Pan Edek w drodze na balety
Krótka opowieść o Zamku Kiszków
(atrakcje Ciechanowca)
Lekki dyskomfort psychiczny poczułem, gdy czyjaś dłoń na mym ramieniu spoczęła. Spiołem się, przygotowany na jakiś atak...
-Mistrzu, a gdzież to twój rumak się podział? Głos zniszczony życiem i ten naftalinowy odorek. Którz to mógł być jeśli nie mój namolny znajomy, pan Edek Polonez we własnej osobie. Tym razem beret z antenką szarmancko na czółko obsunął, pet w kąciku ust sterczał jak u pewnej z kreskówek postaci. Pod paltoczkiem cherlawą klatkę piersiową okrywało coś na kształt hawajskiej koszuli w różu majtkowej tonacji. Spodnie za to w wyraczastą seledynową kratę, o całą dłoń nad kostki kończące się dzwony.
-Ależ pan....szykowny powiedzieć wypada. Jeszcze jaki łańcuch na szyję i fingiel na palec. Panie Edku a gdzież to tak alegancko ubrany pan się udajesz? Żenić czy za mąż wydajesz? Szyk pan zadajesz większy bym rzekł niż chan krymski na biskupiej audiencji.
-A gdzie tam, na tańce się udaję. Pewna panna wdówka, znaczy stanu wolnego za to dość majętna, zabrać mnie postanowiła na rauty do domu spokojnej starości. Podobno balety są niemiłosierne.
(Zamek Kiszków oraz Modrzewiowy Dworek w rysunkach Pana Wilka)
(Tyle pozostało po murze okalającym zamek a później dworek. Po prawej miejsce w którym stały)
-Słyszałem, słyszałem. Rzekłbym nawet, że cudowne. Z balkonikami lub o kulach na parkiet ci suną, na dźwięk pierwszych dźwięków w takie wygibasy idą, że w podskokach bez niczyjej pomocy sfruwają z parkietu. Cud udokumentowany w księgach parafialnych. Całe szczęście, że zusowskich konowałów tam nie ma, bo emerytury i renty w lot by im zabrali.
-Ha ha ha. Nie był to jednak śmiech radosny a raczej jego przeciwieństwo.
-Coś nie tak Panie Edku?
-Raczysz pan żartować? Ja się nastawiałem na spokojne kortedanse. Jakiś walc, ewentualnie tango lub może polonez. A Pan mi powiadasz, że tam jakoweś murzyńskie podrygi?
(Ciechanowiec. Kapliczka w pniu drzewa oraz widok na kaplicę grobową rodziny Szczuków)
-Nie sprawdzisz, nie zaznasz Panie Edku rozkoszy, jako to mówi przysłowie. -Hop hop, Panie Edku. Mówi się, mówi. Jesteś Pan obecny ciałem lecz chyba nie duchem?
-Jestem, jestem. Lekko potrząsnął przy tym głową. Przysiągł bym, że strach w jego oczach zauważyłem. Żal mi się zrobiło tego poczciwego cudaka.
-Trochę się zamyśliłem i mam niewielkiego mojra. A jak się zbłaźnię na tem tanecznym wieczorku? Nie znam rzadnych kroków w tych nowoczesnych tańcach. Co mam robić drogi Panie Merksie kochany? Może jednak się wycofam jak Kiszka do swego zameczka przed Szwedów naporem.
-Nie masz obaw Panie Edku, będziesz na pewno gwiazdą zgromadzenia. Nawet śmiem powiedzieć najbarwniejszą ze wszystkich tam obecnych. Istny Koko Szanel we własnej osobie.
(stary cmentarz ewangelicki, na którym pozostało kilka XIX wiecznych nagrobków)
-Krygujesz pan i szyderujesz sobie ze spłoszonej zwierzyny. Przykro mi się na ten czas okropnie zrobiło. Jam Panu serce i czas za darmo poświęcam. Na ludzi próbuję bezskutecznie zrobić a Pan sobie ksiuty z poważnej okoliczności urządzasz.
-Ależ skąd znowu, jakbym śmiał się chichrać mój mistrzu i guru. Szyk i powab Twe nie są dla oczu zwykłych śmiertelników. Po prostu idź i olśnij ich swym czarem i powabem.
-Łoj tam łoj tam. Bo się zagalopujesz pan jak ta ślepa klacz na Wielkiej Pardubickiej i nie wybrniesz później z tej swojej piewczej tyrady. Ważne, żem schludnie i czysto odziany.
-Tiaaa... Czysty i nie trącany jakoby orleańska dziewica z Pana panie Edku kochany. A co to za kiszka i zameczek, o którym Pan wspominał. Nie znam tego tekstu a chętnie bym genezę poznał. Lecz miarkuję, że na bal się Pan śpieszysz i przez to wielce już mej straty żałuję. Bo muszę przyznać barwne są te pańskie opowieści, prawie jak te ciuszki co masz je Pan na grzbiecie.
