Edek a smocza sprawa
Czyli jak to ze smokiem i Wandą było...
-Nie słyszał Pan, że kaczek nie powinno się dokarmiać? Szczególnie chlebem. Zagaiłem znajomą mi postać opartą o barierkę przy zalewie.
(Nur. Kultowa już pijalnia piwa u Pana Wacka. Niestety już zamknięta)
-Mówisz Pan, że chleba powszedniego nie jest dane skosztować tym ptaszyskom? A gdzie pańskie dobre serce? Uśmiechnął się do mnie Pan Edek odsłaniając przy tym swój zabójczy uśmiech amanta uzbrojonego w wybrakowane uzębienie.
-Co słychować w wielkim świecie bohemy artystycznej miasta Zambrowa? Jakoś nie widzę ostatnio Pana w tym kostiumie Pszczółki Mai, czyżby już kontrakt się skończył?
-A gdzież by tam. Dogrywam sprawę z nowym wydarzeniem artystycznym. Mam w przedszkolu występować jako jakieś smoczysko.
-Pewnie w bajce o Smoku Wawelskim i Szewczyku Dratewce. Obys Pan tylko dzieciaków nie wystraszył.
-Ja? Panie nawet muchy mnie się nie boją a co takie szkraby z przedszkola. Podobno lgną do mnie jako i te muchy w gorące letnie dni. Ale wiesz pan, mam wyrzuty sumienia i nie wiem czy nie powołać się na klauzulę sumienia.
-A z jakiego to powodu?
-Wiesz Pan, że to jedna wierutna ściema z tą cała bajką o Smoku Wawelski, mało tego opowieść jest jawną kradzieżą wartości intelektualnych!
-Fiu fiu fiu...Panie Edku. To, żeś pan pojechał po bandzie. Skąd taki wniosek pan wyciągasz?
-Jako niedouczony człowieczek możesz pan się wyśmiewać. Ale prawda jest taka, że kolejny raz Krakusy przywłaszczyli sobie postać historyczną i wpisały bezkarnie do swojej historii.Wyobraź pan sobie, że smok i Dratewka faktycznie się spotkali, lecz w innych to okolicznościach i to w bliskiej nam okolicy.
(Nur. Za sprawą Romana Pułaskiego pomalowano drewniane domy przy rynku. Kościół w Nurze)
-co Pan powiesz? Smoki żyły w naszej okolicy? Teraz to już chyba naprawdę niezłą mi Pan chcesz opowiedzieć bajkę.
Edward odwrócił się do mnie, oparł plecami o barierkę. Poprawił swój kaszkiet i zakładając ręce na piersi tak rzekł do mnie.
-Mimo wieku wskazującego, żeś pan z przedszkola już wyrósł, to widzę, że wiedzę posiadasz niewiele różniącą się od przedszkolaków. Kto mówi o dinozaurach czy innych jaszczurach? Tu wszystko jest metrykalnie udowodnione i spisane. A jak nie chcesz pan słuchać to ciąg mi stąd i nie zawracać mi ….gitary.
-Już dobrze, dobrze Panie Edku. Niech się Pan nie unosi bo jeszcze serducho Panu piknie. Po co od razu tak się denerwować. Weźmy sobie usiądźmy na ławeczce, pogadamy jak Polak z Polakiem. Ja tam się z Pana nie naśmiewam i nie ukrywam, że bardzo pańskie bajania przypadły do gustu.
-Co z tego, jeśli nie wywiązujesz się Pan z gospodarskich obowiązków. Kiedyś to miałeś Pan jakiegoś browara w sakwie, a teraz...nie ma wody na pustyni!!!
(Już nie będzie tak miłej atmosfery jak "u Wacka". Podróż wzdłuż Bugu czasem prowadzi przez piachy)
-Obiecuję przy najbliższej okazji odpokutować, ale może nie dziś bom nie przygotowany. Ale obiecuje, że jeśli będzie Pan tu jeszcze jakiś czas karmił te kaczki po naszym rozstaniu po na pewno coś znajdę i Panu podrzucę.
-Co prawda obietnicami piekło wybrukowali, ale trzymam Pana za słowo i chwilę tu sobie jeszcze posiedzę. A wracając do opowieści to musisz się Pan przenieść nad Bug do niedalekiego Nura. Pewnie nie jesteś Pan świadomy, że kiedyś był tam bardzo wielki dwór kasztelański a nieopodal wielki port rzeczny. Akcja się rozegrała między trzema osobami. Janielcia. Dziewka służebna przy dworze. Osoba o słusznym wyglądzie co to miała na czym usiąść i czym pooddychać. Panna ojca podobno nieznanego i Matki kucharki. Lulian Niteczka. Osobnik o reputacji szemranej. Smagły na twarzy, z zawadiackim wąsikiem w kolorowych skarpetach chodzący, znaczy cwaniak i hosztapler. Wykształcenia nieokreślonego, powiedziałbym żyjący z manienia kobiet swoim wyjątkowym bajerem. Oraz Biern. Kapitan barki rzecznej, zwanej Smokiem z powodu kopcącego jak wspomniany gad komina oraz jego właściciela nie pokazującego się bez swej dymiącej fajki.
-Pewnie się w nurt Bugu rzuciła nie chcąc wyjść za...
