Pamiątka po Sowietach
Linia Mołotowa - Zambrowski Obszar Umocnień
(Połupasy w okolicach Ostrowi Maz)
O tym, że przyszło nam żyć na pograniczu Mazowsza i Podlasia nie raz już opowiadałem, lecz o czasach gdy byliśmy nadgranicznym miastem powoli dano nam zapomnieć. 1939 rok to agresja Niemiec oraz Sowieckiej Rosji. W potocznej mówię ludzi pamietajacych tamte czasy używa się określenia "pierwszego sowieta". Był to okres wzmożonych aresztowań ludności polskiej, w szczególności inteligencji oraz różnego typu społeczników. Trafiali oni do więzień, mordowano ich a rodziny deportowano na Daleki Wschód do syberyjskie tajgi czy na kazachskie stepy. Niedawno minęło 40 lat od wyjazdu ostatniego sowieckiego sołdata z granic powojennej Polski. Nie jestem fanem Armii Czerwonej i nie mam zamiaru jej chołubić, lecz uważam, że groby powinny pozostać jako tzw uświęcona ziemia. Nie czcijmy ich, nie pozwalajmy wmówić sobie, że to z naszej winy rozpętała się II Wojna Światowa, ale zachowajmy szacunek dla grobów.
No dobra, czas pokazać Wam trochę pozostałości po "wyzwolicielach“. Jak wspomniałem pod koniec września 1939 roku staliśmy się terenami nadgranicznymi. Stalin oraz jego stratedzy stanęli przed nowym wyzwaniem, jak zabezpieczyć nowa granicę. Fortyfikacje nazwane dumnie Linią Stalina znalazły się kilkaset kilometrów od obrzeży imperium sowieckiego. Co prawda kilku odważniejszych generałów proponowało budowę betonowych schronów kilkadziesiąt kilometrów w głąb zajętych terenów, żeby ukryć pracę i rozmieszczenie obiektów przed hitlerowcami. Lecz stanęło oczywiście na prawomyślnym poglądzie Stalina. Na początku 1940 ruszyły pracę poczynając od Morza Bałtyckiego na Łotwie aż po Karpaty. Podobno wybudowano około 1800 obiektów. Jeśli ktoś pamięta czasy komunistycznych budów to podpowiem, że wyglądało to jeszcze gorzej. Brak stali, cementu. Brak sił ludzkich. No i komisarz ludowi, którzy mieli najwięcej do powiedzenia na każdy temat. Budowali to ludzie z karnych jednostek, więźniowie polityczni i zmuszeni do tego okoliczni mieszkańcy.
(rozbite schrony w okolicy Dąbrowy)
Południe to umocnienia na linii Bugu, północny odcinek biegnie zaś przez Podlasie i Suwalszczyznę.
Najbliżej mnie znajdują się oczywiście Zambrowski Obszar Umocnień, który ciągnie się na odcinku ok 100 km między Osowieckim a Brzeskim. Okolice Andrzejewa, Zarąb Kościelnych czy Śniadowa są usiane pozostałościąmi popularnie nazywanym bunkrami.
Mimo grubych murów żelbetonu, w wielu miejscach zostały one zburzone ostrzałem artyleryjskim, bo jak wiele sowieckich budowli byle one wykonane byle jak. Wiele schronów powinno posiadać własne agregaty prądotwórcze i pompy wodne. Jak się domyślać ie posiadały tylko na papierze. Uzbrojeniem miała być broń przerzucona ze wspomnianej Lini Stalina. Efekt, nie miała jej linia Molotowa oraz rozbrojona linia Stalina. Zafalszowana sprawozdawczość przewidywała pełną gotowość w połowie 1942 roku a realiści stawiali na 1945 rok.
(w dole była już granicą Generalnej Guberni)
Linia wogóle nie spełniła swoich obronnych funkcji. Niewykończona, nie dozbrojona, zbyt blisko miejsc koncentracji niemieckiej armii. Mało? Dołożyć można do kotła fakt, że atak nastąpił w niedzielę, gdy większość wojska piła i bawiła się. A Ci, którzy mieli pecha pozostać w gotowości odbywała np cwiczebne wymarsze jak bataliony z okolic Andrzejewa. Pierwszorzutowe niemieckie oddziały przeszły praktycznie bez strat. Tam gdzie obsada stawiała opór pozostawiono je dla jednostek drugorzutowych, które często podchodziły od tyłu, czyli od nie bronionych stref.
Mimo tego, Niemcy nie starali się ich niszczyć doszczętnie. Po latach nowa władza pomna ataku z zachodu zachowała je z przeznaczeniem do wykorzystania ich w przyszłym konflikcie. Zwiedzając je należy uważać. Złomiarze rozszabrowali włazy i stalowe zabezpieczenia więc łatwo wpaść do jakieś studzienki. Wystające pręty mogą spowodować też obrażenia. Lecz dla miłośników fortyfikacji oraz historii stanowią one obiekty godne zwiedzenia. Jeśli ktoś mnie pyta czy nie boję się ich zwiedzać, to odpowiadam, że żmij oraz kacoperze nie strachem się. Lecz mam obawy gdy przywołać sobie końcowy fragment "Malowanego Ptaka". Ja tam byłem i zwiedziłem. Łba nie rozbiłem i kostki nie skręciłem, szczury mnie nie zjadly. Więc i Was zachęcam do odwiedzenia kilku z nich.