Kolejna opowiastka o Wazach...
....bo Niegów nie bardzo mi się z czymś kojarzy.
Druga odsłona historii najbardziej kuchennej monarszej rodziny, w dziejach naszej Ojczyzny. Dla przypomnienia tym, którzy pominęli pierwszy odcinek. Wnusio Bronki Sforsą sławnej krakowskiej zielarki, oddany na przechowanie przez Kaśkę, która wyjechała do Szwecji na saksy, najwięcej czasu spędzał w pałacowej kuchni. Nadobył przez to ksywkę Waza. Naszła mnie też taka myśl, co by było gdyby jak inni kuchmistrze został Grubym lub Słoneczkiem od okrągłego lica nazwanym? Zygmunt III Gruby a może Słoneczko? W sumie dziwnie by to nie brzmiało, ale dla dzieci to lekki byłby na podwórka dyskomfort. Taki mały szczurek i weź go Grubym wołaj, może i fakt, że lepiej jak tym Waza został.
Pamiętacie pewne, że Zygmuś wdał się w spór rodzinny o tronowy mebel z IKEI. Ponoć polski zydel uwierał go okropnie i chciał swą mniej szlachetną część pleców na szwedzkim posadzić. To już jednak było, i to już nie wróci, leciem więc dalej, żeby was nie nudzić.
Doszły do Zygmusiu takie o to słuchy, że dość wypasiony rosyjski mebel może być do wzięcia. Otóż Rosja była w dość długiej żałobie, bo nawet do dziś zwą ten czas, czasem długiej smuty. A czemu tu się dziwić gdy rządy w tak wielkim imperium sprawuje gość z mrocznej opery. Godunow przytulił na lat kilka posadę Cara na moskiewskimi Kremlu. Śpiewał gardłowo, ale też gardłowo traktował swych bojarów. Albo na stryczek, albo pod toporek. Dziatwę kuzynostwa wcześniej też posiekał. Brrrrr... nie był jak widać zbyt subtelny jak obecny Car Kremla, nie bawił się w herbatki, raczej w krwawy befsztyk. Sam Godunow ponoć zszedłszy z tego to padołu po wypiciu wieczornej zielonej herbatki. Po tem to się już zaczęła prawie mydlana opera. Co rusz się pojawiał jakiś Samozwaniec. Tak się nazywały cudem ocalałe dzieciaczki wujostwa i ciotków poprzedniego Cara. Polska magnateria też w tym miała udział, wiadomo nasz car, nasze rurociąga. Sadzali na zydlu kolejne znajdy, swe córki nawet za mąż za nich wydawali. Jak oni sadzali tak ruscy ich ściągali. Dowcip po moskiewskich herbaciarniach nawet ci taki to krążył. Nie uczmy się ich imion na pamięć, gdyż tak szybko w niebyt to odchodzą.
Aż do tej zabawy włączył się nasz Zygmuś. Posłał on pod Smoleńsk z Żółkiewiczem hetmanem syncia swego starszego, Władka chorowitego. On od dziecka był słaby na zdrowiu, więc tatuś na wschód go wywiózł, co by się hartował. Przesiedział on w namiocie pod stertą ciepłych kołder, ale tytuł bohatera i jemu z czasem przypadł.
Zygmuś dał do Moskwy sygnał dość wyraźny. Mam wolne moce przerobowe w postaci swego syna. Wyślę Wam go na władcę, co będzie Was miłował. W zamian oddacie mi Inflanty, Smoleńsk i swój Nowogród. A trzeba to wiedzieć, że Rosjan Nowogród to jak dla nas Częstochowę ktoś by chciał odebrać. Więc tak jak u nas było z Częstochową, który ja raczył oblegać. Z lekka naród rosyjski pod się tego zrobił, i Polaków z Kremla na cztery wiatry pogonił. Co prawda Władka tam nie było, bo był na lekarskim w tym czasie zwolnieniu. Ale jak z tytułem zdobywcy Smoleńska tak i po wsze czasy Carem Rosji lubi się tytułować.
Gdy więc Zygmunt pożegnał się ziemskim padołem, szlachta jednomyślnie Władka na swego władcę obrała. Jakby o nim nie gadać, że niby leń i hulaka. To kraj w spokoju przez swe panowanie względnie trzymał. Rosję kilka razy próbował przekonać do oddania mu sobolowej czapki, która oni za swą koronę uważali. Ci zawsze twierdzili, że jest u kuśnierza i nie jej w tej chwili szansy na jej Polakom oddanie. Z kuzynem szwedzkim też się jakoś ułożył. Rządź na razie a później wrócimy do rozmowy.
Statki we Gdańsku zaczął też budować, co by nie liczyć tylko na skandynawskie linie promowe. Swego tatuśka na palu w Warszawie postawił, co by na nią sobie z góry patrzył.
Jak na gościa, co był w dużej mierze na L4 zusowskim, dobrze go dziś wspominamy. Ludzkim był władcą , bo nawet swą żonę swemu następcy w testamencie przepisał.
Kosztem odstąpienia od tej sobolowej czapki i krzesła Ikei na długi czas dla Rzeczypospolitej spokój względny zapewnił. Niestety ukraiński barszcz pod koniec jego żywota, wylał się na stepy. Lecz z jego konsumpcja zmierzyć już się musieli jego dwaj bracia, o których już w następnej odsłonie opowiem.