-nie kończ pan, jeśli nie chcesz czuć rozczarowania. Słyszę ponownie nutę ironii w pańskim głosie. Otóż wspomniana Janielcia była w wieku już nie podchodzącym pod paragraf i przy tym chętna do znalezienia adoratora, który to przekształcił by się w małżonka, dała się namówić na wypad w plener z koszykiem piknikowym oraz kocykiem. Pani Janielciu, rzekł Lulian Niteczka. Dzisiejszego wieczora mają puszczać wianki na Bugu. Będą tam tańce i jakieś zakąski. Poprzytulamy się do księżyca się będziem wzdychali. Będzie klawo moja Ty Janielcio. Może nawet jakiś mały prezencik się znajdzie. Kto wie kto wyłowi Twój wianuszek moja Ty moją rusałko. No cóż, nie pierwsza to gąska co na gładką gadkę tego lisa Luliana się wzięła. Wieczną ondulacje na wieczór zamówiła i szpon malowanie. Ale być gotową na wszelakie niespodzianki, poszła nad rzekę kąpieli urządzić. Do rosołu się wzięła rozbierać a tu zza zakrętu ze mgły się wynurzył. Któż by inny jak nie smok. Tyle, że nie Wawelski a dymem kopcącym. Za sterem stał potomek Wikingów Biern Langerfingel potocznie od swego statku Smokiem nazywany. Bo podobnie jak jego balija tak i on okropnie kopcił, z fajczanego cybucha.
-Jak to dziewcze na oczka zobaczyło to fik do wody zrobiło. Pech chciał, że tak nieszczęśliwie, że wodą niby wieloryb się zachłysnęło i niczym hipopotam na dno poszło.
- Ale co to ma wspólnego ze Smokiem Wawelskim?
-Daj Pan skończyć opowieść i wtedy zadawaj pytania. Nie przystoi zdradzać szczegółów przed końcowymi napisami.Więc Biern nie wypuszczając fajki z zębów skoczył Janci na ratunek. Wyciągł ją na pokład za pomocą lewarka. Dawaj robić sztuczne oddychanie, a trzeba pamiętać, że panna nie do końca ubrana. Jak to z brzega Lulian przyuważył, mało go krew nie zalała. Żeby kto mu gołą przyszła i niedoszła narzeczoną tak bezczelnie obmacywał. Ja Cie już urządzę pomyślał. Tylko niech cię w ciemnym zaułku spotkam. Tymczasem Janielcia na ślepka przejrzała i się w wybawcy pierwszą miłością zakochała. Nawet wdzięków nie próbowała przykryć być może nawet ze swego niekompletnego odzienia świadoma. Oko maślane, uśmiech półgłupi, ot jaka pensjonara a nie pełnokrwista pomoc kuchenna z kasztelańskiego dworu. Jak nie ucapi za szyję kapitana, jak mu nogi na plecy nie zarzuci. Aż Biernowi tchu o mało nie zabrakło. Chłopina co prawda nie bardzo był chętny gdyż już posiadał na składzie dwie żony niezbyt legalne w portach na Bugu i całe stadko z nimi dzieciaków, ale jak to chłop umizgów nie odrzucił.
(Być w Nurze i nie zajrzeć do Zuzeli to grzech. Muzeum krd. Stefana Wyszyńskiego, który tu się urodził i chodził do szkoły)
-UUUUUUUUUU....to faktycznie niezbyt udana sytuacja i do przedszkola nie bardzo się nadająca.
-Sam pan widzisz, ale dotrwaj do końca to się przekonasz jak się to skończyło.
-Rozbudziłeś moją ciekawość niemożebnie . Ciąg dalszy poproszę Panie Edku kochany.
-Tylko bez tych słodkich słówek. Pamiętam o piwie i niech pan też nie zapomina. Więc odstawił do portu nieszczęsną Janielcię, okrył jej wstyd żaglem i nieprzytmnie rozkochaną na pomoście zostawił. Lulian przybiegł z pomocą i dawaj kadzić pannie, lecz ta już go nie słuchała myśląc o jurnym Wikingu z fajką w zębach. Nie ważne, że był dużo starszy od niej i o emeryturz już myślał, dla niej był pół bogiem, pół Adonisem.
-Lulian wściekł się na Janielci ratownika, postanowił dać mu nauczke. Lecz nie bardzo miał odwagę stanąć z matrosem do walki więc w tawernie, w której odpoczywał Smoka kapitan, zamówił baraninę po węgiersku. Kazał posypać czałuszką obficie. Biern nieświadom przyjął od niego to jako niby podziękę za narzeczonej uratowanie. Zjadł i mało mu ślepia z orbity nie wyszły. Jeden dzban piwa wychłeptał, mało. Następny. A że miał ciężką głowę i wielkie brzusztsko to wyżłopał prawie rzekę tego pszenicznego napitku. Jako, że pił na rachunek Luliania to nieźle go skrobneła ta zemsta, a kapitan co prawda padł, ale na pokładzie swojego śmiesznego stateczka. Gdy kazał odpływać rozpaczona Janielcia z pomosta się chciała za nim w nurta Buga rzucić, lecz policyja wodna ją od tego powstrzymała i mandatem ukarała. Wieść się o tem po okolicy rozeszła lotem błyskawicy i powtarzano ją na zasadzie głuchego telefona. Tak to zniekształcona nad brzeg Wisły dotarła a Krakusy ją sobie przypisali jak i opowieść o Mistrzu Twardowskim.
(Bug zawsze jest malowniczy)
Zacna to opowieść Panie Edku. Już lecę po jakieś niewielki podziękowanie. Nie chcę co by Pan jak ten smok padł na przedstawieniu w przedszkolu więc jeśli Pan pozwoli to kupię jakieś antyalkoholowe.
-A idźże Pan pod jasną niewypowiedzianą. Takie jest pańskie podziękowanie? Ot i żmiję na swym sercu człek wyhodował.