• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

o czym myślę jadąc na rowerze

Życie czasem potrafi przytłoczyć swymi problemami. Jazda rowerem ułatwia utrzymanie równowagi ....psychicznej. W poniższym blogu postaram się pokazać świat, który widzę z wysokości siodełka.

Strony

  • Strona główna
  • Batory i Jagiellonka
  • Olek i Helenka
  • Pan Twardowski
  • Sobieszczak i wiedenski torcik
  • wesola historia Augusta
  • Księga gości

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
31 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 01 02 03 04

Kategorie postów

  • opowieści edka poloneza (17)
  • osobiste przemyslenia (14)
  • pamiątki po Żydach (6)
  • turystyka rowerowa (55)

Archiwum

  • Listopad 2020
  • Wrzesień 2020
  • Sierpień 2020
  • Lipiec 2020
  • Czerwiec 2020
  • Maj 2020
  • Kwiecień 2020
  • Marzec 2020
  • Luty 2020
  • Styczeń 2020
  • Grudzień 2019
  • Listopad 2019

Archiwum wrzesień 2020

Sentymentalna podróż do Różanegostoku...

... a po drodze była Kamienna Stara i legenda o Ani

 

 

 

Dziś trochę na smutno, trochę refleksyjnie o pewnej małej dziewczynce ze wsi Kamienna Stara woj. Podlaskie

Aniu nie baw się z tymi kotami. Trzeba pomoc Matce w kuchni. Aniu leć i przynieś trochę trawy, by nakarmić króliki. Aniu skocz do dworu, może potrzebują trochę kwiatów, do umajenia stołu.... Aniu, gdzie się ona podziała?

Znacie ten typ dzieciaka, słodkiego, pomocnego, które zawsze chętnie pomoże rodzicom, czy też innym ludziom. Mała piegowata buźka, kosmyki mysich ogonków na głowie. Bosa i rezolutną dziewczynka. Niczym się nie wsławiła, nie wygrała żadnej bitwy, nie urodziła żadnego przyszłego marszałka polnego. Zwykła rezolutna dziewuszka, która mimo wszystko wpisała się w historię tej ziemi.

Ania mieszkała z liczną rodziną, w małej chatce przy dworze w Kamiennej. Rodzice ciężko pracowali na roli, żeby wykarmić rodzinę. Miała kilku braci oraz jeszcze dwie siostry. Młodszymi się opiekowała, pilnowała dziatwy by nie zrobiły sobie krzywdy. We dworze znali tego pieguska. Zawsze uśmiechnięta z naręczem polnych kwiatów stała przed ochmistrzynią czekając, aż ta raczy ja zauważyć. Ta niby sroga kobieta, ale tylko na pozór. Bo kto mógł nie lubić tej dziewczynki ze śmiesznie zadartym noskiem i wiecznym na ustach uśmiechem.

Dwór należał do do bardzo ważnej persony. Marszałek Wielkiego Księstwa Litewskiego Piotr Wiesiołowski był jego właścicielem. Wyniosły człowiek, rygorystycznie przestrzegający prawa. Nikomu nie darował kradzieży drewna z królewskiego lasu, czy też upolowania choćby kulawej łani. Ludzie bali się go, bali się też jego porywczego charakteru. Potrafił za byle przewinienie mocno wybatożyć.

Latem zjeżdżał cały marszałkowski dwór darmozjadów do Kamiennej z Trok, czy też to z pobliskiej Sidry, gdzie Wiesiołowski wybudował sobie wielki zamek obronny. Po co, na co komu, pytali się ludzie. Zamek w środku bezpiecznego kraju? O krzyżakach dawno już tu zapomniano. Tatarzy mieszkali zgodni, byli już jako tutejsi? Zamek, chyba tylko, żeby mieć prestiż i popisać się przed innymi szlachetnymi panami.

Pewnego dnia ochmistrzyni z dobroci serca, w kawał jakiegoś Lachmana, Ani zawinęła kawałek pieczonego jeleniego mięsa. Zamiast rzuć to psom na pożarcie, dała temu śmiesznemu szkrabowi.

