Miłość (do roweru) w czasach zarazy
Czyli co można a czego nie można
6 marca ogłoszono pierwszy przypadek zachorowania w Polsce na koronowirusa. Od 13 marca obowiązuje stan epidemii w kraju. Panika, w sklepach brakuje rzyżu, makaronu i papieru toaletowego. W niedzielę kościoły odwołały lub ograniczyły ilość wiernych na mszach. Armagedon.
Na niedzielę planowaliśmy z Jackiem Jechać na wschód. Trasa miała mieć ok 230km. Zamknięte wszystkie punkty gastronowmiczne a przede wszystkim bardzo niska temperatura zmusiła nas do pozostania. Za to w niedzielę wyskoczyliśmy na mała rundkę po okolicy. Zostałem za to srogo skarcony. Ludzie zarzucili mi, że to przez takich jak ja i mnie podobni mamy stan epidemii w Polsce. Czy aby na pewno? Siedzenie w domu w niedziele, nie uchroni mnie od zarażenia się wirusem w poniedziałek czy inne dni tygodnia. Niestety muszę otworzyć sklep. Próbowac coś sprzedać i zarobić na życie na podatki czy zus. Nikt mi nie pomoże, nikt nie da mi szansy na odroczenie płatności.
No cóż nie ma co się rozczulać. Życie toczy się dalej. Rano słońce wschodzi a wieczorem też zajdzie. Wczoraj rower na dla sportu a dziś jako transport z domu do pracy.
Tak więc wchodzimy w etap obserwowania swojego organizmu. Zaraziłem się czy nie. Ale czy to spowoduje, że nie wyjdę z domu? Przetrwam to i nadal będę jeździł.