-Ciuszki po nieboszczku mężu mojej damy serca, z paczki co to w dobrych czasach zza wielkiej wody słał, że do doma. Prawie nie noszone, jeszcze z metkami. Jakbyś Pan reflektował to z niewielką stratą pieniężna, ale wielkim zyskiem sympatii odsprzedam je panu, znaczy te z paczki a nie te z mojego grzbieta.
(Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu. Warto tu zajrzeć)
-Podziękować to za mało, za szczerość pańskiego serca Panie Edku. Serce mi się kraja, ale ostatnio nie mam, że tak powiem, wolnego grosza na zbytki odzieżowe. Więc może jeśli czas pozwoli to mi pan o tym zameczku opowie a modę na inną okoliczność odłożem.
-Nie znasz Pan Kiszków i ciechanowieckiego zamku? Nie dziwię się bardzo. W końcu szydzić łatwiej to przychodzi, niż nos w książki wsadzić. Bywają tam takie drobne znaczki, literkami je zwą. A gdy się je poskłada jak puzzle to nawet słowa z nich wychodzą. Z tych słów zdania powstają...
-P R Z E P R A S Z A M!!!! Przepraszam, jeśli uraziłem szanownego pana. Nie było to moją intencją. Może więc skróci Pan te swe wywody na temat mojej jakoby analfabetycznej przypadłości i przejdzie może do meritum sprawy.
Spojrzał na mnie z politowaniem, lecz już nie ciągnął swej żmijowatej gadki. Rozejrzał się wokoło i machnął na mnie głową wskazując ławeczkę przy zambrowskich lwach, stojących na nieczynnej o tej porze fontannie.
(Szczególnie jesienią pięknie prezentuje się muzealny park)
-Przez moją cioteczną - wujeczną pra pra babkę miałem zaszczyt być spokrewnionym z dawnym właścicielem miasteczka jakim stał się Ciechanowiec w tym czasie co i nasz ukochany Zambrów. Z tem, że Zambrów nie był niczyją własnością, czyli pod książęcą będąc kuratelą grosz sypał do ogólnej mazowieckie szkatuły. Ciechanowiec za to wzbogacał Kiszków. Ród możny natenczas. Wpływy mieli na mazowieckim jak i litewskim to dworze. Nawet przy granicznych ruchawkach zawsze w ich rękach miasteczko pozostawało. Nad Nurcem deptak z pierwszymi wyszynkami zaczęli urządzać, przez co klyjentelę z Warszawki i Wiednia nawet zapraszali. Dancingi w Złotym Kłosie takie podobno się tam działy , że sam Batory król tam balować potrafił. Sławą takową się pysznił imć Pan Kiszka na wschód od Renu, że Baden-Baden i inne Ciechocinki w biedę zaczęły popadać. Co lepsza klyjentela dawaj się w turystycznych biurach zapisywać na senatoryjne wyjazdy, do tego kurorta. Ponoć nawet Galipaldi z Monako na przeszpiegi umyślnych wysyłali i chcąc swych gości przy sobie utrzymać, kasyno pierwsze wtedy na jednorękich bandytów otwarli.
(Rzeka Nurzec oraz zalew to ulubione miejsce odpoczynków mieszkańców Ciechanowca)
Dłońmi zakryłem twarz swą, żeby nie parsknąć i nie popłakać się ze śmiechu. Gdy mi już głupawka minęła, poważnie odrzekłem.
-Panie Edku, ale nadal nic nie wiem o wspomnianym zamku. Też był jak sułtański pałac i w przepychu tonął?
-Tonął to Kiszko, ale w nurcie Nurca jakby rzekł to Mickiewicz. Zamek był okazały. Z wieżami i mostem zwodzonym. Bronić miał przeprawy z ruskiej na mazowiecką stronę. Nie wiem, czyś Pan jest świadomy, że po dzień dzisiejszy w Ciechanowcu dwa kodeksy, w sprawach spadkowych sądy przeglądają chcąc sprawiedliwie orzec. Kodeks carski oraz Księstwa Polskiego. A widzisz Pan, tego żeś Pan nie wiedział.
(Spacer po parku pozwali wyciszyć się)
-Nie wiedziałem, że aż tak ciekawym miejscem wspomniane miasteczko się jawi.
-Co tu owijać w bawełnę, niewiele pan okolicznych miejscowości poznał, to i nie znasz ich pięknej historii. Dziś muszę szanownego pana już opuścić bo mi jeszcze kto moją pannę poderwie. A jako osobie względnie wykształconej i w towarzystwie obytej , nie pasuje co by dama na swego partnera czekała. Przy jakieś to okazji wrócę do temata. Jeśli oczywiście taka będzie pańska wola i odpowiedni zasób złocistego płynu, to opowiem Panu jak to Kiszko na ikejowskie tratwie próbował spławić się przed urzędem skarbowym. Teraz żegnam i w te pędy lecę. Lot trzmiela i taniec z szablami dziś na mnie czeka. I jak Fred Flinston w okrzykiem siabadaba na ustach poleciał.
(stare domy popadające w ruinę)
Dodaj komentarz