-Masz kruszynko i zjedz to sobie. Bo jak nie będziesz nic jadła, to nie urośniesz.

Ania ślicznie dygnęła na swych chudych nóżkach, lecz zamiast zjeść na miejscu podarowany ochłap, pobiegła z nim do młodszego rodzeństwa.

Możny Piotr często widywał we dworze tą szarą kruszynkę, która swym uśmiechem rozjaśniała mroczne myśli jego i żony. Miała jakiś tajemniczy wpływ na otaczających ją ludzi, każdy na widok pieguska, zawsze się uśmiechał.

Ania biegła przez łąki, skrajem lasu do chatki rodziców, by dać choć kawałek tego cudownie pachnącego mięsa swojemu rodzeństwu. Czy kiedykolwiek coś tak smacznego jedli? Kiedy to ostatnio Matula dała im po jakieś skwarce? Ależ się ucieszą maluszki zgłodniałe.

Z oddali dobiegał skowyt psów myśliwskich, zapewne Pan ze swoją świtą polował na jakiegoś tu zwierza. Jeszcze tylko przez ten kawałek poletka, przez polankę i za chwilę już będę w domu. Ot się braciszkowie ucieszą. Może i Tatul pogłasze mnie swą spracowana dłonią, za to że coś tak smakowitego przyniosłam do domu. Na srogie spojrzenie, powiem, żem dostałam. Na Boga nie ukradłam a przecież dostałam.

Czemu te psy tak głośno muszą ujadać? Wystraszą moje kotki. O już widać po przez drzewa mój dom, już za chwilę będę ze swoimi maluszkami.

Nagle jakiś hałas, tętent spłoszonej zwierzyny. Ujadanie i warkot psów. Sarny, jelenie, jakieś lisy przemknęły w pobliżu Ani, w panicznej ucieczce. Za nimi wypadła sfora ogarów. Wielkie, wygłodniałe z żądzą mordu w oczach.

Pierwszy rzucił się na Anie, za nim też kolejne. Do końca dziewczynka trzymała przy sercu małe zawiniątko, które niosła do domku,dla swego rodzeństwa. Nim dojechał Marszałek Wiesiołowski, niewiele z małego chucherka zostało. Pewnie by nie zauważył gdyby nie znał tych mysich ogonków. Teraz zlepione krwią. Martwe i bardzo, bardzo smutne. Jak nigdy wcześniej nie żałował śmierci zwykłego chłopskiego dzieciaka, tak teraz padł na kolana i głośno zapłakał na dziewczynki ciałkiem.

Wynagrodzić chciał rodzicom stratę ich perełki. Ale czy pieniądze mogą zwrócić życie? Czy przywrócą radość jaką Ania im dawała? Czy pieniądze zaśmieją się? Czy zaśpiewają małym braciszkom?

Wiesiołowski mimo, że nie musiał, przywdział szaty żałobne. W miejscu śmierci Ani postawić kazał kościół. Ufundował go jako akt pokuty za swe niedopatrzenie, za swą pychę. Do końca dni swych żył w jak pątnik o chlebie i wodzie. Odsunął się od życia dworskiego. Śmierć małej chłopskiej dziewczynki bardzo nim wstrząsnęła.

Taka to smutna historia wiąże się, z powstaniem kościoła w Kamiennej Starej. Jeśli kiedyś tu zajrzycie, to pamiętajcie o tym, jak kruche bywają chwilę radości, jakie dają nam nasze dzieci. Jak łatwo stracić je przez swoją czy też cudzą pychę. Żaden pieniądz nie jest wart tych chwil jakie dają nam dzieciaki. Niech i najbrzydsze, najgłupsze dla innych. Dla nas są zawsze tymi wyjątkowymi.

 

cdn.

