wiek oceniam na jakieś 10lat)
Przyjmimy, że od 20 lat jeżdżę rowerem. Gdy zaczynałem rowerową przygodę wybór rowerów nie był zbyt wielki. Na rynek wchodziły "górale", które były szałem. Dzieciaki chciały bmx-y a ja nie miałem pojęcia czego chcę. Chyba tylko tego, żeby siodełko było miękkie. "Chinol" oraz pierwszy "krosiak" miały 26" koła i poza kolorem ramy niewiele się od siebie rózniły. Oczywiście na pierwszy rzut oka. Co prawda manetki przerzutek się były bardziej nowoczesne, ale jakoś nie przywiązywałem do tego wagi. Jeździłem po okolicy i było fajnie. Dopiero gdy mój nadworny mechanior coś zmienił w suporcie to świat stanął przede mną otworem. 100km mogłem robić w każde sobotnie popołudnie a w niedzielę to nawet i więcej.
(Kross evado. Kosztował ponad 2 tys zł i co z tego gdy zastąpiłem go rowerem za 500zł)
Przy zakupie kolejnego z rowerów siadłem do kompa i przestudiowałem co mi najbardziej odpowiada i na co powinieniem zwrócić uwagę. Poza tym, że siodełko już nie musi być miękkie bo przez te lata część ciała stykająca się z nim stwardniała, to warto by było kupic rower na większych kołach. Znajomi zaczęli sie ze mnie naśmiewać, że jeżdże na dziecinnym rowerze. Hamulce tarczowe...koniecznie bo staję w miejscu. Amortyzatory? A jakże!!! W końcu dziury i wyboje nie będą mi straszne. I oczywiście bagażnik. Okazało się, że model, który sobie wybrałem nie ma przewidzianej możliwości montażu bagażnika. Ale mechanik Zbyszek poradził sobie z tym. Hamulce tarczowe po sezonie wymienić trzeba bo klocki piszczą niemiłosiernie. Amortyzatory włączałem od wielkiego święta, a żeby je zablokować trzeba było zatrzymać się. No i generowały również dodatkową wagę. Nie stanowiło to dla mnie specjalnej przeszkody bo i tak jeździłem z sakwami. Dystanse powyżej 200km. Co prawda w grupie pojawiły się pierwsze szosówki, ale ja się zarzekałem jak żaba błota, że nigdy na nie nie wsiąde bo lubię cieszyć się widokami a na kolarzówce będe widział tylko asfalt.
(dziecięcy jak to nazywał go Jacek. Trochę odsłużył i jeszcze za parę groszy poszedł w ludzi. Rama stalowa a może aluminium, nie jestem pewien)
Nadszedł 2015 rok a z nim I Zambrowski Maraton. Wystartowaliśmy na swoich "grabarkach" jak to określił Jacek nasze rowery. Oczywiście po starcie nawet nie próbowaliśmy trzymać się grupy szosowców. Po około 20 kilometrach dogoniła nas kolejna grupa i "podpieliśmy się pod nią. Przez ok 50km byliśmy w stanie utrzymać tempo na poziome 33-35km/h. Na 70 kilometrze nastkiła kraksa, w której uczestniczyliśmy. Po prawie 9 godzinach do telepałem się do mety zaliczając wszystkie bufety Byłem chyba przedostani na liście uczestników dystansu 200km. W krótkim czasie po tym wyścigu Jacek i reszta przesiadła się na kolarzówki...co było robić? Żaba...błoto...i psu na budę zarzekanie się. W tajemnicy kupiłem na Olx-e jakąś. 500zł, bo jeśli nie będę na niej jeździł to może nawet z zyskiem ją komuś odsprzedam. Dopiero jak zapłaciłem i paczka była w drodze zacząłem dopytywać jakiego wzrostu jest sprzedający. Przesiadając się z jednego Krossa na drugi przypłaciłem to bólami bioder, kręgosłupa, kolan. Czego mogłem oczekiwać po kolarzówce? Chyba tylko tego wszystkiego i to zwielokrotnionego. Oazało się, że nic mnie nie boli. Może miałem szczęście, że przez przypadek trafiłem na idealnie dopasowaną ramę a może mój organizm po prostu dopasował się do roweru.
(podobno niezły lasek ze mnie )
Oczywiście rower wymagał niewielkich inwestycji. Trzeba było wymienić to i owo. Największym problemem było "wycinanie" szprych w tylnim kole. Okazało się, że ktoś zaplótł je niezbyt fachowo i to było winą częstych awarii. Na nim to pokonałem 200km w 6h 08min. 526km w 24h. Przejechalem nim już ponad 40 000 km czyli o jechałem kulę ziemską i nadal na nim jeżdżę. Czasem ludzie traktują mnie jak jakiegoś znawcę lub eksperta i doputują się, co bym im radził kupić. Nie umiem im pomóc, bo się na tym specjalnie nie znam. Nadal uważam, że rower ma się toczyć do przodu i nie powodować bolów w plecach i nogach. A czy kosztuje 500 czy 15 000 zł to ma tą zaletę lub wadę, że trzeba na nim kręcić bo sam nie chce jechać. Więc nie kierujcie się ceną a tym jakie są wasze potrzeby. I cieszcie się jazdą a nie widokiem ładnego roweru w pokoju.
Dodaj komentarz