 

15 września 2020   Dodaj komentarz
turystyka rowerowa   Kamienna Stara   legenda o Ani  

Sentymentalna podróż do Różanegostoku

... spełnić marzenie

 

2.40 kiedy pobudkę zagrało... tak mógłbym sobie podśpiewywać, gdyby to nie był środek nocy. Normalni ludzie o tej porze to śpią a nie zrywają się, żeby spakować ostatnie rzeczy do sakwy, zjeść jakieś śniadanie i ruszyć w drogę. W nocy nad Zambrowem i okolicami przeszła potężna ulewa. Co prawda termometr pokazywał aż 12C, ale drogi były mokre. Sam bez Jacka wyruszyłęm do Sitawki. Jechać przez Tykocin czy przez Goniądz, całą drogę do Mężenina kołatało mi się to po głowie. Powrót będę miał pod wiatr. Wtedy las mnie osłoni. Od Tykocina to pola więc będę walczył ze zmęczeniem i do tego z wiatrem. Czy dobrze postąpiłem to dowiecie się na koniec mojego wpisu.

 

Jeżewo przywitało mnie zalaną ścieżką rowerową do połowy koła. Więc przy okazji skarpety i buty miałem już mokre po 40km. Oby tylko nie było zimno bo to szybko odbierze mi ochotę na jazdę. Tykocin powoli budził się do życia gdy dojeżdżałem do niego. Chociaż juz chyba pierwsi turyści śpieszyli do Kiermus na jarmark. Po cichu liczyłem, że w Tykocinie znajdę stojak do napraw roweru, gdyż czułem, że mam mało powietrza w kołach. Niestety Green Velo i miasto nie zadbały o tak potrzebny dla turystów rowerowych gadżet jak pompka. Mam taką mała, ale ona nie jest w stanie dobić do 8atm.

 

 

Celem mojej wycieczki były "drewnale" z Sitawki. To taka mała wieś z typu tych "daleko od szosy", do któej nikt bez potrzeby nie zagląda. Położona jest w okolicach Janowa, ale nie tego słynącego ze stadniny koni arabskich, a z corocznego jarmarku końskiego. Nie wiem czy jeszcze tu się takowy odbywa, ale kiedyś słynny był na całe Podlasie. Te Janowo leży w pobliżu Sokółki i Suchowoli. Łatwo pomylić wpisując do google maps nazwę Janów.  Po drodze odkryłem, ze o ile jest Białystok to jego przeciwieństwem jest Czarnystok.

 

 

 

 

 Od jakiegoś czasu obseruję działalność Arkadiusza Andrejkowa na Podlasiu. Ten artysta z Podkarpacie przenosi na ściany zdjęcia. Najczęściej są to fotografie sprzed lat. Takie różne scenki rodzajowe z życia mieszkańców wsi. Na Podlasiu było do tej pory trzy jego "drewnale", bo tak nazywam tą formę sztuki. Knorydy, Dubno i włąśnie Sitawka. Za sprawą Koła Gospodyń Wiejskich z Sitawki przyjechał tu ponownie pod koniec sierpnia i namalował kilka następnych drewnali w tym dwa w pobliskim Janowie.

Cieszy mnie, że tak mała społeczność potrafiła zorganizować się, zebrać trochę funduszy i zaprosić go do współpracy. Teraz jest po co zjechać z trasy E8, żeby zajechać do tej oddalonej od świata małej wioski.

 

 cdn.

08 września 2020   Dodaj komentarz
turystyka rowerowa   Różanystok   Zielona Willa   Kamiena Stara   drewnale  

koniec dynastii Wazów...

... pałac biskupów w Broku

 

 

 

Niby jak dwa Baczewiaki jedną jagodą się dzielili, a w rzeczywistości jeden drugiemu gotów był kosą pod ziebro zapierniczyć. Takim salonowym i bardzo dystyngowanym wprowadzeniem, zapraszam Was na trzecią część sagi o kulinarnej niby dynastii. Dlaczemu spytacie się zapewne ta niby dynastia? Otóż już to dość w prosty i przystępny sposób, wszystko wytłumacze. Klapnie sobie grupa, gdzie kto tylko może, piwko otworzy lub kawkę zamówi. Zaczynam swo wywód, a Wy uważnie słuchajta, bo powtarzać nie będę, a temat toś jest pogmatwany. Uwaga... Zaczynam. W czasów, gdy ostatnia królowa z gangu Jagiellonów, miała zasiąść na tronie, szlachta wpadła na pomysła iście postępowego. Anna Jagiellonka urody jak by to powiedzieć, w ogóle żadnej nie posiadała. Szaruga, kaszalot czy listopadowa szaruga to przy niej całkiem śliczne określenia. Kanclerz, opiekun Skarbu i reszta magnaterii wydumała, że jeśli nie jest ona w stanie wziąć sobie jakiegoś zdatnego mena na tak zwaną mnięte, to my jej sami wybierzemy jakiegoś bogatego gacha. Całe perypetie z wyborem jej męża, opisałem wcześniej przy okazji dochodzenia, co to się stało z tykocinskimi arrasami w I tomie albumu, tak na marginesie. Od tej to pory będziem głosowali, na przywódcę naszego królestwa, lecz władzę będzie i tak miał nijaką. Już pięć wieków minęła, a słowa jakby bardzo nam znajome, tylko bez politycznych proszę tu wycieczek. Oczywiście każdy wybór był z lekka, na niezłych resorach zrobiony. Jedni drugich na temat swgo kandydata całkiem nieźle bujali. Obiecywali choćby wolność każdego szlachcica ma swej to zagrodzie. Zero podatków, carską i tatarską pod nogi sejmiku rzucić im koronę. Jak Andzi w końcu Walerka z francą na męża wybrali, to koronę Poski też przekazać chcieli. Gdy ten wytrzeźwiał i na ślep swój przejrzał, dał ciąg do Paryża tak był przerażony. Później był Batory. Tę już pewnie historię znacie ze stron mego albumu. Po nim właśnie rusza ta niby nasza dynastia królów z kucharską przeszłością.





Dynastia, to gdy władza z ojca na syna tudzież na jakiegoś stryja z łaski najwyższego spływa. W sposób dziedziczenia ją się przekazuje. Ta się ciągła za sprawą wyborów prawie demokratycznych. Wazy nami rządzili tylko i aż lat osiemdziesiąt, ale to aż nad to. Potop to ich była sprężyna. Oczywiście nie ten biblijny, ale szwedzki ja was proszę i o co poszła ta epokowa awantura? O jakiś tam tani mebel z Ikei czy też innego marketu. Zygmunt upomniał się o niego u swego przyrodniego braciszka. Jakoby pamiętał go, że stał w jego pokoju dziecinnym i mamuś mu na nim z cyca swego karmiła. Kuzyn Gucio rzekł mu na odczepnego, że korniki tamten jego zydelek zeżarły. A ten, na którym on siedzi już niewiele ma wspólnego z pamiątką z dzieciństwa. Więc niech się goni ze Sztokholmu, bo jeszcze go jakąś noga stołową po łbie wytrzaskać ochota go przyjdzie. Niby Władek, najstarszy syn Zygmusiu, odstąpił od tej ruchawki o ten zwykły taboret,dla świętego spokoju, bo całkiem wygodnie siedziało mu się na polskim to tronie. Za to jego bracia, szwedzkiego wujaszka w kinola walnęli. Przy jakieś rodzinnej imprezce, dostał Gucio z tak zwanego liścia, bo Ferdkowi w pijackiej manigle fakt zaboru krzesełka nagle się przypomniał. Trzeba wam wiedzieć, że Zygmuś miał trzech synów. Władka najstarszego, Kazka i Ferdka trochę w późniejszym wieku. Ferdek jako małolat sutannę przyodział. Już jako uczeń szóstej klasy szkoły podstawowej, był biskupem bez święceń kapłańskich , za to kasę brał należną, pałac też miał jak najbardziej biskupi. Wszelkie apanaże, złote pastorały, no i kobitki, nie tak znowu po kryjomu. W końcu cywilowi nikt nie mógł zarzucić, że kala biskupią sutannę. Taki mały galimatias z tego nam wychodzi. Jak dla ludu osoba kościelna, jak dla siebie samego całkiem świecka. Kazek za to to typ lekkiego popychadła. Przynieś to gamoniu, przesuń to pod ścianę. Podpisz i nie czytaj, i tak nie zrozumiesz.. Idealny kandydat na przyszłego króla. Ferdek z lekka gość nabormuszony. Kazek zaś minkę walnął, do tłumów pokrzyczał. Będę królem samodzielnym i nie będę tak siup ustaw podpisywał. Ferdek zaś prosto z mostu walił szlachcie w oczy. Opoje, nieroby, Polskę swą zgubicie. Dajcie mi władze nad sobą, płaćcie dość rozsądne podatki a obiecuje Wam kraj piękny, rozwinięty. Silną armię stworzę, każdy będzie mógł być przed sąd postawiony. Na co Kazek tak go zripostował, na co nam wasze podatki. Ruskie nas dozbroją, Szwedy dadzą zboże. Francja nas obroni a Anglia pomoże. Robić nie musicie, kasy wam dołożę. Na każdą świnkę i krówkę po złotym florenie co roku dopłacę. Ferdek już raczej w krzyku rozpaczy... Jako wasz duchowny, zdejmę tą sutannę i za żonę wezmę, wdowę po mym bracie, Ludwikę Marie... Brrrr, ale będzie obciach. Trudno, poświęcę się, i będę żył z bratową, co mi tam, że już dość stara i pomarszczoną miejscami. Tu się ją przygładzi, a tam coś podciągnie. Do ołtarza będzie szła niby młoda łania a nie wiekowa matrona. Problem z tym był jednak, gdyż ta Ludwika będąc jeszcze żoną Władka z Kaziem żyła związku, jak mówią otwartym. Za dnia stateczną pani domu, nocą szlajdusza w kaziukowych komnatach. Więc sondaże na ostatniej prostej były po równo każdemu. Coś więc musiało nagle się wydarzyć.






Był to buntownik Chmielnicki, kozak nad kozaki, wolał on walczyć z Kazkiem niż zawziętym Ferdkiem. Albo wybieracie gapę a ja Wam folguję. Albo biskupa, a ja na swego wspomagającego, Turka przyprowadzę. Wybór należy do waści elektorów. Dalej w spokoju pijecie, albo do ciężkiej roboty od jutra się bierzecie. Po niby wolnych wyborach, które jak wiadomo Jan Kazimierz wygrał. Był on juz ostatnim królem Polski z rodziny Wazów. Biskup Ferdynand Waza skrył się we Wyszkowie. Czasem do Broku na miętusa wpadał. Przyszłego pretendenta do polskiej korony po cichu szykował. Sam nie wygrał wyborów, jego zaś wychowanek przejął po Kazku posadę królewską. Lecz jak się okazało, rządził jak ostatnie Wazy. Ferdkowi pomarło się z żalu, w pałacu biskupów w tym, że we Wyszkowie. Patrzył i płakał gdy Szwed Polskę grabił. Wojsko żołdu nie miało, no bo skąd je mogło dostać, gdy nikt na jego utrzymanie nie chciał grosza łożyć. Francja jak wiadomo, wojnę wypowiedziała i poszła pić szampana by się nie upocić. Rosja, Prusy jak i Kozacy wszyscy ze swej strony Polsce dokopali. Tak się skończyła złota prezydentura... Tfu tfu tfu królowanie, Kazka lekkoducha jak go zwali.

W końcu i Kazimierz na ślepia też chyba przejrzał , gdy mu wierny sługa, hetman Lubomirski, złoił skórę i trybunałem go nieźle przestraszy. Co było robić koronę w depozyt przekazał i sam na emeryturę na Lazurowe Wybrzeże se wybył. Pławił się rozkoszach lecz nie tak zbyt długo. I jego też łaskawie Stwórca zabrał do siebie w dniu upadku Twierdzy Kamienieckiej.

 

Na tym dziś zakończę swoje te bajanie. Trochę szyderstwa, trochę złośliwości. Fakt jest dziś niezbity, rządy Wazów ściągnęły na Polskę wielki kataklizm. Był to początek końca naszej Rzeczypospolitej. Z krótką przerwą gdy to Sobieski na tronie posiedział. O nim już Wam opowiadałem. A jeśli ktoś chce sobie to przypomnieć, niech do mojej podróży po okolicach Narwiańskiego Parku wróci.

 

05 września 2020   Dodaj komentarz
opowieści edka poloneza   wesoła historia Poslki   Brok   dynastia Wazów  

Kolejna opowiastka o Wazach...

....bo Niegów nie bardzo mi się z czymś kojarzy.

 

 

 

Druga odsłona historii najbardziej kuchennej monarszej rodziny, w dziejach naszej Ojczyzny. Dla przypomnienia tym, którzy pominęli pierwszy odcinek. Wnusio Bronki Sforsą sławnej krakowskiej zielarki, oddany na przechowanie przez Kaśkę, która wyjechała do Szwecji na saksy, najwięcej czasu spędzał w pałacowej kuchni. Nadobył przez to ksywkę Waza. Naszła mnie też taka myśl, co by było gdyby jak inni kuchmistrze został Grubym lub Słoneczkiem od okrągłego lica nazwanym? Zygmunt III Gruby a może Słoneczko? W sumie dziwnie by to nie brzmiało, ale dla dzieci to lekki byłby na podwórka dyskomfort. Taki mały szczurek i weź go Grubym wołaj, może i fakt, że lepiej jak tym Waza został.
Pamiętacie pewne, że Zygmuś wdał się w spór rodzinny o tronowy mebel z IKEI. Ponoć polski zydel uwierał go okropnie i chciał swą mniej szlachetną część pleców na szwedzkim posadzić. To już jednak było, i to już nie wróci, leciem więc dalej, żeby was nie nudzić.
Doszły do Zygmusiu takie o to słuchy, że dość wypasiony rosyjski mebel może być do wzięcia. Otóż Rosja była w dość długiej żałobie, bo nawet do dziś zwą ten czas, czasem długiej smuty. A czemu tu się dziwić gdy rządy w tak wielkim imperium sprawuje gość z mrocznej opery. Godunow przytulił na lat kilka posadę Cara na moskiewskimi Kremlu. Śpiewał gardłowo, ale też gardłowo traktował swych bojarów. Albo na stryczek, albo pod toporek. Dziatwę kuzynostwa wcześniej też posiekał. Brrrrr... nie był jak widać zbyt subtelny jak obecny Car Kremla, nie bawił się w herbatki, raczej w krwawy befsztyk. Sam Godunow ponoć zszedłszy z tego to padołu po wypiciu wieczornej zielonej herbatki. Po tem to się już zaczęła prawie mydlana opera. Co rusz się pojawiał jakiś Samozwaniec. Tak się nazywały cudem ocalałe dzieciaczki wujostwa i ciotków poprzedniego Cara. Polska magnateria też w tym miała udział, wiadomo nasz car, nasze rurociąga. Sadzali na zydlu kolejne znajdy, swe córki nawet za mąż za nich wydawali. Jak oni sadzali tak ruscy ich ściągali. Dowcip po moskiewskich herbaciarniach nawet ci taki to krążył. Nie uczmy się ich imion na pamięć, gdyż tak szybko w niebyt to odchodzą.

 

 


Aż do tej zabawy włączył się nasz Zygmuś. Posłał on pod Smoleńsk z Żółkiewiczem hetmanem syncia swego starszego, Władka chorowitego. On od dziecka był słaby na zdrowiu, więc tatuś na wschód go wywiózł, co by się hartował. Przesiedział on w namiocie pod stertą ciepłych kołder, ale tytuł bohatera i jemu z czasem przypadł.
Zygmuś dał do Moskwy sygnał dość wyraźny. Mam wolne moce przerobowe w postaci swego syna. Wyślę Wam go na władcę, co będzie Was miłował. W zamian oddacie mi Inflanty, Smoleńsk i swój Nowogród. A trzeba to wiedzieć, że Rosjan Nowogród to jak dla nas Częstochowę ktoś by chciał odebrać. Więc tak jak u nas było z Częstochową, który ja raczył oblegać. Z lekka naród rosyjski pod się tego zrobił, i Polaków z Kremla na cztery wiatry pogonił. Co prawda Władka tam nie było, bo był na lekarskim w tym czasie zwolnieniu. Ale jak z tytułem zdobywcy Smoleńska tak i po wsze czasy Carem Rosji lubi się tytułować.
Gdy więc Zygmunt pożegnał się ziemskim padołem, szlachta jednomyślnie Władka na swego władcę obrała. Jakby o nim nie gadać, że niby leń i hulaka. To kraj w spokoju przez swe panowanie względnie trzymał. Rosję kilka razy próbował przekonać do oddania mu sobolowej czapki, która oni za swą koronę uważali. Ci zawsze twierdzili, że jest u kuśnierza i nie jej w tej chwili szansy na jej Polakom oddanie. Z kuzynem szwedzkim też się jakoś ułożył. Rządź na razie a później wrócimy do rozmowy.
Statki we Gdańsku zaczął też budować, co by nie liczyć tylko na skandynawskie linie promowe. Swego tatuśka na palu w Warszawie postawił, co by na nią sobie z góry patrzył.

 

 


Jak na gościa, co był w dużej mierze na L4 zusowskim, dobrze go dziś wspominamy. Ludzkim był władcą , bo nawet swą żonę swemu następcy w testamencie przepisał.
Kosztem odstąpienia od tej sobolowej czapki i krzesła Ikei na długi czas dla Rzeczypospolitej spokój względny zapewnił. Niestety ukraiński barszcz pod koniec jego żywota, wylał się na stepy. Lecz z jego konsumpcja zmierzyć już się musieli jego dwaj bracia, o których już w następnej odsłonie opowiem.

03 września 2020   Dodaj komentarz
turystyka rowerowa   Niegów   dynasta Wazów   edek polonez  

Jak to z Wazami było

...czyli po co zajrzeć do Wyszkowa?

 

 

 (dawny pałac biskupów płockich w Wyszkowie)

 

 

Na północy szwedzkie śledzie, na zachodzie ciasto francuskie, na południu strucel wiedeński, na wschodzie barszcz ukraiński. A w środku tego gastronomicznego gulaszu mały Wyszków ze swoją wazą. Już pewnie kartkujecie swoje przewodniki, włączacie programy kulinarne czy też portale plotkarskie w poszukiwaniu gwiazdki przy jakieś jadłodajni. Nie szanowna publiko, dziś zajmie się trochę rodzina, która na Polskę sprowadziła jedna z największych gameli. W sumie w kuchni się troszkę to wszystko zaczęło, gdyż jeśli mnie pamięć nie myli już o tym w albumie pisałem, ale dla nie uświadomionych przypomnę pokrótce. Bronka Sforsą zielarka, co to w krakowskich sukiennicach szczęki z warzywniakiem miała, swoim urokiem i garściami lubczyka dodawanego do zupy, tak omotała Zygę, że wziął ją na salony. Wnet też beret z antenka na koronę zamieniła, przez co mogła trząść Polska i Litwą. Przy tym non stop Zygę sztorcowała i na głowie kołki mu ciosała. Non stop słychać było.. Stary kup mi to, albo innym razem, Stary pojedziem do Ciechocinka na jakieś wywczasy. Zygmunt jak by nie patrzeć dość płodny był i to nie tylko w małżeńskim stadle. Wianuszek potomków po sobie zostawił. Niestety tylko jeden dzieci legalnie dotrwał, by po nim przejąć schedę. Za to jego córka, piękna Katarzyna za mąż poszła do Szwecji, za istnego wikinga. Ten non stop w jakiś najazdach brał udział, albo łupił, albo do siebie spierniczał. Kaśka list z paczką do swej matki przez marynarzy podała. W niem krótko i treściwie Bonie wyłożyła. Mamuś droga, zaopiekuj się moim Zygmusiem. Jak stanę na nogi i się tu odkuje, to go odbiorę. Smoczek i pluszaka masz w zawiniątku. Zmieniaj mu pieluszki i cyca nie dawaj. Co by tu nie słodzić, Bronka lekko się zbiesiła. Ona kobita na chodzie, a tu niby ma babcią jakąś zostać. Pod opiekę Zygmusia kuchcie jakieś dała, a ta go do zawodu kuchmistrza szykowała. Zygmuś lekki neptyk i typ popychadła, szybko ksywkę Waza od dziatwy zadobył. Koniec końców tak się sam ustawił, że po swej ciotce Ance polską koronę na głowę swą chciał też włożyć. Był Zygmunt Stary, a jak tego będziem dla odróżnienia w kronikach towarzyskich na Wawelu zwali? Niech to już będzie, tak jak gom wołali. Znaczy się Waza Zygmunt został i to dzięki krótkiej karierze kuchcika. Tu powinien być odnośnik do przygód jego Ciotki Anki i Stefka Batorego. Ale to już było i jak ktoś ma album to niech sobie rzuci na teks przy Tykocinie.


(reszki macew na wyszkowskim kirkucie)

No dobra, żeby nie przedłużać. Zygmunt doczekał się polskiej korony. Wieść gminna niesie, ze na swej królewskiej elekcji zgotował taki bigos, że palce lizano. Lecz po tem już było tylko gorzej. Wdał on się w konflikt rodzinny ze swym zamorskiem rodzeństwem. Że niby go tron polski kłuje w piąta krzyżową, a on by tam wolał w Sztokholmie, na tronie ze sztormowego drewna posiedzieć. Spakował swój dwór i przeniósł go bliżej morza. Z Krakowa do Warszawy to dwa tygodnie było drogi a do Gdańska drugie tyle wołami, do jakiegoś promu. A w Warszawce na parostatek se wsiadał. 24 godziny i już promem na śledzia wędzonego mógł w szwedzkiej gospodzie sobie tam pozwolić. Jak to w rodzinnych bywa wielu sporach. Niby bom tom, a świnie sobie po sądach podkładali. Zadawnione winy wywlekano, weksle niewykupione wsiem pokazywano. Nie raz jeden drugiemu i po ciemku w tak zwaną mordę przypaździeżył. Ni jak się nie dało Wazie wytłumaczyć, że nie jest miłym w Sztokholmie gościem i niech tu więcej nie wraca. Ciągło się to długo. Z syna aż na wnuki. I tym to sposobem przechodziem do sedna naszej opowieści.




(pomnik Cypriana Kamila Norwida w Wyszkowie)


Lecz tak se wpadłem na takiego pomysła, że ta opowieść o Wazach podzielę na kilka odcinków. Was nie będzie nużyć moja opowiastka, a przy okazji więcej można będzie fotek włożyć. Tak więc dziś już koniec, jutro dalszy ciąg powinien się zdarzyć. Cierpliwie czekajcie i oczka wypatrujcie. Kto nie chce czytać więc i tak mu to będzie obojętne. Trzymajta się ciepło i zawsze prawej strony. Chyba, że z Londyna lub Sidnej na to sobie patrzysz.

 

 

01 września 2020   Dodaj komentarz
opowieści edka poloneza   edek polonez   dynastia Wazów   Wyszków  
Krzysztof1963 | Blogi